"I have to admit, I was a stubborn moron."
"Muszę przyznać, że byłam upartą kretynką."
– Co my tu robimy? – spytałam się Lyndona zdziwiona, gdy okazało się, że przyjechaliśmy do przystani.– Dzisiaj to ty będziesz mnie uczyć.
– Chyba nie jazdy?
– Żeglarstwa głuptasie.
– Kto tu jest głuptasem? Nie nauczę cię w jedno popołudnie. Potrzebne są lata praktyki.
– Niemniej jednak chciałbym, żebyś pokazała mi, jak to się robi.
Przewróciłam oczami i wysiadłam z auta. Na całe szczęście miałam dziś na sobie spodnie, a nie spódniczkę. Nauczycielka krzywo na mnie przez nie patrzyła, bo dla niej to zbyt awangardowe, ale nic nie mogła z tym zrobić. Co prawda żal mi było ich na żeglowanie, bo były naprawdę ładne i jeszcze całkiem nowe, ale no cóż. Zanim wrócilibyśmy do mnie do domu po rzeczy na przebranie i z powrotem tutaj, zrobiłoby się już ciemno. Trzeba było wykorzystać ostatnie promienie słońca.
Poczłapałam niechętnie do klubu, a Lyndon za mną szedł dziarskim krokiem, o dziwo bardziej podekscytowany ode mnie. A mi się zawsze wydawało, że ma moją pasję w głębokim poważaniu.
Gdy wzięliśmy wszystko, co potrzebne – kapoki, nóż, moje specjalne okulary na gumce i inne drobiazgi – wsiedliśmy do niewielkiego jachtu. Natychmiast zalała mnie fala przyjemnych wspomnień, która jednak kruszyła mi serce na myśl, że to tylko przeszłość. Wszystko przypominało mi o Johnie i o tym, co przepadło. Ledwo powstrzymywałam się od łez.
Zaczęłam opisywać Lyndonowi czynności, które wykonywałam, po co się je robi i czemu tak, a nie inaczej, a on uważnie słuchał i się przypatrywał jak pilny student. A im dłużej to trwało, tym bardziej się denerwowałam jego ciekawością oraz własnymi wspomnieniami i coraz mniej chciało mi się mu to wszystko tłumaczyć. Mój głos stawał się coraz bardziej monotonny i znużony, jakbym podświadomie chciała zniechęcić Lyndona.
– Tyle lat, a ja o niczym nie miałem pojęcia. Łał! – westchnął Lyndon pełen podziwu, a ja już nie wytrzymałam.
– Nie rozumiem – powiedziałam z irytacją oraz goryczą rzuciwszy linę na pokład i skrzyżowałam ramiona. – O co ci chodzi? Nigdy cię to nie interesowało, a teraz zgrywasz entuzjazm.
– To prawda. Wstyd się przyznać, ale zawsze traktowałem to jako twoją... fanaberię to może za dużo powiedziane... jako coś, co kiedyś ci się znudzi, z czego wyrośniesz tak, jak dziewczynki wyrastają z lalek. Ale się pomyliłem. Gdy przerwałaś żeglarstwo, to twoje oczy straciły blask. Tak, jakby coś w tobie umarło.
Bo w rzeczy samej umarło, pomyślałam.
– I wiesz co? – zapytał i wstał, by spojrzeć mi prosto w oczy, przez co łódka się zakołysała, a on na chwilę stracił równowagę. Jedną ręką oparł się o maszt, drugą o bom, zamykając mnie tym samym między swoimi ramionami.
– No co? – zapytałam niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. Napięcie we mnie wzrastało i czułam, że w każdej chwili mogę pęknąć.
– Nie podoba mi się to. Nie lubię widzieć cię takiej smutnej i zblazowanej – powiedział z poważną miną. – Powinnaś wrócić do tego, co kochasz.
Nie mogłam już dłużej powstrzymywać płaczu. Rzeka łez popłynęła po moich policzkach. Skryłam twarz w dłoniach nie chcąc, żeby Lyndon widział mnie taką. Tak bardzo tęskniłam za żeglowaniem i zarazem tak wielki ból mi ono sprawiało.
CZYTASZ
Ma Petite
RomanceChicago, początek lat sześćdziesiątych. Anna Belle jest podejrzana o nieumyślne zabójstwo młodego mężczyzny. Zamknięta na komisariacie przywołuje wspomnienia z ostatnich lat, aby wreszcie zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość oraz jak dos...