"Each night I ask the stars up above
Why must I be a teenager in love?"Kolejnego dnia znów poszłam do wesołego miasteczka, ale tym razem z Johnym. Na całe szczęście nie musiałam używać telefonu, ale w środku aż skręcało mnie na myśl, że poznałam jego numer i mogłabym do niego zadzwonić w każdej chwili. Nawet nie wiem jak to się stało, ale gdy dochodziłam do bramy lunaparku, myślami już byłam przy potajemnych wieczornych rozmowach, podczas których szeptalibyśmy sobie miłe słówka, nie mogąc zasnąć.
Zobaczywszy Johna czekającego na mnie przy budce z biletami natychmiast otrząsnęłam się z tych niedorzecznych fantazji. Nawet gdyby miały się kiedykolwiek ziścić, nawet jeśli właśnie z Johnym, to było za wcześnie, żeby móc sobie pozwalać na takie egzaltowane mrzonki. Nie miałam przecież żadnej gwarancji, że Johny darzył mnie czymś więcej niż przyjaźnią, a nawet jeśli byłby mną romantycznie zainteresowany, to może po prostu chciał zbadać grunt? Może na dłuższą metę wcale bym mu się nie spodobała? A może był taki jak wszyscy inni i chciałby się tylko zabawić?
– Serwus! Ślicznie wyglądasz! – powitał mnie Johny, a ja natychmiast spłonęłam rumieńcem. To prawda, że się postarałam, wybrałam najładniejszą błękitną sukienkę z subtelnymi falbankami i spędziłam godzinę przed toaletką, żeby zakryć te głupie pryszcze. Czułam, że mój wysiłek się opłacił i został doceniony.
– Dziękuję. Ty też się postarałeś – zauważyłam, spoglądając na jego śnieżnobiałą koszulę z krótkim rękawem. Po kantach zgadywałam, że najwidoczniej musiał prasować ją sam, bo kobieta nigdy by nie odwaliła takiej fuszerki.
– Mam coś dla ciebie – powiedział i wyjął z tylnej kieszeni złożoną na cztery kartkę. Gdy ją rozprostowałam, zobaczyłam dziecięcy rysunek dziewczyny z anielskimi skrzydłami podpisany moim imieniem. – To od Sary. Gdy wczoraj wracaliśmy, ciągle powtarzała, że jesteś jej aniołem stróżem.
Anioły tak nie wyglądają – zabrzmiały mi w myślach prawdziwe, acz krytyczne słowa mamy, ale postanowiłam wyrzucić je ze swojej głowy, a zamiast tego, po prostu cieszyć się miłym gestem.
– To co? Od czego zaczynamy? – zapytał Johny z entuzjazmem.
– Tam! – wskazałam palcem wysoko na diabelskie koło.
Nasza ławka wznosiła się coraz wyżej i wyżej, a ludzie zmniejszali się z każdą kolejną sekundą. Patrzyłam na około, ale najbardziej urzekł mnie widok jeziora, które zachwycało swoim błękitem. Nie ważne, ile razy je widziałam, z tej perspektywy mogłabym patrzeć na nie w nieskończoność.
– Gdy byłem mały, mama mówiła mi i siostrom, że to wróżki rozsypały swój zaczarowany pyłek nad taflą wody i dlatego tak skrzy – Johny szepnął wprost do mojego ucha, a jego ciepły, goździkowy oddech owiał mi szyję powodując łaskotki. Zaśmiałam się cicho, a Johny mi zawtórował.
– Jakie jeszcze bajki ci opowiadała? – zapytałam odwróciwszy się do niego.
Mój uśmiech natychmiast zniknął i ustąpił zaskoczeniu, gdy okazało się, że byliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Chcąc wychylić się, aby mieć lepszy widok, Johny ułożył jedno ramię na oparciu, a drugie na barierce z przodu, tym samym zamykając mnie jak w klatce. Na chwilę zabrakło mi powietrza i zrobiło się słabo. Jednak, nie upłynęła nawet sekunda, a on znowu usiadł prosto na swoim miejscu.
CZYTASZ
Ma Petite
RomanceChicago, początek lat sześćdziesiątych. Anna Belle jest podejrzana o nieumyślne zabójstwo młodego mężczyzny. Zamknięta na komisariacie przywołuje wspomnienia z ostatnich lat, aby wreszcie zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość oraz jak dos...