Rozdział 22

43 12 3
                                    

W sensie, chciałam mu powiedzieć o tym, co mnie gryzie. W ostatnim czasie stał się jedyną osobą, przy której mogłam o tym spokojnie mówić. On mnie słuchał i przytulał. Nie oceniał i nie komentował.

Ale nie wiem, czy chciałam mu dorzucać także moje problemy. Miał swoje. Dopiero, co się przede mną otworzył. Wiem, że zasługiwał na to samo, ale czułam się winna, zasypując go swoimi rozterkami.

- Powiedz mi, Jas- szepnął tuż przy moich uchu.

- Skąd ci się wzięło to Jas, co?- zapytałam, odwracając się do niego.

Wzruszył tylko ramionami.

- Nie wiem. To po prostu jakoś bardziej do ciebie pasuje niż Jasmine.- Jego twarz nagle stężała.- Jeśli ci się nie podoba to powiedz, przestanę cię tak nazywać.

- Nie, nie- zaprzeczyłam szybko.- Tak jest dobrze. Pierwszy raz kojarzy mi się z czymś dobrym- stwierdziłam i wtuliłam się w niego. Jego ręce mocniej zacisnęły się wokół mojej tali.

- Co to znaczy, że pierwszy raz kojarzy ci się dobrze?- spytał słabym głosem.

- Pamiętasz tego chłopaka, o którym ci opowiadałam?

- Chodzi o Xaviera?

Przytaknęłam.

- On też tak do mnie mówił. Nazywał mnie tak, bo to miało być takie prześmiewcze. Nie mówił do mnie pełnym imieniem, bo to nie pasowało to tych wszystkich jego drwin. Wybrał sobie „Jas", bo to było szybkie i łatwe do zapamiętania. No i, miało być też jego. Nikt tak na mnie nie mówił. To miał być jego znak rozpoznawczy- powiedziałam to z obrzydzeniem.- I to działało. Zawsze, kiedy słyszałam to zdrobnienie, przechodziły mnie dreszcze. Po prostu wiedziałam, co ma się zaraz wydarzyć. I nigdy nie było to przyjemne.- Czułam, jak jego ręce sztywnieją, a oddech staje się urywany.- Ale ty to zmieniłeś- dodałam szybko, żeby go uspokoić.- Może to dziwne, ale gdy słyszę to przezwisko wypowiedziane twoim głosem... Czuję się bezpieczna. Jakoś tak, mam wrażenie, że nie mam czego się bać, bo jest obok mnie ktoś, kto się mną zaopiekuje. Słysząc to w twoich ustach, widz też różnicę wypowiedzenia tego słowa. Xavier zawsze mówił to tak mrocznie, wyzywająco, z kpiną. Gdy ty to mówisz to brzmi to tak delikatnie i z czułością. Gdy tak mówisz, że czuję, że... jestem na swoim miejscu, w domu... jakkolwiek idiotycznie to brzmi.- Aż sama nie mogłam uwierzyć, że powiedziałam coś takiego. Faktycznie tak myślałam, ale powiedzenie tego na głos, sprawiło, że te słowa stały się bardziej prawdziwe. Zaskoczyła mnie też ta moja otwartość.

- Nie, to nie jest wcale idiotyczne. To...- zawahał się.- Cieszę się, że jestem kimś takim dla ciebie. I masz rację, możesz przy mnie czuć się bezpiecznie. Nie pozwoliłbym, żeby coś ci się stało. Jesteś dla mnie ważna.- Uśmiechnął się ostrożnie, zaraz jednak spoważniał.- Dlatego chcę, żebyś powiedziała mi, co się dzieje.

- Kiedy to wcale nie takie proste- westchnęłam.- Nawet nie wiem, od czego mam zacząć.

- Może od...?- Wzrokiem wskazał na moją sylwetkę. Od razu zrozumiałam, o co chodzi, ale nie chciałam dać mu tej satysfakcji.

Tak, postanowiłam udawać głupią.

- Co jest nie tak z tą sukienką?- zapytałam z udawanym zmartwieniem. Dla pozoru zaczęłam nerwowo poprawiać rozkloszowany dół sukni.

- Nic. Sukienka jest piękna. Wiesz, że nie o to mi chodzi- wyjaśnił zniecierpliwiony. Wiedział, że się z nim bawię.

- To o co?- Zmarszczyłam brwi.

Nazwij to po imieniu.

- O to, że się głodzisz- syknął.

Czekałam aż to powie. I naprawdę sądziłam, że jestem gotowa na te słowa. I pewnie gdyby powiedziałby je ktoś inny nie zrobiłoby to na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Ale zrobił to Sebastian. Chłopak, który przez anoreksję stracił siostrę.

Rayn specjalnie zmodulował swój głos, by brzmiało to tak jak syk, żeby ukryć ból w swoim głosie. Przez to jego słowa uderzyły we mnie dwa razy mocniej.

Przez chwilę nie byłam w stanie wydusić ani słowa.

- Sebastian...To nie tak- szepnęłam w końcu.

- To jak?- odszepnął. Teraz już nie ukrył bólu. I tego żałowałam. Jego głos był nim przesiąknięty, ale nie tylko tym. Smutkiem. Rozczarowaniem. Troską.

To było za dużo.

- Ty tego nie rozumiesz. Ja nie mam wyboru. Wtedy w nocy, kiedy do mnie przyszedłeś... Gdy rano się rozstaliśmy, wróciłam do domu. Czekali tam na mnie rodzice. Nie byli zadowoleni. Nakłamałam, że byłam na jakimś spacerze, więc mi odpuścili, ale i tak dostałam ochrzan. Moja matka ma bzika na punkcie mojej sylwetki. Nie mogę mieć żadnego zbędnego kilograma. Ona bardzo tego pilnuje. Zawsze mi to wypomina. A ja? Robię wszystko, żeby ją zadowolić. Gdy mówi, że jestem za gruba, zaczynam jeść mniej, żeby schudnąć. Wtedy też mi to wypomniała. Nie mogła pominąć tego, że ostatnio przytyłam. Dostałam dobitny przekaz, że do czasu przyjęcia mam schudnąć, bo ona nie zamierza się za mnie wstydzić.- Wskazałam na sukienkę.- Mówiłeś, że jest ładna? Niby jest. Ale tak uważają tylko osoby, dla których się w niej pokazuję. Dla mnie to jest jak druga skóra. Ona skądś ogarnęła tak ścisły gorset, że ledwo mogę oddychać. Już nie wspominając o dole tej sukni. Wiesz, czemu taki jest?- wyrzucałam z siebie wszystko. Tama pękła. Poleciało wszystko. Sebastian pokręcił głową. Widziałam, że cały zbladł. Powinnam to przerwać. Widziałam, że to dla niego za dużo. Mimo wszystko kontynuowałam.- Bo ona uważa, że mam za grube nogi. Ta warstwa falbanek i wstążek ma ukryć to, co we mnie nie perfekcyjne- wyrzuciłam z siebie to słowo jak przekleństwo.- Ale wiesz, mimo wszystko jestem wdzięczna, że tak myśli, bo inaczej ta suknie byłaby jak druga skóra. Na dole również byłaby taka obcisła. Pewnie miałaby jakieś wcięcie, żeby pokazać to, co ładniejsze. Od zawsze byłam jak lalka, którą moja matka przebiera jak chce. Jestem jakimś eksponatem w muzeum moich rodziców. Przed wyjściem nałożyłam chyba tonę makijażu, żeby ona nie uznała, że jestem za brzydka. Jestem jak zwykła lalka, którą wszyscy pomiatają i oglądają. Cały czas muszę coś udawać. Mam już dosyć.- Po moich policzkach popłynęły łzy.- Ja już nie chcę... Czemu nie mogę być po prostu sobą?

Wtuliłam twarz w jego pierś. Chłopak przez chwilę w ogóle nie zarejestrował tego ruchu. Sztywno wpatrywał się w kostkę brukową przed sobą.

Wiedziałam, że moje wyznanie go zszokuje. Zastanawiałam się jak zareaguje. Czy będzie wściekły? A jeśli tak to bardziej na mnie czy na rodziców? Czy będzie smutny? Rozczarowany? Zawiedziony?

Ale w żadnym w moich scenariuszy w jego oczach nie było tej pustki. Tępo wpatrywał się przed siebie. Jego ramiona nie opadły, nadal mnie przytulał, ale jakoś bez życia. Jakby bez...Sebastiana? Nie wiem, jak to ująć, ale w jego objęciach zawsze czułam jego emocje. Szczęście, smutek, dumę, rozczarowanie, ból, tęsknotę... Cokolwiek. A teraz nie było nic. Miałam wrażenie, że obejmuje mnie jakaś skorupa. Samo ciało, w którym nie ma już duszy chłopaka, który był dla oparciem i domem.

- Proszę, powiedz coś- jęknęłam w jego koszulę.- Sebastian...

Nagle jakby...wrócił.

Objął mnie bardzo mocno tak, że na chwile straciłam oddech. Przycisnął mnie do swojej piersi. Posadził mnie na swoich kolanach, gdzie zwinęłam się w kłębek. Wtuliłam się w niego jak małe dziecko, które potrzebuje bliskości. Ja też jej teraz potrzebowałam. A skoro ktoś tak po prostu chciał mi ją dać to, czemu miałabym nie skorzystać? Zwłaszcza, że tą osobą był Sebastian.

Poczułam jak coś spływa po moich policzku tyle, że... ja nie płakałam. Podniosłam delikatnie wzrok, żeby zobaczyć, że z oczu Rayna obficie wylatują łzy.

Gdy zobaczył, że na niego patrzę, spróbował delikatnie się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko jakiś grymas. Postanowiłam na razie się nie odzywać.

Będziemy mieli jeszcze czas na rozmowy. Teraz był czas na milczenie. On musiał zastanowić się nad tym, co mu powiedziałam. A ja zamierzałam mu na to pozwolić.

Dlatego po prostu leżałam w jego ramionach, czekając aż będzie gotowy na...

Nawet nie wiedziałam, na co miałby być gotowy.

Wiedziałam tylko, że choćby nie wiem co, zostanę z nim.

Kumple mojego brata |14+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz