Rozdział 6 5/5

26 2 32
                                    

Oparł głowę o dłoń. Dopiero wtedy poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Oczy szczypały go od nadwyrężania ich tak bardzo, że musiał zaciskać mocno powieki, by sobie nieco ulżyć. Jego ciało zdawało się być ciężkie jak kamień, a myśli coraz bardziej zwalniały. Zorientował się, że nie zamknął drzwi po wyjściu służącej, a nikt z przesłuchiwanych nie był związany. Informacje, jakie otrzymywał, zaczynały mu umykać, a choć zadawał jedno pytanie za drugim, miał wrażenie, że wcale nie dowiadywał się więcej.

Powstrzymał się przed ziewnięciem i zmusił do wyprostowania postawy.

— Jesteście spoza Ludusa — powtórzył apatycznie. Już sam nie wiedział, co dalej ma mówić. Przecież nic tu nie miało sensu. Pojawiające się bez powodu portale, atakujące ni stąd ni zowąd dullahany, jakiś tajemniczy wybawiciel rzucający w potwory złotem. Co to do cholery miało być? — Jak? Po prostu... Jak?

— A ja wiem? Tak wyszło. Nigdy nie byłem w Ludusie tak napomknę.

Coś jest poza ich kontynentem. Albo ten człowiek kłamie. Homme już naprawdę nie wiedział, czy ma wierzyć jego przekonującej postawie, czy nie ufać niezwykle nieprawdopodobnym słowom. Która była godzina? Noc wydawała się już taka głęboka... Gdzie ta adrenalina, która wypełniła go wraz z atakiem dullahana?

Będzie musiał związać tę dwójkę na noc a nad ranem wznowić przesłuchanie. Tylko co, jeśli zdołają się uwolnić i uciekną, albo spowodują jakieś szkody? Homme był za nich teraz odpowiedzialny, nie mógł pozwolić sobie na żaden incydent! 

Na razie jednak musiał kontynuować. O co miał teraz zapytać? Co go zastanawiało? O czym tak właściwie Monstre właśnie mówił? Powieki rycerza mimowolnie opadały coraz częściej i coraz ciężej było unieść je z powrotem.

— Okej, to... — mruknął, jednak urwał po chwili, zapomniawszy, co miał powiedzieć. Potrząsnął głową by się rozbudzić, ale nagłe otępienie, jakie go przed chwilą uderzyło, jedynie przybierało na sile. — Uh... Mów coś.

Ci dwaj pochodzili spoza Ludusa. Tak. Na tym należało się skupić. Trzeba wypytać o charakterystykę tego miejsca, o znalezione przedmioty... Skąd tak właściwie Monstre wiedział o dullahanach, skoro nie mieszkał na terenie, w którym występują?

Otworzył usta, ale nie wypowiedział żadnego pytania. Wszystkie myśli się rozproszyły i znowu nie wiedział, o co zamierzał zapytać.

— Wiesz, skoro już przysypiasz na siedząco, to może powinieneś dać sobie spokój i odpocząć. Przesłuchanie może poczekać.

Homme uśmiechnął się nieznacznie.

— Żebyś uciekł? Nie, dzięki.

Uszczypnął się w policzki. O wstaniu nawet nie próbował myśleć, ale może jeśli napije się trochę wody, będzie mu łatwiej. Rozejrzał się za wiadrem, ale nic nie znalazł. Dziwne. Powinno być na stoliku pod ścianą.

Tymczasem Monstre położył dłoń na jego ramieniu.

— Proszę cię, przecież ty praktycznie nie kontaktujesz. Kiedy ostatnio spałeś?

Dobre pytanie.

— Kiedy? No... Dzisiaj miałem się przespać.

— Ale kiedy spałeś?

— Dzisiaj dopiero wróciłem z wyprawy...

— Spytam jeszcze raz. Kiedy ostatnio spałeś?

— Nie wiem! Chyba... Przedwczoraj. Albo wcześniej...

— Żartujesz sobie chyba! — na nagły, głośny dźwięk, ciało Homme niemal się rozbudziło. — Co ty robisz, zamiast spać?! O nie, tak się nie bawimy. Kendall, suń się. Homme idzie spać.

Rycerz chciał zaprotestować, okazać jakoś oburzenie, ale słowa utknęły mu w gardle, gdy poczuł, jak dwie lodowate dłonie unoszą go do góry. Usłyszał stęknięcie i po chwili wylądował na swoim łóżku.

Co ten sprzedawca kwiatów sobie myślał, żeby brać go na ręce?!

— Jeszcze raz tak zrobisz, a obiecuję... — Jego wypowiedź została przerwana przez koc, który nagle go otulił.

Zdezorientowany przyjrzał się pozostałej dwójce towarzyszy. Kiaran siedział spokojnie na krześle, które wcześniej zajmował Monstre. Obracał w dłoniach część sznura i się nad czymś zastanawiał, tak samo, jak drugi z nich, który usadowił się z powrotem na podłodze.

— Czekaj, mam pomysł — powiedział w końcu Monstre i zgarnął z kąta pokoju szary, pognieciony szalik. — Daj ten łeb — rzucił i nawet nie czekał na reakcję, tylko od razu zabrał Kiaranowi głowę. Żadnego wzdrygnięcia, strachu czy obrzydzenia. Obojętność tego człowieka potrafiła być szokująca.

— Co ty... Hej! — odezwał się młodszy z nich. Dziwnie było znowu słyszeć jego głos, po tym, jak doznał szoku z powodu odciętej głowy.

— Spokojnie, jeszcze nie zamierzam wyrzucić jej za okno — padła odpowiedź. Monstre położył głowę Kiarana na jego szyi i sięgnął po szalik. — Nie ruszaj się, bo spadnie.

Tymi słowami, owinął ciasno szalik wokół szyi Kiarana, a następnie głowy, tak, że wyglądało to, jakby chłopak nosił wyjątkowo brzydką chustę. Choć wyglądało to niestabilnie, o dziwo działało. Kiaran pokręcił delikatnie głową w jedną stronę, potem w drugą. Poprawił to i owo, aż westchnął z wyraźną ulgą. 

— Dziękuję — powiedział cicho, choć nie patrzył Monstre w oczy. 

Obiekt wdzięczności dumnie założył ręce na piersi i uśmiechnął się do Homme. Coś w tej scenie rozgrzało młodemu rycerzowi serce. Odwzajemnił uśmiech.

To było ostatnie, co zrobił przed tym, jak dopadł go sen.







Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz