Rozdział 7 2/3

17 2 29
                                    

Niemożliwe, żeby tak szybko zyskali zaufanie i sympatię kogokolwiek. A jednak Homme wydawał się wobec nich taki łagodny. Wyglądało na to, że nie pamiętał tego, co powiedział tej nocy, więc nie miał żadnych powodów, by martwić się o ich komfort. Przecież to, że nie sprawili jeszcze żadnych poważniejszych problemów, o niczym nie świadczyło.

Rycerz potrząsnął delikatnie ramieniem Monstre, który skrzywił się i odsunął.

— Jeszcze ciemno, chcę spać... — mruknął. 

Kiaran musiał przyznać mu rację. Gdyby sam był w stanie tej nocy zasnąć, ani by myślał wstawać o tej porze. Mogła być co najwyżej piąta, która w jego domu równała się drugiej w nocy. Homme jednak zmarszczył brwi i potrząsnął mocniej.

— Nabawisz się problemów z kręgosłupem od spania w takiej pozycji — nie dawał za wygraną. — No już, wstajemy. Dzionek wstał, słoneczko prawie grzeje, to nie pora na obijanie się. Nadal nie ustaliliśmy, co mam z wami zrobić.

Gdzie zniknął ten przyjazny ton i słowa wyrażające głębokie zmartwienie? Kiaran poczuł, jak presja wywierana na Monstre udziela się i jemu. Mimo że nie został o to poproszony, wstał, by dać znać o swojej gotowości do działania. To Homme tu rządził i lepiej było nie dawać mu powodów do niezadowolenia. Im milszy człowiek, tym większy wstyd z powodu zawiedzenia go.

Monstre najwyraźniej się tym nie przejmował, bo mruknął coś pod nosem o niedzieli i uparcie siedział z zamkniętymi oczami. Nie mógł jednak liczyć na spokój i dobrej minucie potrząsania, przetarł powieki. Następnie spojrzał z wyrzutem na osobę, która miała czelność go obudzić. Wtedy jego oczy się rozszerzyły. Przeniósł to na Kiarana, to na otaczającą ich przestrzeń, to z powrotem na Homme, po czym uśmiechnął się szeroko.

— Dzień dobry! — rzucił znacznie bardziej energicznym i radosnym tonem, niż wcześniej. — Jakie plany na dzisiaj?

Ta nagła zmiana nastawienia była bardziej niż niepokojąca. Przecież jeszcze wczoraj, przed... Incydentem w ogrodach, Monstre był zupełnie innym człowiekiem! 

Nienaturalne. Niepokojące. Wszystkie możliwe instynkty nakazywały Kiaranowi trzymać się od niego z daleka. 

Homme najwyraźniej był innego zdania, bo tylko uniósł brew.

— Szybko się rozbudziłeś — powiedział. — Zaraz do tego przejdziemy, ale najpierw śniadanie. Zaczekajcie tu, a ja pójdę po coś do jedzenia, dobrze?

Obaj posłusznie pokiwali głowami. Homme wyszedł z pokoju, w którym zostały już tylko dwie osoby. Kiaran zerknął ostrożnie na swojego towarzysza, który wpatrywał się w drzwi, jakby tylko one dla niego istniały. 

Nie nawiązała się między nimi żadna rozmowa. Przez chwilę młodszy z nich zastanawiał się nawet, czy nie podziękować jeszcze raz za wczorajszą pomoc z szalikiem, ale zrezygnował. Ten jeden akt dobroci stawiał ich relację w całkiem wygodnym położeniu, więc lepiej nie ryzykować przesunięciem granic.

Na szczęście Homme szybko wrócił z drewnianą tacką. Na niej stał okrągły bochenek chleba, masło, grubo pokrojony, żółtawy ser z białą skórką oraz miseczka daktyli wraz z trzema jabłkami. Choć był to wyjątkowo prosty i skromny posiłek, Kiaran poczuł, jak ślinka cieknie mu do ust. Dopiero zorientował się, jak okropnie był głodny. Ostatnie, co jadł, to obiad u Rosaline.

Dotarł do niego aromat świeżego pieczywa oraz delikatna, dymna woń sera i już miał napawać się tym przyjemnym zapachem, gdy dotarła do niego nieprzyjemna myśl.

Jeśli coś zje... Co się stanie z tym jedzeniem po połknięciu? 

Homme musiał zauważyć jego wahanie, bo ukroił kromkę chleba i posmarował masłem.

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz