Rozdział 18 2/3

16 2 132
                                    

— Otwarte. Wejdź, proszę.

Fortus usłuchał. Ukazał się w mieszkaniu ubrany podobnie, jak podczas ich ostatniego spotkania. Z płaszczem na ramionach i głową pozbawioną ozdoby wydawał się niemal zwyczajnym człowiekiem, takim, jak wcześniej. Rozejrzał się krótko, aż jego spojrzenie padło na Ewandera. Nie skomentował jego bladej twarzy ani posępnej miny. Przyglądali się sobie w milczeniu, dopóki Fortus nie postanowił zamknąć za sobą drzwi.

— Macie bezsensowny sposób zapisywania adresów. Musiałem rozpytywać przechodniów, żeby tu dotrzeć — stwierdził po włosku. Znów nie ukrywał specyficznego akcentu o nieznanym pochodzeniu.

Ewander uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami. Wiatr za jego plecami zdobył się na mocniejszy podmuch, aż dało się to poczuć po drugiej stronie mieszkania. Chłód wdarł się do wnętrza przez otwarte na oścież okno i sprawił, że na rękach Fortusa wystąpiła gęsia skórka. Schował ręce w kieszeniach płaszcza.

— Wybacz, nie mam na to wpływu — odparł gospodarz. — Może usiądziesz?

Gość nie ruszył się nawet o krok.

— Nie ma takiej potrzeby. Przyszedłem tylko po rzeczy.

Wokół było tak cicho i spokojnie, jakby znowu znaleźli się w Eutopii. Brakowało tylko grzejących promieni słońca i słodkiego zapachu winogron. Brakowało upajającej, wręcz ogłupiającej aury bezpieczeństwa i szczęścia.

Ewander zmrużył oczy.

— Nalegam.

Fortus odruchowo zamierzał ponownie odmówić — wtedy jednak rzuciła mu się dłoń Ewandera wystawiona poza mieszkanie. Większość zasłaniała ściana, ale nie dało się nie dostrzec jego zaciśniętych palców.

Coś było nie tak. Głos w umyśle Fortusa szeptał mu to już wcześniej, jednak zagłuszała go pewność, że ten człowiek nie stanowi zagrożenia. Bo cóż by taki prosty kwiaciarz miał wymyślić? W trakcie ich poprzedniego spotkania Ewander nie wykazał się szczególną inteligencją.

A jednak nie dało się już zaprzeczać — on miał jakiś plan. Pozostawało pytanie, czy szkodziło to planowi.

— Co to ma znaczyć? — Fortus zaczął ostrożnie, a dla doprecyzowania kiwnął głową w stronę dłoni Ewandera. Ten zerknął na nią, jakby widział ją po raz pierwszy w swoim życiu.

— To? — zapytał, lecz nie zaczekał na odpowiedź. Uniósł coś do góry. Coś, co było paskudnym, szeleszczącym workiem. Na pytający wyraz twarzy swojego rozmówcy odpowiedział niedbałym ruchem ręki. Worek zakołysał się nad przepaścią kilku pięter. — To wszystko, co może być powiązane z projektem Monstre.

Pod Fortusem mało nie ugięły się kolana. Tymczasem Ewander kontynuował:

— Tyle tam cennych informacji... Jaka byłaby szkoda, gdybym to teraz upuścił.

Spojrzał Fortusowi prosto w oczy. Cała jego postawa rzucała wyzwanie, pytała: "I co teraz zrobisz?".

To nie powinno tak wyglądać. Ewander Serra taki nie był.

Więc to właśnie natura prawdziwych, wolnych ludzi? Kłamliwa i nieprzewidywalna? Buntownicza, zmienna, ekscytujaca... Więc nawet tak prostą, uczciwą osobę stać na podstęp. Coś w brzuchu Fortusa przyjemnie się zacisnęło. Och, żeby już się dowiedzieć, jaki w tym wszystkim cel!

Ale po kolei. Skrzyżował ręce na piersi i przybrał kamienną twarz.

— Nawet po upadku te informacje pozostaną czytelne — zauważył. "Co ty na to?" mówił jego ton.

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz