Zamaszyście otworzyłam drzwi. W środku znajdowało się już bardzo dużo osób. Wszyscy bardzo eleganccy. Znalazłam wzrokiem rodziców, którzy uśmiechając się, prowadzili ożywioną rozmowę z jakimiś ludźmi.
Powoli do nich podeszłam.
Po drodze rozejrzałam się po wielkiej sali. Zazwyczaj była pusta, a jej wygląd nie zachęcał do spędzania czasu w tym miejscu. Przypominała mi wystrojem zakład pogrzebowy. Nudny, pusty, chłodny i obrzydliwie czysty. Teraz całe pomieszczenie oświetlał ogromny, kryształowy żyrandol. Na ścianach, pomiędzy kolorowymi kotarami, wisiały pojedyncze lampki, które dodawały uroku. Przy prawie każdej ścianie stały stoliki z jedzeniem. Z przystawkami na ciepło i zimno, owocami, słodkościami i napojami. Pewien teren był zarezerwowany dla stolików dla gości. Były to wysokie stoły z pięknie rzeźbionymi nogami, a właściwie jedną, która od dołu się zwężała tylko po to, by mniej więcej w połowie się rozszerzyć. Przy niektórych z nich już stali dorośli, popijający alkoholowe trunki i prowadzący swobodne rozmowy.
- Dobry wieczór- przywitałam się z rozmówcami moich rodziców. Matka zgromiła mnie wzrokiem. Wiedziałam, że znaczy to mnie więcej: „Później sobie porozmawiamy".
- Dobry wieczór. Och, to musi być wasza córka. Widzę, że to już młoda kobieta- zachwycała się pani... No właśnie, nawet nie wiem, kim ona była.
- Jasmine Raymond.- Posłałam jej wyćwiczony uśmiech.- Miło mi poznać.
- Elizabeth McDonald- przedstawiła się, a ja byłam pewna, że skądś kojarzę to nazwisko. Nie było typowo angielskie. Miało amerykański wydźwięk.- To jest mój mąż Christopher i syn Anthony.
Dopiero teraz dostrzegłam u boku państwa McDonald chłopaka, który musiał być mnie więcej w moim wieku.
Elizabeth przyjrzała mi się.
- Wyglądasz cudownie. Jesteś naprawdę śliczna. Twoi rodzice nie kłamali, mówiąc, że mają cudowną córkę.
Delikatnie wytrzeszczyłam oczy.
Cooo? Oni powiedzieli o mnie coś dobrego?
Ktoś się uderzył w głowę. Ja. Moi rodzice. Albo państwo McDonald.
Uśmiechnęłam się niezręcznie.
- Musimy z wielką przykrością was przeprosić, ale musimy iść przywitać pozostałych gości- odezwał się mężczyzna, który towarzyszył Elizabeth, ale cały czas szeptał z moim ojcem.
- Oczywiście. Na pewno będziemy mieli jeszcze dużo okazji do rozmowy- przytaknęła mama, uśmiechając się.
Gdy odeszli, odetchnęłam z ulgą. Powtórzę taki scenariusz jeszcze jakieś dwieście razy i będę miała spokój.
- Spóźniłaś się- syknęła kobieta, nachylając się. powiedziała to bardzo cicho, nie przestając się uśmiechać, żeby nikt nie zaczął czegoś podejrzewać.
Chyba po niej odziedziczyłam zdolności aktorskie.
- Ale może to i lepiej. Widzę, że nawet się postarałaś- stwierdziła. Zjechała wzrokiem mój strój.- I nawet wcisnęłaś się w tę sukienkę.
Wiedziałam, że specjalnie wzięła najmniejszy rozmiar.
- Rzeczywiście- powiedziałam grzecznie.
Prychnęła cicho.
- Dobrze, że nie palnęłaś niczego przy naszych współpracownikach. To bardzo ważne, żebyśmy zrobili na nich dobre wrażenie. Głównie ty. Na szczęście spodobałaś się Elizabeth, więc teraz będzie już z górki. Nie zepsuj tej szansy- szepnęła z naciskiem, po czym odsunęła się. chwyciła tatę pod ramię i razem poszli na parkiet.
CZYTASZ
Kumple mojego brata |14+
Roman pour AdolescentsW TEJ POWIEŚCI POJAWI SIĘ AUTORSKA PIOSENKA MOJEGO PRZYJACIELA!!! Jasmine zawsze miała tylko jedno marzenie. Osoby z zewnątrz mogły myśleć, że ma wszystko: kochanego brata, bogatych i wpływowych rodziców i świetlaną przyszłość... Jednak zawsze marz...