5 - Chantilly Lace

28 4 74
                                    

"I was put in the corset of lies.
I couldn't breathe, I slowly died.
Now Prince Charming breathed some fresh air in me
So a ray of bright hope could I see."

Usprawiedliwienie swojego spóźnienia bez poruszania niewygodnych faktów nie było łatwe, ale ostatecznie się udało. Rodzice westchnęli tylko i pokiwali litościwie głowami. Tata był trochę mniej zadowolony, bo musiał opłacić kolejny egzamin. Na szczęście nie były to jakieś wielkie koszty.

Próbowałam też wymigać się od pójścia na bankiet, ale z marnym skutkiem. Rodzice postanowili, że mam tam być i się pokazać i nic nie zmieniłoby ich decyzji. Zagrozili mi, że gdybym się ich nie posłuchała, przestaliby opłacać mi członkostwo w klubie, na co nie mogłam pozwolić.

W poniedziałek poszłam na pierwszy trening w nowym składzie. Trochę się denerwowałam, bo nie wiedziałam czego się spodziewać po nowych kolegach. To, że Johny nie dawał ślepej wiary plotkom i był po mojej stronie, nie oznaczało, że reszta też musiała miło mnie przyjąć.

W przeciwieństwie do większości drużyn, które w ten deszczowy poranek spotkały się albo w pomieszczeniu socjalnym, albo w kawiarniach, my zajęliśmy swoje miejsca w kokpicie klubowego dwumasztowego jachtu typu jol. W sześć osób umościliśmy się na mokrych ławach, każdy opatulony sztormiakiem, z termosem gorącej herbaty w rękach. Co z tego, że pod pokładem było mnóstwo ciepłego i suchego miejsca?

- Witam was wszystkich serdecznie w drużynie Nautical Nomads. Jestem John Gordon i będę waszym skiperem. Część z nas już się dobrze zna, ale mamy też świeżaków, więc wszyscy się przedstawimy. Zacznę od siebie. Zwracajcie się do mnie Johny, po prostu. Mam osiemnaście lat i chodzę do męskiego liceum imienia Leona XIII. Kocham śpiewać szanty i nienawidzę kwasów na pokładzie. U mnie zawsze musi być pogoda, rozumiemy się?

- Tak jest, kapitanie! - wszyscy odkrzyknęliśmy zgodnie.

- Więc jaką mamy dziś pogodę? - zapytał, a ja spojrzałam na resztę żeglarzy w zmieszaniu. Jaka była pogoda, chyba było widać, więc po co pytać? Dwóch chłopaków wyglądało na równie zdezorientowanych co ja, ale inny chłopak oraz kobieta w wieku dwudziestu paru lat uśmiechali się pod nosem. Ewidentnie wiedzieli, o co chodzi.

- Zachmurzenie spore, deszcz około dwa milimetry na metr kwadratowy, wiatr umiarkowany, południowo-wschodni, 3 w skali Beauforta w porywach do 5 - odpowiedział jeden z chłopaków.

- Dziękuję, bardzo merytoryczna i prawidłowa odpowiedź, ale nie o to mi chodziło.

Inny chłopak, najwyraźniej również świeżynka jak ja, mruknął wulgarnie pod nosem, że pogoda jest fatalna. Johny to usłyszał i zmarszczył czoło.

- Koledzy, taka sprawa. W naszym zespole nie używamy wulgaryzmów. Po pierwsze dlatego, że są tu z nami damy, a po drugie, bo to po prostu chamskie i grubiańskie. Po trzecie, błędna odpowiedź. Ned, będziesz tak dobry i powiesz nam jaka jest dziś pogoda?

- Jak zawsze cudowna, Johny! - ten wykrzyknął radośnie w odpowiedzi.

- Świetnie Ned. Oddaję ci głos.

- Cześć, jestem Ned - zielonooki szatyn przedstawił się, machnął ręką jak Indianin i dalej szczerzył się od ucha do ucha. - Jestem zastępcą kapitana. Chodzę do klasy razem z Johnym i znamy się jak łyse konie. Żegluję od nie pamiętam kiedy. Nie umiem śpiewać, ale jeśli macie gorszy humor, to możecie liczyć, że chętnie poratuję was dobrym żartem - puścił oczko i spojrzał na kobietę dając jej znak, że nadeszła jej kolej. Odgarnęła z twarzy kilka ciemnych kosmyków, które pod wpływem deszczu przykleiły się do policzków i wyprostowała się bardziej.

Ma PetiteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz