"Had I known sooner, I would have ripped these butterflies of their wings."
"Gdybym wiedziała wcześniej, odarłabym te motyle z ich skrzydeł."
Stałam w progu jego mieszkania jak kołek, a on wlepiał we mnie wzrok, z każdą sekundą tracąc cierpliwość. Z wewnątrz wydobyłam się ciężki smród gorzały i tytoniu. Jakby okna w tym domu nie istniały. Przy futrynie stały puste butelki po piwie, a kilka z nich już się przewróciło, bo nie było dla nich miejsca i najwidoczniej ktoś je kopnął nogą przy otwieraniu drzwi.
– I co? Będziesz tu tak stać? – zapytał kpiąco. Co raz bardziej brakowało mi odwagi.
– Więc... – jęknęłam. – Chciałam cię przeprosić – powiedziałam trochę zbyt piskliwie, ale jednak zrobiłam to, przełamałam się. On milczał, a cisza szybko stała się nie do zniesienia. W końcu zebrałam się w sobie, żeby jeszcze spojrzeć mu w oczy. Był w nich jakiś niepokojący cień, który pochłaniał mnie niczym w odmęty piekielnej otchłani i powodował zimny pot na plecach. Czułam też niecierpiącą potrzebę wytłumaczenia się. – Przepraszam, za to, że zabawiłam się twoimi uczuciami. Postąpiłam głupio.
Peter nadal milczał, co nie poprawiało sytuacji. Nie miałam zielonego pojęcia, czy denerwuję go jeszcze bardziej, czy może ma mnie w głębokim poważaniu.
– Pogódźmy się, proszę – dodałam rozpaczliwie, widząc w tym swoją ostatnią kartę przetargową. Jeśli bezpośrednia prośba nie zadziała, to już nic innego nie wskóram.
– Chcesz się pogodzić? Po tym wszystkim? Tak po prostu? – zapytał wreszcie. Był zdziwiony i podejrzliwy.
– Tak, tak po prostu, po bożemu. Peter, jesteśmy w jednym zborze, nie możemy zachowywać się jak zajadli wrogowie. Mam dość tego nieprzyjemnego uczucia, które towarzyszy mi za każdym razem, gdy cię widzę. Tak nie może być. Obydwoje popełniliśmy błąd – dodałam nim zdążyłam ugryźć się w język. Nie powinnam była mówić nic o jego winie. W ten sposób go nie przekonam. Peter znów zamilkł w głębokiej zadumie, a jego szczęki się zacisnęły tak mocno, że ścięgna wyszły na wierzch.
– Boisz się, prawda? Boisz się, że powtórzę wszystko twojemu ojcu, a on ci spuści niezłe manto, przyznaj. On w końcu zabronił ci się ze mną zadawać, a ty go nie posłuchałaś.
– Nie Peterze, myślisz się. Nie boję się swojego ojca. On nigdy mnie nie skrzywdzi – odpowiedziałam dumnie. To nie gniewu taty się obawiałam, ale że sromotnie go rozczaruję i stracę jego zaufanie oraz miłość. – Poza tym i tak zamierzam mu powiedzieć, co zrobiłam. Ale jestem pewna, że gdyby zarówno moja albo twoja wersja dotarła do twoich rodziców, również nie byliby tobą zachwyceni – dodałam, na co Peter się spiął, a jego oczy na chwilę szerzej się otworzyły. Chyba uderzyłam w czuły punkt. Ale wcale nie dawało mi to satysfakcji. Nie chciałam znów prowadzić z nim potyczki na pogróżki. Chciałam, żeby nasze porozumienie było szczere, a nie jakimś szeptanym układem.
– Dobra. Mamy rozejm – powiedział z ciężkim westchnięciem i nie patrząc na mnie, lecz gdzieś w niebo, wyciągnął rękę na zgodę. Uścisnęłam ją z ulgą. Z moich barków spadł ogromny ciężar. Nigdy nie spodziewałabym się, że wybaczenie komuś i pojednanie się może być tak uskrzydlającym i podnoszącym na duchu uczuciem – nawet jeśli to ja musiałam wyjść z inicjatywą.
Teraz pozostało tylko porozmawiać z rodzicami. Nie wiem, czy bardziej obawiałam się rozmowy z Peterem czy z nimi. Ale pomyślałam sobie, że skoro z nim się udało, to z rodzicami również.
Siedzieliśmy razem przy kolacji. Mama dzieliła się sąsiedzkimi nowinkami i ploteczkami zasłyszanymi w supermarkecie, tata czuwał nasłuchując tylko, czy nie zwraca się przypadkiem do niego z jakąś prośbą lub czy nie wspomina o czymś dotyczącym jego portfela. Jestem jednak przekonana, że zdecydowana większość jego myśli skupiała się wokół samochodów i firmowych finansów.
CZYTASZ
Ma Petite
RomanceChicago, początek lat sześćdziesiątych. Anna Belle jest podejrzana o nieumyślne zabójstwo młodego mężczyzny. Zamknięta na komisariacie przywołuje wspomnienia z ostatnich lat, aby wreszcie zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość oraz jak dos...