Rozdział 6 3/5

16 2 46
                                    

Homme już otworzył usta, żeby dopytać, gdy za jego plecami rozległ się stłumiony pomruk. Odwrócił się gwałtownie. O nie. To nie był dobry moment.

Jeśli ten człowiek się obudzi akurat w tej chwili, nie będzie czasu ani na powiadomienie króla o konieczności późniejszego przybycia, ani na dłuższe przesłuchanie Monstre. Zostało jeszcze tyle pytań do zadania! Teraz najpewniej powstanie zamieszanie i będzie ciężej wyciągnąć przydatne informacje... Tym bardziej, że temu biedakowi odcięto głowę!

Niestety, mężczyzna leżący na łóżku otwierał już swoje - jak się okazało, zielone - oczy. Błyszczały w blasku świec jak szmaragdy. Homme mimowolnie pomyślał, że wyróżniały się na tle nijakich rysów twarzy. Potrząsnął głową. Skup się.

Monstre tymczasem sięgnął do przedmiotów leżących na biurku. Ten śmiały ruch tak zaskoczył Homme, że natychmiast wstał i złapał go za rękę.

- Co ty robisz? - zapytał głośniej, niż zamierzał.

Ten natomiast tylko delikatnie podważył palce ściskające jego nadgarstek.

- Spokojnie. Chcę tylko sprawdzić zawartość portfela.

Homme zamrugał, jakby coś go oświeciło. Zerknął na blat biurka. Słyszał już co nieco o "portfelach" - nowym wynalazku na dworze, ale nie przypominały niczego, co znalazł przy ofierze. Chociaż, jakby tak spojrzeć kątem oka, ta skórzana torebka mogła uchodzić za tego typu przedmiot.

- Sprawdzałem go już. Są tam tylko jakieś amulety.

Dopiero po chwili zorientował się, że powiedział o słowo za dużo. Monstre zmarszczył brwi, jakby nie do końca rozumiał, co do niego powiedziano.

- Amulety... - mruknął bardziej do siebie. - W sensie banknoty?

Znad łóżka dotarł do nich dźwięk szamotania. Gdy się odwrócili, ukazał im się widok przerażonego mężczyzny próbującego uwolnić się z więzów. Najwyraźniej nie był do końca przytomny, skoro nie krzyczał przy tym, ani nie odzywał się w żaden inny sposób. A może to przerażenie odebrało mu mowę. Homme w żadnym stopniu mu się nie dziwił - obudzenie się w obcym miejscu, przywiązanym do łóżka, nie mogło być przyjemne. Ale co innego można było zrobić? Monstre wydawał się niegroźny, ale z drugim nic nie wiadomo.

Homme położył dłoń na czole nieznajomego, by go nieco uspokoić.

- Już dobrze. Później cię odwiążę - powiedział najłagodniejszym tonem, na jaki było go stać. Spojrzenie mężczyzny gwałtownie przeniosło się z jednej z ram łóżka na niego. - Już dobrze, tak? Spokojnie, nic ci nie zrobię. Jesteś absolutnie bezpieczny.

"Dopóki nie stanowisz zagrożenia" kusiło dopowiedzieć, ale nie miał serca. Wystarczająco go wystraszył.

Mężczyzna tylko przyjrzał się całej postaci rycerza i rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale chwilę później zrezygnował. Mimo że przestał się szarpać, z daleka było widać, jak drży. Może udałoby się odwrócić jego uwagę od niekomfortowej sytuacji i wypytać o to i owo? To wciąż nie był czas na rozwiązywanie go, ale jeśli udałoby się wyciągnąć z niego parę informacji i obalić teorię o magu...

- Jak cię zwą? - zapytał Homme. Wciąż starał się brzmieć przyjaźnie i opuszkami palców gładził zaskakująco gładką skórę na twarzy skrępowanego. Ten jednak odwrócił spojrzenie i zaczął wodzić wzrokiem po całym pokoju. Wciąż się nie uspokoił. I tak było całkiem nieźle. Gorzej, co będzie, kiedy zorientuje się, że jego głowa nie stanowi jedności z resztą ciała.

- Nazywa się Kiaran Farewell - rozległo się za plecami rycerza. Odwrócił się, by zobaczyć, jak Monstre odkłada portfel. W lewej dłoni trzymał jedną ze sztywnych kart. - To jego dowód osobisty.

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz