Od ostatniej rozmowy Jimina z Taehyungiem minęło pięć miesięcy. Nie widzieli się ani razu. Nie dzwonili do siebie, ani nie pisali. Rozstali się bez słowa wyjaśnienia, a Jimin mimo szczerych chęci nie potrafił o nim zapomnieć. Codziennie śniły mu się koszmary, których nie łagodziła nawet obecność Namjoona. Budził się w środku nocy z płaczem zasypiał na kilka godzin i historia powtarzała się po kilku godzinach. Nienawidził wieczorów, bo koszmary dręczyły go każdej nocy. Wyrzuty sumienia i poczucie winy towarzyszyło mu każdego dnia. Nie pracował, bo nie miał siły. Niewiele jadł, nie spał dobrze, a jego organizm zachowywał się tak jakby już jedną nogą był po drugiej stronie, jakby już nie żył.
Namjoon starał się mu jakoś pomóc, ale nic nie działało. Nawet silne leki nasenne nie pozwalały Jiminowi zasnąć. Nic nie pomagało, a w jego oczach praktycznie przez cały czas kryły się łzy, którym nie pozwalał ujrzeć światła dziennego. Chciał ukrywać swoje słabości, ale niestety mu się to nie udawało.
Po pięciu miesiącach Jimin podjął decyzje o powrocie do rodzinnego miasta i chociaż strasznie nie chciał znowu spotkać się z rodzicami, musiał to wreszcie zrobić. Czuł się winny, bo zostawił ich samych.
— Jesteś pewny? — zapytał Namjoon, gdy zobaczył jak Jimin pakował swoje rzeczy. Siedział na ziemi w sypialni i składał ubrania, tak aby zmieściły się w niewielkim plecaku. Tak jak zawsze nie miał zbyt wielu własnych rzeczy, nie miał też poczucia, że to mieszkanie było jego miejscem na ziemi.
— Tak, tutaj nie czuję się dobrze — wyszeptał i wstał z miejsca, zarzucając plecak na jedno ramie. Uśmiechnął się do Namjoona. Jego blada skóra wyglądała strasznie niezdrowo, a ciemne włosy mocno kontrastowały z tym jak nienaturalnie zbladł. Nawet jego ciemne oczy były pozbawione blasku. Namjoon widział, że jego przyjaciel nie czuł się dobrze i nie zamierzał go zatrzymywać. Nawet jeśli chciał go mieć przy sobie. — Zadzwonie jak będę na miejscu. Dziękuję ci za wszystko hyung...
Przytulił się do niego ostatni raz, a Namjoon objął jego drobne ciało, czując jak wiele się zmieniło. Kilka miesięcy temu Jimin wyglądał o wiele lepiej. Nie martwił się o rodziców, nie cierpiał z powodu rozstania. Wtedy był szczęśliwy, a teraz walczył sam ze sobą, aby nie płakać.
— Wszystko się jakoś ułoży — wyszeptał i pocałował go ostatni raz. Jego usta się nie zmieniły. Były dokładnie takie same, tak je zapamiętał. Jednak Jimin nigdy nie oddawał jego pocałunków tak jak kiedyś. Robił to od niechcenia, jakby ktoś go do tego zmuszał, przez co Namjoon nie całował go zbyt często, praktycznie wcale tego nie robił. — Wierzę, że będziesz szczęśliwy w Daegu...
Jimin tylko sztucznie się uśmiechnął. Sam w to nie wierzył. Chciał po prostu wrócić do swojego rodzinnego mieszkania i może zostać tam na zawsze, bez względu na to jaki los go tam czekał. Czuł, że przyszedł czas na poddanie się losowi. Musiał zwyczajnie odpocząć, a nieznając miejsca, w którym mógłby naprawdę wypocząć, postanowił wrócić do własnego domu, tam gdzie czekały na niego jedynie rozczarowania...
Wsiadł do samochodu i poczuł minimalną ulgę. Od kiedy przyjechał do Seulu praktycznie nie wychodził z mieszkania Namjoona. Siedział tam całymi dniami, nie wychodził na zewnątrz. Nawet nie miał ochoty na opuszczanie bezpiecznego miejsca.
Ruszył powoli, ale z czasem znowu poczuł się pewnie za kierownicą. Wystarczyła godzina drogi, aby jego miłość do jazdy wróciła. Przez chwile poczuł się naprawdę wolny, tak jakby nic go nie ograniczało. Nic poza przepisami drogowymi. Na samą myśl o kontroli przypomniał sobie swoje pierwsze spotkanie z Taehyugiem. Pamiętał jego obojętny wzrok, a potem przypomniał sobie jak go potraktował w czasie ich ostatniego wspólnego dnia.
— Dalej cię kocham Taehyung — wyszeptał, wierząc, że te słowa w jakiś sposób uleczą jego bolące serce, ale to nic nie zmieniało. Przyznał się sam przed sobą do swojej największej słabości.
CZYTASZ
All my rainy days BTS vmin
RomansaWystarczył jeden deszczowy dzień, aby całe życie Jimina zmieniło się nie do poznania. Przypadkowe spotkanie z policjantem odmienia życie ich obu, ale nie sprawia, że to co złe staje się dobre. Czasami trzeba zrezygnować, albo walczyć mimo trudności...