Dopiero wtedy pozwolił całemu bólowi i zmęczeniu dać o sobie znać. Ręce zaczęły drżeć, nogi mrowić, a powieki nabrały masy kamiennego bloku. Za późno przypomniał sobie, że nie jest jeszcze całkowicie bezpieczny — w końcu otaczały go potwory w towarzystwie obcego człowieka. Gdy jednak raz, nawet na chwilę się rozluźnił, nie był w stanie już postawić się w stan gotowości.
— Co teraz z nami zrobicie? — wypalił resztkami sił.
Matka dullahan wymieniła parę zdań w obcym języku z tamtym mężczyzną. Westchnęła ciężko i machnęła ręką w stronę swoich towarzyszek.
— Weźcie ich na konie — nakazała.
To, co działo się dalej, przeżył jak we śnie. Jego i Homme posadzono na jednym koniu, drugi zajął trzymający się z demonicami człowiek oraz Kiaran, który był cichy i bierny jak zwykle. Najstarsza z kobiet pojechała na trzecim wierzchowcu, a pozostałe szły po obu stronach tej dziwacznej sfory.
Nie miał siły protestować. Ba, nawet poczuł ulgę, gdy otulił Homme ramionami i pozwolił nieść się mrocznemu zwierzęciu. Nie przeszkadzały mu wielkie żebra wbijające się w jego nogi ani kręgosłup, który w niektórych miejscach przebijał skórę i wystawał spod sierści.
Wciąż jednak chciał być świadom tego, co się wokół niego dzieje i móc w razie czego zareagować. Niestety coraz częściej przyłapywał się na tym, że przysypiał na siedząco. Próbował skupić się na pozostaniu przytomnym, ale samo myślenie sprawiało mu ogromną trudność, a monotonne widoki tylko mu w tym przeszkadzały.
Wkrótce dullahany zaczęły rozmawiać z ich ludzkim towarzyszem. Ta wymiana zdań wydawała się poważna, ale Monstre za nic nie potrafił zrozumieć ich słów. Dźwięki rozkładały się na elementy, które mieszały się ze sobą i zamiast przekazywać jakiekolwiek informacje, jedynie jeszcze bardziej ogłupiały. Działały jak kołysanka. Skupiły się w jeden szum, który rozpraszał wszelkie możliwe myśli.
W takiej sytuacji każdy przegrałby walkę ze zmęczeniem. Monstre zasnął szybko, po raz kolejny w tej brutalnej krainie.
...
Obudził się cały obolały i niewypoczęty. Na początku poczuł ukłucie paniki. Nie wiedział, gdzie się znajdował, ani co się wokół niego działo. Do tego był przywiązany nogami i tułowiem do paskudnego, śmierdzącego konia. Dłuższą chwilę zajęło mu przypomnienie sobie ostatnich wydarzeń oraz zapanowanie nad chęcią wierzgania się i krzyczenia.
Dopiero jak rozejrzał się i zauważył, że wszyscy oprócz dullahanów są tak przywiązani, przyszło mu na myśl, że to zapewne zabezpieczenie przed upadkiem po zaśnięciu. Mimo to wciąż było mu niekomfortowo z myślą, że jest skrępowany.
Jeśli jego humor dało się jednak poprawić to fakt, że wydostali się z cierniowego lasu, zadziałał fenomenalnie. Zdawało mu się, że spędził wieczność otoczony białymi pniami tamtejszych drzew. Teraz jednak otaczały go brązowe gałązki oraz ogrom świeżych liści na młodziutkich dębach i brzózkach. Nagle jakby przyjemniej się oddychało. Uczucie trzymania wody w uszach minęło, zastąpione przez świergotanie ptaków i szum wiatru.
Kusiło, by odetchnąć i unieść twarz do słońca przebijającego się między warstwę drzew. Najpierw jednak musiał się upewnić, że z Homme wszystko w porządku.
Młody rycerz spał. Na szczęście oddychał głęboko, a jego twarz, przytulona do grzbietu czarnego rumaka nabrała zdrowych barw. Rany się jeszcze nie zagoiły, ale maść skurczyła się i stwardniała, czym połączyła ze sobą płaty uszkodzonej skóry i stworzyła genialny opatrunek. Ciekawe, czy miała jeszcze jakieś interesujące właściwości.

CZYTASZ
Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy Szkic
FantasiTa sama rutyna, dzień w dzień. Praca, projekt. Praca, projekt. Krok bliżej do pojednania. Aż stało się. Spadł w czarną przepaść i pociągnął za sobą obcą osobę. Stracił całe swoje życie. W zamian zyskał kolory i zapachy. Świat znany mu z baśni przesz...