Rozdział 20

52 12 3
                                    

Zamaszyście otworzyłam drzwi. W środku znajdowało się już bardzo dużo osób. Wszyscy bardzo eleganccy. Znalazłam wzrokiem rodziców, którzy uśmiechając się, prowadzili ożywioną rozmowę z jakimiś ludźmi.

Powoli do nich podeszłam.

Po drodze rozejrzałam się po wielkiej sali. Zazwyczaj była pusta, a jej wygląd nie zachęcał do spędzania czasu w tym miejscu. Przypominała mi wystrojem zakład pogrzebowy. Nudny, pusty, chłodny i obrzydliwie czysty. Teraz całe pomieszczenie oświetlał ogromny, kryształowy żyrandol. Na ścianach, pomiędzy kolorowymi kotarami, wisiały pojedyncze lampki, które dodawały uroku. Przy prawie każdej ścianie stały stoliki z jedzeniem. Z przystawkami na ciepło i zimno, owocami, słodkościami i napojami. Pewien teren był zarezerwowany dla stolików dla gości. Były to wysokie stoły z pięknie rzeźbionymi nogami, a właściwie jedną, która od dołu się zwężała tylko po to, by mniej więcej w połowie się rozszerzyć. Przy niektórych z nich już stali dorośli, popijający alkoholowe trunki i prowadzący swobodne rozmowy.

- Dobry wieczór- przywitałam się z rozmówcami moich rodziców. Matka zgromiła mnie wzrokiem. Wiedziałam, że znaczy to mnie więcej: „Później sobie porozmawiamy".

- Dobry wieczór. Och, to musi być wasza córka. Widzę, że to już młoda kobieta- zachwycała się pani... No właśnie, nawet nie wiem, kim ona była.

- Jasmine Raymond.- Posłałam jej wyćwiczony uśmiech.- Miło mi poznać.

- Elizabeth McDonald- przedstawiła się, a ja byłam pewna, że skądś kojarzę to nazwisko. Nie było typowo angielskie. Miało amerykański wydźwięk.- To jest mój mąż Christopher i syn Anthony.

Dopiero teraz dostrzegłam u boku państwa McDonald chłopaka, który musiał być mnie więcej w moim wieku.

Elizabeth przyjrzała mi się.

- Wyglądasz cudownie. Jesteś naprawdę śliczna. Twoi rodzice nie kłamali, mówiąc, że mają cudowną córkę.

Delikatnie wytrzeszczyłam oczy.

Cooo? Oni powiedzieli o mnie coś dobrego?

Ktoś się uderzył w głowę. Ja. Moi rodzice. Albo państwo McDonald.

Uśmiechnęłam się niezręcznie.

- Musimy z wielką przykrością was przeprosić, ale musimy iść przywitać pozostałych gości- odezwał się mężczyzna, który towarzyszył Elizabeth, ale cały czas szeptał z moim ojcem.

- Oczywiście. Na pewno będziemy mieli jeszcze dużo okazji do rozmowy- przytaknęła mama, uśmiechając się.

Gdy odeszli, odetchnęłam z ulgą. Powtórzę taki scenariusz jeszcze jakieś dwieście razy i będę miała spokój.

- Spóźniłaś się- syknęła kobieta, nachylając się. powiedziała to bardzo cicho, nie przestając się uśmiechać, żeby nikt nie zaczął czegoś podejrzewać.

Chyba po niej odziedziczyłam zdolności aktorskie.

- Ale może to i lepiej. Widzę, że nawet się postarałaś- stwierdziła. Zjechała wzrokiem mój strój.- I nawet wcisnęłaś się w tę sukienkę.

Wiedziałam, że specjalnie wzięła najmniejszy rozmiar.

- Rzeczywiście- powiedziałam grzecznie.

Prychnęła cicho.

- Dobrze, że nie palnęłaś niczego przy naszych współpracownikach. To bardzo ważne, żebyśmy zrobili na nich dobre wrażenie. Głównie ty. Na szczęście spodobałaś się Elizabeth, więc teraz będzie już z górki. Nie zepsuj tej szansy- szepnęła z naciskiem, po czym odsunęła się. chwyciła tatę pod ramię i razem poszli na parkiet.

Kumple mojego brata |14+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz