"I finally found true love."
"W końcu znalazłam prawdziwą miłość"
Początek czerwca przyniósł ze sobą burzliwą pogodę. Właściwie mało było dni, gdy mogliśmy bezpiecznie żeglować. Gdyby nie dwa wyjazdy na otwarte morze, wynudziłabym się w domu. Ciężko było znaleźć dogodny czas, żeby żeglować, więc, gdy już się nadarzała okazja, wszyscy klubowicze gromadnie zbierali się na wodzie.
Pewnego dnia mieliśmy zawody wewnątrzklubowe. Dzięki nim wytypowanoby reprezentantów i podano kandydatury do narodowego związku żeglarskiego. Zależało mi, żeby dobrze w nich wypaść. Gdyby udało mi się dołączyć do związku, miałabym wreszcie szansę, żeby startować w igrzyskach olimpijskich. Do samego dnia startu nie było pewności, czy regaty by się odbyły. Pogoda była nieprzewidywalna. Jednak nowy poranek powitał nas bezchmurnym klarownym niebem i nie zapowiadało się na żadne nagłe zmiany frontów. Choć nad wodą nigdy nic nie wiadomo.
Regaty odbywały się w klasyfikacji indywidualnej, otwartej, na Finnach. W powietrzu dało się wyczuć nutkę energizującej rywalizacji, bo każdy chciał się zaprezentować jak najlepiej. W regatach uczestniczyli prawie wszyscy członkowie klubu. Dla nas nie były to, wszakże, wyłącznie wyścigi, ale i klubowe święto.
Zawody trwały prawie cały dzień. Trasa była długa i należało zaliczyć kilka boi oraz wykonać przy nich odpowiednie manewry. Wiatr był silny, ale sprzyjający. Trzeba było tylko obchodzić się z nim ostrożnie, bo byle szaleństwo mogło doprowadzić do przewrócenia kadłuba na bok.
Szło mi naprawdę dobrze. Zwykłam wytykać sobie zawsze wszystkie błędy, ale ze zdumieniem przyznałam, że puki co nie było do czego się przyczepić, a w dodatku byłam w czołówce. Przede mną był jeszcze Johny i starszy wiekiem żeglarz. Łeb w łeb płynął ze mną Ned i nie umiałam go prześcignąć. Tuż za nami płynął też Jay, co dodatkowo utrudniało mi sprawę, bo nie chciałam wejść z nim na kolizyjny kurs. Alice utknęła gdzieś z tyłu.
Gdy opływaliśmy ostatnią boję zauważyłam, że na niebie pojawiły się strzępiaste, rozwichrzone smugi obłoków zwiastujące zmianę pogody. Za to na horyzoncie od północno-wschodniej strony powoli piętrzyły się puchate cumulonimbusy oznaczające burzę. Ogarnęła mnie obawa, czy zdążymy ukończyć wyścig przed załamaniem pogody, a jeśli nie, to czy uda mi się zapanować nad żaglami i uniknąć wypadku.
Jakieś pół godziny później wciąż mijałam łodzie, które jeszcze nie pokonały połowy trasy. Ale płynęli bardzo szybko i wyglądało na to, że była jeszcze szansa, żeby pozycje się mocno zmieniły. Na jednym ze zbliżających się pokładów zauważyłam Peggy. Naprawdę świetnie sobie radziła i właśnie wyprzedzała innego zawodnika.
Wtem zerwał się niesamowicie silny wiatr. Szybko zareagowałam i dostosowałam żagle oraz ster. Na szczęście w moim przypadku i innych osób na tym etapie regat, nie było to jakoś wielce niebezpieczne. Gorzej mieli ci, którzy gonili. Spojrzałam kontrolnie na jacht Peggy i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Żagle były całkiem luźne, a kadłub właśnie przechylał się na bok. Ale jej nie było na pokładzie.
Gdy maszt runął do wody, zobaczyłam majaczący jaskrawy, pomarańczowy punkt unoszący się blisko rufy. To był jej kapok.
Nie zastanawiałam się długo. Wiedziałam, że razem z zawodnikami po bokach płynęły motorówki z ratownikami, którzy na pewno widzieli, co się stało, ale nie mogłam tego tak zostawić. Upewniwszy się, że nie spowoduję kolizji, zmieniłam kurs i zaczęłam płynąć w jej kierunku.
CZYTASZ
Ma Petite
RomanceChicago, początek lat sześćdziesiątych. Anna Belle jest podejrzana o nieumyślne zabójstwo młodego mężczyzny. Zamknięta na komisariacie przywołuje wspomnienia z ostatnich lat, aby wreszcie zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość oraz jak dos...