"Enticed in a snare of lust. Who will deliver me from this misery?"
"Zwabiona w sidła pożądania. Kto mnie wyratuje z tej niedoli?"
Po niedzielnym śniadaniu udaliśmy się na nabożeństwo. Ani Evelyn, ani Peggy nie były ze mną w zborze – ja byłam metodystką, a one protestantkami. Po odśpiewaniu pieśni zajęłam miejsce w ławach, aby wysłuchać czytania a następnie kazania, które wygłaszał pastor Newman. Śpiewałam w zborowym chórze. Kochałam to tylko troszkę mniej od żeglarstwa. Skoro – jak twierdzi moja mama – Bóg obdarzył mnie słowikowym głosem, chciałam się Jemu za ten dar odwdzięczyć.
Za mną siedział mój dobry kolega Peter Lowels. Podążając moim śladem zapisał się do klubu żeglarskiego, więc w szkole zawsze mieliśmy o czym porozmawiać – jak nie o wiązaniu węzłów, to o świętej służbie. Peter nie był zbyt popularnym chłopakiem przez to, że uchodził za mola książkowego i pupilka nauczycieli, ale ja go całkiem lubiłam. A on jako jeden z tych nielicznych lubił mnie.
W pewnym momencie poczułam, że delikatnie ciągnął mnie za warkoczyki – raz jeden, raz drugi. Odwróciłam się zdenerwowana jego zalotami i kazałam mu przestać, lecz gdy wróciłam do swojej pozycji, uśmiechnęłam się lekko. Nie były to jego pierwsze podchody, bo i w klubie, i w szkole dość często mnie zaczepiał. Wiedziałam, że było to niestosowne, że podczas nabożeństwa powinniśmy się skupiać wyłącznie na Słowie, ale jego zainteresowanie karmiło moje poczucie wartości i sprawiało, że żołądek miał ochotę zrobić fikołka. Tak naprawdę, nie chciałam, żeby przestawał mi w ten sposób dokuczać.
– Nie łudźcie się! Bóg widzi wasze niegodziwe uczynki popełniane w skrytości i z pewnością surowo je ukarze! – zagrzmiał głos pastora, a mnie natychmiast przeszły ciarki i oblał zimny pot. Poczułam się, jakby każdy z zebranych wiedział, o czym przed chwilą pomyślałam i patrzą na mnie nienawistnie. Spojrzałam na obecnych z przerażeniem, ale wszyscy mieli wzrok utkwiony w twarzy pastora. Wszyscy oprócz mojego taty, który wpatrywał się we mnie z dezaprobatą.
Gdy wróciliśmy do domu, dobrze wiedziałam, co mnie czeka. Tata stanął w holu i westchnął ciężko. Na jego czoło wstąpiły głębokie zmarszczki, a blizna pod okiem wydała mi się równie przerażająca co jedenaście lat temu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam się z nim twarzą w twarz.
Byłam dzieckiem poczętym w czasie II wojny światowej. Gdy przyszłam na świat, mój tata służył na froncie. Przez pierwsze lata życia wychowywałam się bez niego, będąc zdana wyłącznie na opowieści mamy i dziadków oraz czarno-białe zdjęcia. Czekałam z niecierpliwością, aż mogłabym go poznać i martwiłam się codziennie, czy uda mu się wrócić z frontu. Kiedy wrócił, nie poznałam go. Wyglądał zupełnie inaczej niż na zdjęciach – jego twarz, oszpecona podłużną blizną po rozcięciu, wydawała się stara i zmęczona. W oczach brakowało zawadiackiego błysku, na który mojej mamie ponoć miękły kolana. Oprócz tego, przez uraz kolana był zmuszony do chodzenia o lasce, co dodatkowo przydawało mu lat. Gdy rozłożył ramiona, aby wziąć mnie w objęcia, przerażona uciekłam do swojego pokoju i zalałam się łzami. Pamiętam, że mama długo próbowała mnie uspokoić, a rozwinięcie w sobie zaufania do ojca zajęło mi dużo czasu. Pierwszym kamieniem milowym była właśnie tamta wrześniowa defilada.
CZYTASZ
Ma Petite
RomanceChicago, początek lat sześćdziesiątych. Anna Belle jest podejrzana o nieumyślne zabójstwo młodego mężczyzny. Zamknięta na komisariacie przywołuje wspomnienia z ostatnich lat, aby wreszcie zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość oraz jak dos...