Rozdział 17 1/3

12 2 93
                                    

UWAGA!
Od tego rozdziału rozpoczyna się akt drugi. Akt pierwszy jest cały do potężnych poprawek, które wykonam dopiero po napisaniu pierwszego szkicu. Następne rozdziały będą jednak pisane tak, jakby te poprawki zostały już nałożone, żeby nie rozszerzać błędów z wcześniejszej akcji na całą historię. W związku z tym pojawią się ogromne dziury fabularne, które znikną dopiero przy pracy nad drugim szkicem.

...

Miasto stołeczne Lebenstadt było jedną wielką fortyfikacją. Pola i domy chłopów oraz biedniejszych rzemieślników oddzielono od centralnej części murem grubym na półtora metra, a wysokim na osiem. Fragment miasta nie potrzebował muru - jego granicę stanowił potężny wapienny klif. Zza kamiennej ściany dało się dojrzeć jedynie czubki wyższych dachów, wieże kościoła i fragment zamku.

Gdy dotarli w pobliże bramy, Homme usłyszał za sobą głębokie westchnienie. Stanął na krawędzi ścieżki i odwrócił się do Monstre, który wpatrywał się w zabudowania z rozchylonymi ustami. Chyba nie mógł uwierzyć w to, co widział, bo zdjął okulary, przetarł szkła rąbkiem rękawa, założył je z powrotem i głową. Coś w tym zachwycie podniosło rycerza na duchu.

- Jest znacznie bardziej imponujące od Poing Rouge, prawda? - zagaił.

Monstre szukał odpowiednich słów, by opisać to, co widzi, ale w końcu jedynie wzruszył bezradnie ramionami.

- Tak... Tak - odparł zwyczajnie. - Choć chciałbym móc zobaczyć tamto miasto raz jeszcze. Przyjrzeć mu się bliżej.

Do Homme wróciło wspomnienie pierwszych dni Monstre w Verdun. Jego spojrzenie utkwione w dal, głos pozbawiony pasji. Oczy, które lśniły blaskiem tylko pod jednym warunkiem.

Poklepał starszego towarzysza po plecach, aż ten przechylił się do przodu.

- Może jeszcze nadarzy się okazja - rzucił i spojrzał na otwarte gościnnie bramy. - Ale skoro już teraz widoki robią na tobie wrażenie, to poczekaj, aż będziesz w środku. Spodoba ci się.

Wymienili uśmiechy, jednak niemal natychmiast odwrócili wzrok. Homme zerknął na resztę swoich towarzyszy - ten widok był już znacznie mniej pokrzepiający.

Kiaran bawił się futerkiem swojej kurtki i marszczył brwi, jakby głęboko nad czymś rozmyślał. Chyba otrząsnął się z szoku, ale wciąż nie był skory do rozmowy. Somnis natomiast bezceremonialnie przyglądał się rycerzowi i Monstre, a gdy pochwycił spojrzenie Homme, pomachał mu. Adresata gestu przeszedł dreszcz. Im szybciej ten człowiek zostawi ich w spokoju, tym lepiej.

Homme pokręcił głową i odetchnął głęboko. W razie czego złapał Kiarana za rękę i przyciągnął go nieco bliżej siebie. Chłopak w żaden sposób nie zareagował.

W masywnej bramie tłoczyły się całe tłumy. Strażników trzeba było z dziesięciu, by sobie ze wszystkimi poradzić. Ludzie ocierali się o siebie i popychali się nawzajem. Ktoś wpadł na dziewczynę niosącą kosz jabłek. Ta zachwiała się, a kilka owoców spadło na ziemię. Biedne jabłka zostały w jednej chwili zmiażdżone przez tłum. Somnis szturchnął Monstre i wskazał mu pokrzywdzoną.

- Zwierzęta - zwrócił się do niego po francusku. Jego rozmówca wzruszył ramionami.
- Było się nie przepychać przez tłum - skwitował.

Jakoś nikt z ich towarzystwa nie miał szczególnej ochoty na dołączanie do tej walki na śmierć i życie pod przejściem. Pozwolili sobie na chwilę przerwy po wędrówce i usiedli w pewnej odległości od drogi. Mur w samo południe rzucał niewiele cienia, więc słońce grzało z uporem ich twarze. Homme otarł twarz z potu i rozpuściwszy włosy, związał je ponownie w niedbałego koka.

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz