Homme zachwiał się i mało by nie upadł, ale Monstre w porę go złapał i oparł na swoim ramieniu. Jemu samemu drżały nogi i ramiona, ale zacisnął zęby i skupił się na dobru rycerza. Ranny nie próbował się już odsunąć. Kręciło mu się w głowie, krew ciurkiem spływała mu po plecach i wsiąkała w spodnie. Nie miał już wiele czasu.
Sylwetki dullahanów były już doskonale widoczne. Trzy kobiety na demonicznych koniach spieszyły do nich pełnym galopem. To kwestia sekund, zanim do nich dotrą.
— Zostaw mnie — słaby głos Homme ledwo przebił się przez Ciszę. — Błagam, nie chcę mieć was na sumieniu...
Na sumieniu. Serce Monstre zacisnęło się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe. On czuje się winny.
Chciał coś odpowiedzieć, pocieszyć go jakoś, ale Homme nagle przestał jakkolwiek próbować ustać na nogach. Osunął się powoli na ziemię. Jego twarz straciła wszystkie kolory.
— Nie — jęknął Monstre. Przytrzymał tułów rycerza w górze, by nie dać ranom dotknąć ziemi. Czuł jednak, że to bezcelowe.
Homme umierał.
— Nie możesz...
Historia się powtarzała.
— Nie! Homme, błagam... Wytrzymaj jeszcze trochę! — Monstre odwrócił się rozpaczliwie do Kiarana. — Hej, ty! Przestań się tak gapić, pomóż!
Kiaran odsunął się od nich. Ciasno otulał się swoją kurtką, kręcił głową i drżał, drżał najmocniej z nich, jak wystraszony królik, nareszcie z jakimiś emocjami. Patrzył to na nich, to na zbliżających się wrogów i wyglądał, jakby miał zaraz schować głowę w piasek.
— Ja nie chcę... — wyjąkał. — Proszę...
Monstre jeszcze nigdy nikogo tak nie nienawidził.
— Ty tchórzliwy, bezużyteczny... — wycedził, ale urwał, gdy usłyszał cichy głos Homme.
— Proszę... Nie wymagaj od niego... On... Ma prawo się bać...
Łzy napłynęły najstarszemu z nich do oczu. "Dlaczego nawet teraz musisz być taki wyrozumiały?" cisnęło mu się na usta. Zamiast jednak to powiedzieć, przytulił chłopaka i położył dłoń na jego głowie.
— Dobrze, już dobrze... — wyszeptał czule. Jego głos ledwo przedzierał się przez tętent kopyt. — Tylko proszę, zostań tu ze mną...
W następnej chwili wyciągnął miecz Homme z pochwy u jego boku i skierował ostrze na konia, który odważył się do nich zbliżyć.
Właścicielka wierzchowca skomentowała to szerokim uśmiechem. Ta sama, która goniła go aż pod mury zamku. Jej ramię było w połowie pozbawione skóry — ślad po oberwaniu złotem. Głowa kołysała się na trzymanych przez nią czarnych, tłustych włosach. Za nią zebrały się dwie pozostałe demonice.
— Chcesz nam coś tym zrobić? — zapytała, na co Monstre zacisnął zęby. Odwrócił na chwilę wzrok, by zobaczyć, co z Homme.
Miał otwarte oczy, ale powoli tracił przytomność. Zapewne utracił już wszelkie siły.
I co teraz? Wszyscy tak po prostu umrą? Celem ich podróży było odnalezienie dullahanów — no i proszę, mają je. Nie tak to sobie wyobrażał.
Sapnął i objął Homme ramionami najlepiej, jak potrafił. Szykował się na uderzenie kościanego bicza. To nie będzie długo bolało. Tylko chwila i znajdą się razem w lepszym świecie. Albo gorszym.
Przełknął łzy.
Boże, jeśli wciąż mnie słyszysz w tym paskudnym świecie, uratuj chociaż Homme.

CZYTASZ
Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy Szkic
FantasyTa sama rutyna, dzień w dzień. Praca, projekt. Praca, projekt. Krok bliżej do pojednania. Aż stało się. Spadł w czarną przepaść i pociągnął za sobą obcą osobę. Stracił całe swoje życie. W zamian zyskał kolory i zapachy. Świat znany mu z baśni przesz...