Przez ostatnie godziny Kiaran był zaskakująco nieruchomy. Monstre zdążył się już przyzwyczaić do jego tików nerwowych i wiecznego spięcia, więc ta nagła zmiana przyprawiała go o dyskomfort. Tysiące identycznych pni wokół nie pomagało.
Jedną ręką unieruchomił opartą policzkiem o torbę głowę Homme, a drugą otarł mu pot z czoła. Młody rycerz miał rozchylone usta i rozpalone policzki, a jego oddech był płytki i nierównomierny. To przywodziło nieprzyjemne wspomnienia.
— Jakim cudem nas znalazłeś? — zapytał, by odgonić napierającą na nich Ciszę. Jeszcze nigdy brak rozmowy tak mu nie przeszkadzał. — Mówiłeś, że Homme cię odprawił, więc skąd się tu wziąłeś?
Kiaran nie uniósł wzroku znad śpiącego niespokojnym snem towarzysza. Właściwie to nawet się nie wzdrygnął.
— Gdy wracałem, zdawało mi się, że widzę jakiegoś potwora — powiedział. Jego beznamiętny głos jakby łączył się z pustym echem Cierniowego Lasu. — Wystraszyłem się i otworzyłem sakiewkę, którą dał mi Homme. — Jakby dla potwierdzenia, wygrzebał w kieszeni przewrócony na drugą stronę kawałek skóry. Wydawał się osmolony z boku. — Jak zobaczyłem same zioła zamiast zaklęcia ochronnego, spanikowałem i uciekłem do lasu. Trafiłem na was przypadkiem.
Monstre tylko pokiwał głową, bo zorientował się, że to chyba ich pierwsza rozmowa od ucieczki przed dullahanami. W tej beznadziejnej sytuacji brakowało ciepła i sympatii Homme, który świetnie potrafił rozluźnić atmosferę.
— Więc wtedy znalazłeś nas nieprzytomnych przy tym jeziorze, ta? — zapytał, na co Kiaran przytaknął. — Jesteś pewien?
— Ano.
Monstre zmarszczył brwi i spojrzał za ramię chłopaka, gdzie wyraźnie dało się zauważyć pełno śladów odgarniętych liści i rozoranej ziemi, z których część prowadziła prosto do czerwonej wody.
— No dobra — mruknął i skupił się na Homme. Biedak był już cały mokry.
Nie wiedzieli, co mu dolega. Wysnuli teorię, że to przez ogromne, szarpane rany, które nie wiadomo skąd pojawiły się na jego plecach, ale te akurat wyglądały bardzo dobrze. Zero ropy, zero smrodu. Objawy infekcji nie powinny się pojawić tak szybko. Na szczęście Kiaran miał ze sobą prowizoryczną apteczkę, więc dało się to jakoś ogarnąć. Pozostawało mieć nadzieję, że nie mieli do czynienia z działaniem jakiegoś jadu.
Choć kiedy pierwszym, co zobaczył Monstre po przebudzeniu, było zakrwawione ubranie rycerza, mało nie wyszedł z siebie, wziął się w garść. Potrzebował pomocy, ale udało mu się w miarę przyzwoicie oczyścić, zszyć i zabandażować rany. Zużył do tego połowę wody z ich skromnych zapasów, co było najbardziej niepokojące. Homme strasznie się odwadniał.
Monstre nie spał już od co najmniej godziny. Po ustabilizowaniu sytuacji coraz ciężej mu było zachować spokój, zaczął tupać nogą i obracać między palcami chusteczkę. Wcześniej najpierw działał, potem myślał, ale teraz, kiedy mógł pozwolić sobie na chwilę oddechu, zorientował się, w jak strasznym położeniu się znajdował.
Zgubili się w Cierniowym Lesie. Jakimś cudem nic im się jeszcze nie stało, ale sugerując się opowieściami Homme, to tylko kwestia czasu, zanim coś ich zaatakuje. Tymczasem zaopatrzenie błagało o pomstę do nieba, a jednemu z nich dolegało coś poważnego.
Najważniejszemu z nich.
— Nie możemy tu zostać — zdecydował w końcu. — Ty weźmiesz bagaże, a ja Homme.
Kiaran nie skomentował jego decyzji. Po prostu pomógł mu wziąć rannego na barana, a sam zabrał ich rzeczy. Ruszyli w stronę przeciwną od jeziora. Jeśli już mieli gdzieś iść, to jak najdalej od tego czerwonego straszydła.

CZYTASZ
Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy Szkic
FantasíaTa sama rutyna, dzień w dzień. Praca, projekt. Praca, projekt. Krok bliżej do pojednania. Aż stało się. Spadł w czarną przepaść i pociągnął za sobą obcą osobę. Stracił całe swoje życie. W zamian zyskał kolory i zapachy. Świat znany mu z baśni przesz...