Rozdział 13 2/3

17 2 58
                                    

Fortus natomiast uniósł jedynie dłoń do ust i przymknął powieki. Wydawało się, że chce tym odgonić jakiś koszmar. Może był w tej samej sytuacji? Tylko, czy ci goście nie mieli przyprowadzić jakiegoś konsula? Czy to możliwe, że właśnie o niego chodziło?

Dopiero wtedy Ewander zrozumiał, jak mało wiedział o tym człowieku.

— Yyy... Do twarzy ci w bieli? — rzucił jedyne, co przyszło mu do głowy.

Konfrontacja z Fortusem przyniosła ze sobą obawę i nowe pytania, zbyt dziwaczne, by śmiało wypowiedzieć je na głos. Ewanderowi zabrakło nawet jakichkolwiek teorii — wszystkie były zbyt nieprawdopodobne i nietrzymające się kupy. I mimo tej konfuzji, mimo znajdowania się w miejscu rodem ze snu, z tyłu głowy wciąż dręczyła go jedna myśl: "On teraz na pewno się domyśli, że go śledziłem. Co sobie o mnie pomyśli?".

Tamten jedynie westchnął i machnął w roztargnieniu ręką.

— Daj spokój z łaciną — powiedział po włosku, który nagle wydał się delikatnie zniekształcony. Ewander wcześniej myślał, że ten akcent był spowodowany południowym pochodzeniem nowo poznanego, ale teraz nie miał już pewności. — Chodź... Po prostu chodź.

Odprawił towarzyszących im ludzi kiwnięciem głowy i zaprowadził go schodami z powrotem na górę. W ciszy wspinali się po kolejnych schodach. Minęli piętro z gabinetem i weszli na jeszcze następne. Tym razem korytarza nie było, a jedynie niewielkie, choć zdobione w roślinne ornamenty drzwi. Przeszli przez nie, czym znaleźli się w prawdziwie rajskim miejscu.

Ewander obserwował, jak Fortus siada na ogromnym, marmurowym łożu obłożonym grubym materacem i kilkunastoma poduszkami z długimi frędzlami. Rozejrzał się i nie uwierzył własnym oczom. Ten pokój zajmował całe piętro. Nie miał ścian, a jedynie proste kolumny, również obrośnięte winoroślą, która zwieszała się z sufitu. Po lewej podłoga zapadała się, ukazując ogromny zbiornik wody, a po prawej stał niski stolik otoczony poduszkami. Pokryty był stosami książek, plików kartek i długopisów. Wokół nie znajdowała się żadna lampa. Całe światło dochodziło z wszechobecnego słońca.

— Ale luksusy... — Ewander wciągnął świeże, czyste powietrze i westchnął z podziwem. Od tego widoku można było naprawdę stracić głowę. Tym bardziej, że za kolumnami roztaczała się idealnie widoczna panorama biało—złotego miasta.

Chciał się uważniej rozejrzeć. Zauważył już, że pokój zbudowany był na planie koła, więc jego nogi automatycznie poniosły go na drugą stronę osłoniętej klatki schodowej, za którą chowała się reszta pomieszczenia. Zatrzymał go jednak głos Fortusa.

— Kiedy indziej będzie czas na zwiedzanie. Usiądź. Musisz mi chyba coś wyjaśnić.

Gdyby to Ewanderowi nie trzeba było nic wyjaśniać! Zatrzymał się jednak i posłusznie usiadł obok niego. Przy okazji przyjrzał mu się bliżej. Strój tego mężczyzny czynił go niemal częścią wyposażenia pomieszczenia, tak dobrze pasował do wystroju. Choć prosty, tak szokujący, że niemal ekstrawagancki. Fortus przypominał złotą rybkę w urządzonym pod nią akwarium.

— Opowiadaj — padła prośba. — Opowiedz, jak się tu dostałeś.

Więc Ewander mu opowiedział. Słowa ciężko przechodziły mu przez gardło — szczególnie na początku. Chciał powiedzieć, że trafił na dziurę przypadkiem, ale wystarczyło jedno spojrzenie w piwne oczy Fortusa, by zauważyć, że wszystkie kłamstwa są bezcelowe. W rezultacie, na początku słowa przechodziły mu przez gardło niesamowicie opornie.

Jego rozmówca na początku marszczył lekko brwi i wpatrywał się w niego intensywnie, jakby próbował przejrzeć go na wylot. Nie zadawał pytań, nie przytakiwał. To nie pomagało w mówieniu. Wreszcie nadszedł czas, by zakończyć opowieść, a wtedy zagryzł wargę, opadł na poduszki i dłonią zakrył swoje oczy.

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz