7 - One Fine Day

25 4 42
                                    

"Swing boy, tonight I made my choice. Let's dance, be sure to hold my hands."

„Swingowy chłopcze, w ten wieczór podjęłam decyzję. Tańczmy, nigdy nie puść moich dłoni."

Z płyty winylowej wydobywały się stłumione, chropowate dźwięki swingu przeplatanego z jazzem. Louis Armstrong na przemian z Bennym Goodmanem umilali nam wieczór swoimi hitami. Miękki piasek masował nam stopy, gdy tańczyliśmy do rytmu na bosaka, a ja byłam wniebowzięta. Miałam wiele przyziemnych trosk, którym pozwoliłam się opleść jak leśnemu bluszczowi. Krępowały mnie i zniewalały jak kule u nóg lub ciężkie brzemię, ale wtedy na plaży zapomniałam o nich wszystkich. Czułam się wolna tak, jak podczas żeglugi. Nie przejmowałam się tym, co pomyślą inni, bo oni też się tym nie przejmowali. Każdy mógł być sobą. I uderzyło mnie to, że jak dotąd jeszcze nigdy nie czułam się tak miło i swobodnie w towarzystwie Evelyn. Nie potrafiłam też zrozumieć tego fenomenu.

Okazało się, że tym, co mieli znaleźć Kyle oraz Jay, były damy do pary, więc do naszej ekipy dołączyły jeszcze dwie dziewczyny. Wlepiały swoje rozmarzone oczka w swoich partnerów wewnętrznie skacząc ze szczęścia.

Byłam pod wielkim wrażeniem, że Johny wpadł na taki pomysł, ale gdy chciałam go pochwalić, okazało się, że razem z Nedem i Alice robili tak już od kilku lat na koniec każdego wyjazdu. Tak naprawdę to Alice była prowodyrką i do niej należały lampki. Johny zabrał gramofon, a Ned gitarę. To dlatego wybrał się własnym samochodem zamiast klubowym autokarem, żeby móc pomieścić cały potrzebny na ten wieczór sprzęt. A ja myślałam, że po prostu chciał zaszpanować tym, jaki to on majętny. Bardzo się pomyliłam. To prawda, że był synem ważnych polityków, którzy posiadali poważaną kancelarię i nosił ubrania skrojone na miarę, a na jego nadgarstku połyskiwał złoty Rolex, ale nigdy o tym nie rozmawiał ani się nie przechwalał. Nawet gdy jedna z zaproszonych dziewczyn zaczęła zachwycać się jego zegarkiem, skromnie zmienił temat i zwrócił jej uwagę na Jaysona, który ją zaprosił.

Naszą małą potańcówkę zauważyło kilku przechodniów i paru łobuzerskich nastolatków, którzy chcieli się do nas przyłączyć, ale Johny i Ned odmawiali wszystkim, pilnując naszej prywatności i dbając o kameralną atmosferę, co bardzo mnie cieszyło.

Każdy świetnie się bawił, nawet Kyle, który jeszcze kilka godzin temu był obrażony na cały świat. Wymienialiśmy się w parach, kilka piosenek przetańczyłyśmy z Alice solo, gdy chłopcy musieli odpocząć lub gdy Ned dawał popisy na swojej gitarze, ale to Johny brał mnie do tańca najczęściej. Podobało mi się jak prowadził. Był żywiołowy i energiczny, ale nie szarpał tak jak Sherman. Jego dłoń tylko delikatnie ocierała się o moją talię wskazując mi jedynie kierunek, zamiast udowadniać męską dominację.

Po kilku tańcach i przy odpowiedniej piosence odważył się jednak na więcej. Gdy zaczęło przygrywać preludium, chwycił jedną ręką moją dłoń, a drugą złapał mnie w ramę, po czym równo z Louisem zaśpiewał zerkając wprost do nieba "Heaven, I'm in heaven". Uśmiechał się od ucha do ucha dając się ponieść lekkiej melodii i przyjemności, jaką dawał taniec. Wydawało mi się, że całkowicie zatracił się w tym kawałku i byłam ciekawa, gdzie powędrował swoim umysłem, że dawało mu to takie szczęście.

W istocie John miał rzadki dar – posiadał umiejętność bycia wdzięcznym i zadowolonym z tego, co się ma oraz czerpania radości z małych przyjemności przez co stawały się wielkie. Nie przejmował się pozorną przegraną w regatach, bo nie musiał niczego nikomu udowadniać, ale cieszył się z samej możliwości żeglowania, że zawody nie zostały odwołane, że było ciepło, że wyjechał na wycieczkę i miał wolne z pracy, że tego wieczora nie było komarów, a baterie w lampkach nadal działały i tym razem Alice pamiętała, żeby wziąć zapas i że mógł dzielić te miłe chwile z ludźmi, na których mu zależało.

Ma PetiteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz