Rozdział 4

82 18 17
                                    

Jeszcze raz obejrzałam się w lustrze, zwracając uwagę głównie na twarz. Dzisiaj miał się odbyć pogrzeb Jaspera, a ja miałam wyglądać przyzwoicie. O ile założenie czarnej sukienki nie sprawiło mi problemu, tak z moją twarzą było gorzej. Nałożyłam chyba tonę, korektora, podkładu i pudru, żeby zamaskować nieprzespane noce spędzone na płaczu. Nadal nie wyglądało to jakoś wspaniale, ale było dobrze. I gdy byłam pewna, że lepiej nie będzie, wyszłam z pokoju i ruszyłam do salonu na spotkanie z rodzicami.

Matka zmierzyła mnie surowym wzrokiem, po czym po prostu skinęła głową.

- Gotowa?- spytał tata.

I to pytanie wcale nie wynikało z troski.

- Tak.

Wyszliśmy z domu i pieszo poszliśmy do kościoła, w którym miał odbyć się pogrzeb. Nikt z naszej rodziny nie był zbyt religijny, ale taka była tradycja. Miało się odbyć nabożeństwo w kościele, a potem pochowanie na pobliskim cmentarzu.

Gdy weszliśmy do budynku od razu zauważyłam brązową trumnę otoczoną kwiatami, a na niej zdjęcie mojego brata.

Nawet nie wiem, czy wolał być pochowany w trumnie czy w urnie. Nigdy nie mieliśmy okazji, żeby o tym porozmawiać, bo zawsze sądziliśmy, że mamy dużo czasu. Przez taki mały szczegół w moich oczach znowu błysnęły łzy. Podążałam grzecznie za rodzicami gdy zajęli miejsce w pierwszym rzędzie.

Widziałam jak kościół powoli wypełnia się ludźmi. Było sporo osób z naszej rodziny, ale oprócz nich dostrzegłam też różne osoby ze szkoły. W tym grupę jego najlepszych przyjaciół i Olive.

Asher, Nicolas, Mateo i Sebastian wyglądali okropnie. Widać było, że strasznie przeżyli śmierć przyjaciela. W oczach większości z nich nadal widziałam łzy. Oni nie zamierzali udawać na pogrzebie opanowanych i spokojnych, w przeciwieństwie do mnie. Ale to widok Olive złamał mi serce. Widać było, że dziewczyna jest załamana. Nie starała się nawet o byle jaki makijaż, żeby zakryć ślady płaczu. Na pewno wygląd był ostatnim czym powinna się teraz martwić. Siedziała wtulona w ciało swojej przyjaciółki i cicho szlochała.

Kapłan powiedział kilka słów wstępu, po czym nastąpił czas na przemowy pożegnalne. Sporo osób wykazywało chęci powiedzenia czegoś dobrego o zmarłym, ale zazwyczaj po dwóch zdaniach ich głos się załamywał i nie byli w stanie dokończyć wypowiedzi.

Nawet ja wyszłam na środek i powiedziałam kilka słów o tym, że był cudownym bratem. Ale najbardziej wzruszyła mnie przemowa Nicolasa.

Chłopak wyszedł na podest niepewnie, trzymając w ręku kartkę, zapewne z tekstem.

- Więc tak, chciałabym najpierw powiedzieć, że to jest przemówienie nie tylko ode mnie. Układałem je razem z Asherem, Mateo i Sebastianem . Powiem wszystko ja, ponieważ tylko ja jestem w tak dobrym stanie, że mogę powiedzieć cokolwiek- mówił zduszonym głosem. Widziałam, że powstrzymywał płacz.- Jasper był cudowny. I tu wcale nie chodzi o jego osiągnięcia czy inne głupoty. Był cudowny w środku. Zawsze miał dobre serce. Każdy z nas mógł na niego liczyć- próbował coś odczytać z kartki, ale nieskutecznie.- Wiecie co? Będę mówił to co mam na sercu, a nie to co jest na kartce.- Schował świstek do kieszeni.- Dla wszystkich był złotym chłopakiem Raymondów. Wszyscy go tak postrzegali. Ale dla nas był kimś więcej. Przy nas pokazywał jaki był naprawdę. Umiał pokazać swoje słabości, bo wiedział, że go nie oceniamy i to zostanie pomiędzy nami. Dlatego my też zawsze mogliśmy na niego liczyć. W każdej gorszej chwili czy dołku był przy nas. Wiedział, co powiedzieć, jak nam pomóc. Był cudownym przyjacielem i jeszcze lepszym bratem- powiedział, patrząc na mnie.- Przy każdej okazji opowiadał nam jaką ma cudowną siostrę i jak bardzo ją kocha. Byłaś dla niego całym światem- wyznał, a mi ścisnęło się serce.- Ale chcę, żebyście wiedzieli, że nie przeżywaliśmy z nim samych złych momentów. Były też te dobre. Gdy śmialiśmy się i żartowaliśmy. Gdy spotykaliśmy się pograć w piłkę albo tak po prostu powłóczyć się po Spinland. Jasper kochał to miasto, a jeszcze bardziej ludzi, którzy tu mieszkają. Wiem, że się powtórzę, bo wszyscy to już mówili. Odszedł za wcześnie. Nikt z nas nie był gotowy na tą stratę. Życie bez Jaspera będzie ciężkie, ale wiem, że on chciałby, żebyśmy ruszyli na przód i nauczyli się żyć bez niego. Jasmine, nie obraź się, ale Jasper był dla nas jak brat- zakończył. Gdy przechodził obok mojej ławki dostrzegłam zaschnięte łzy na jego policzkach. Złożyłam ręce w małe serduszko, dając mu znak, że jego przemówienie było wspaniałe. Chyba zrozumiał, bo uśmiechnął się do mnie delikatnie, po czym dołączył swoich przyjaciół.

Potem jeszcze kilka osób miało swoje przemówienia, ale ja nie chciałam ich słuchać. Nie gdy były w większości sztuczne i wymuszone. Jedynie Nicolas mówił od serca. Mamrocząc ciche przeprosiny, wyszłam z budynku. Musiałam się chwilę przewietrzyć.

W kościele zaczynałam się czuć jakbym się dusiła. Każdy oddech sprawiał mi co raz większą trudność. Miałam wrażenie, że niewidzialna pętla zaciska się na mojej klatce piersiowej i powoli się zaciska, łamiąc mi przy tym żebra. Czułam co raz większy ból w środku. W miejscu gdy było serce.

Kiedyś na biologii odbyliśmy dyskusję, czy stwierdzenie złamane serce jest prawdziwe. Czy po stracie bliskiej osoby można odczuwać tak duży ból, który naprawdę wpływałby na serce? Cóż, zdania na ten temat były podzielone. I nie tylko w naszej klasie. Naukowcy też spierają się na ten temat. Jednak po ostatnich wydarzeniach miałam pewność. Złamane serce nie było tylko metaforą. Nie umiem wskazać dokładnego momentu, w którym moje serce pękło. Ono chyba przez cały czas rozpada się po trochu. Z każdą minutą bez Jaspera jest coraz bardziej pokruszone. Niedługo zostaną z niego drobinki wielkości ziarenek mąki. Czy takie serce można kiedykolwiek poskładać? A nawet jeśli to jak?

- Wszystko w porządku?

Głos wydawał mi się znajomy. Kojarzyłam go, ale nie wiedziałam do kogo należy. Odwróciłam się, żeby poznać jego właściciela i stanęłam twarzą w twarz z brunetem. Odsunęłam się gwałtownie.

Chłopak widząc moją reakcję, parsknął cicho.

- Co ty tu robisz?- zapytałam.

- Wyszedłem się przewietrzyć.- Wzruszył ramionami.

- Odpowiadając na twoje pytanie, nie- wyznałam cicho.- Brakuje mi go.

Skinął głową ze zrozumieniem.

- Rozumiem cię. Mi też. Mimo, że był twoją rodziną dla nas był jak brat, tak jak powiedział Nico.- Włożył ręce do kieszeni. Przybrał swoją zwyczajową obojętną pozę. To zawsze najbardziej zastanawiało mnie w Sebastianie. Niezależnie od sytuacji jego twarz zawsze była nieprzenikniona, a jedyne, co można było dostrzec to sarkazm i obojętność.

- Aż tak ci się spodobałem, że nie możesz oderwać wzroku?- spytał sarkastycznie, widząc, że przyglądam mu się przez dłuższą chwilę.- Tylko się nie zakochaj- dodał, a ja spłonęłam rumieńcem.

- O to nie musisz się martwić- odparowałam.

Staliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy, a ja nadal, co jakiś czas rzucałam spojrzeniem na niego.

Skanowałam wzrokiem jego twarz, gdy wydawało mi się, że nie patrzy. Tak naprawdę nigdy nie miałam okazji spojrzeć na niego z bliska. Brązowe włosy o odcień jaśniejsze od moich dobrze komponowały się z ciemnymi oczami w tym samym kolorze. Zwyczajny nos i mocno zarysowane kości policzkowe. Na twarzy nie było ani śladu po zaroście, który zazwyczaj w mniejszej lub większej ilości widywałam u mojego brata.

Nawet taka przelotna myśl sprawiła, że znowu poczułam ukłucie.

Sebastian wyjął jedną rękę z kieszeni, wyjmując przy okazji paczkę papierosów. Z tego, co mówił Jasper, brunet rzucił nałóg, ale podczas ciężkich chwil widocznie sięgał po stare nawyki. Już miał wyjmować zapalniczkę, gdy posłał mi pytające spojrzenie.

- Śmiało- zachęciłam, po czym wskazałam na drzwi.- Ja i tak powinnam już wracać.

Bez słowa weszłam do budynku, słysząc jak chłopak odpala papierosa. Zajęłam miejsce obok rodziców i starałam się słuchać wszystkiego, co mówił kapłan. Podczas ceremonii już nie pozwoliłam sobie na chwilę słabości.

Nie za krótkie te rozdziały? Postaram się, żeby następny był dłuższy. 

Kumple mojego brata |14+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz