Rozdział 18 1/3

22 2 108
                                    

Klucze zadzwoniły w dłoniach starszej kobiety, która właśnie wyszła na klatkę schodową swojej kamienicy. Z zadowoleniem podrzuciła pęk i złapała. Ostatnio wiele słyszało się o kradzieżach — na szczęście trafiła na wspaniałą pomoc przy wymianie starego zamka na nowy.

Odwróciła się na dźwięk ciężkich, powolnych kroków rozlegający się na schodach. O wilku mowa!

— Ewander, jak miło cię widzieć! — zawołała. Nie przyjrzała mu się dokładnie, ale gdy wszedł na szczyt klatki, nie dało się nie zauważyć worka na śmieci w jego rękach.

Zanim zdecydowała się o to spytać, jej sąsiad zabrał głos:

— Dzień dobry, pani Buisson! — Z tymi słowami posłał jej najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. — Humor dzisiaj dopisuje jak widzę?

Serce podskoczyło jej z radości. Mimo obolałych pleców, wyprostowała się dumnie i poklepała dumnie swoje drzwi.

— Oczywiście! — oznajmiła. — Tak pięknie wymieniłeś ten zamek, że mój dom nigdy nie był tak bezpieczny!

Policzki Ewandera nabrały delikatnie zielonkawej barwy, ale uśmiech nie schodził mu z ust. Ukłonił się lekko, na co kobieta zachichotała. Och, co za czarujący młody mężczyzna!

— Do usług — odparł. — Tylko proszę zamykać drzwi od balkonu przed wyjściem, dobrze?

— Tak jest, szeryfie! — rzuciła ze śmiechem, ale, przypomniawszy sobie coś, po chwili spoważniała. — Powiedz mi, chłopcze, widziałam, że kwiaciarnia jest ostatnio cały czas zamknięta. Chyba nie zamykacie biznesu, co?

Entuzjazm jej rozmówcy wyraźnie przygasł. Beztroska i szarmancja nie utrzymały się na jego twarzy. Wzruszył bezradnie ramionami.

— Proszę się nie martwić, to nic takiego. Wkrótce znowu otworzymy, po prostu... Musimy uporządkować to i owo — stwierdził. Kłamstwo nieprzyjemnie łatwo przeszło mu przez usta. Jego gardło zacisnęło się mocniej.

Na szczęście sąsiadka szybko pokiwała głową.

— Och, dobrze, jak dobrze! — odparła i zerknęła na swój zabytkowy zegarek, który musiał działać już za czasów wojny. — Już się martwiłam, że nie będę miała gdzie kupić tych ślicznych, barwionych róż. Wiesz, dziecko, chętnie pogawędziłabym dłużej, ale dzisiaj się spieszę. — Na pytające spojrzenie sąsiada mrugnęła do niego porozumiewawczo. — Dzisiaj mam wyjątkowe spotkanie.

Ewander wydał z siebie długie "Aaa" i odsunął się na bok, by zrobić przejście.

— W takim razie życzę udanego wieczoru — oświadczył. — Jestem pewien, że taki będzie. Wygląda pani oszałamiająco.

Choć kobieta wiedziała, że sukienka, którą na siebie zarzuciła jest lekko pognieciona, a jej rzadkie włosy uparcie odmawiały posłuszeństwa przy układaniu, na jej twarzy wciąż zagościł rumieniec. Pożegnała się szybkim "Dziękuję, jesteś taki kochany!" i ruszyła schodami na dół. Mimo swojego wieku krok miała lekki, ożywiony tą krótką, ale pokrzepiającą rozmową.

Ewander jednak już tego nie zauważył. Rzucił się do drzwi własnego mieszkania. W pośpiechu próbował wybrać właściwy klucz i otworzyć drzwi, jednak to właśnie go zgubiło. Pęk wypadł mu z dłoni i rozległ się stłumiony przez dywan na posadzce chrzęst. 

Powstrzymał przekleństwo cisnące mu się na usta. W końcu udało mu się dostać do mieszkania, ale nie miał czasu na dotarcie do łazienki. Nachylił się nad zalewem w kuchni i zwymiotował.

"Prawdziwego złodzieja nie powstrzyma nawet porządny zamek" pomyślał, gdy nabierał wody do ust, by je przepłukać. W odpływie zniknęły resztki jabłka, które zagryzł na szybko przed wyjściem. 

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz