6 - The Wanderer

41 4 96
                                    

Dziś ogłoszenia parafialne na początku 😉

Po pierwsze, proszę przed przeczytaniem rozdziału uczciwie napisać, jakie puki co są Wasze odczucia względem Evelyn?

Po drugie, playlista! W komentarzu obok zostawiam link do spotify, gdzie możecie znaleźć piosenki nie tylko do tego rozdziału (od dziewiątej począwszy), ale do całej książki w kolejności jak inspirowały mnie do pisania rozdziałów. Playlista będzie aktualizowana co tydzień (nie lubimy przecież spojlerów).

Po trzecie, karty postaci zostały zaktualizowane (jeśli jeszcze ktoś nie widział ;)

Miłego czytania i słuchania!

"My head is spinning, I'm getting dizzy.
Can someone get me out of this ship of fools?"
"Moja głowa wiruje, kręci mi się w niej.
Czy ktoś może wydostać mnie z tego statku błaznów?"

Regaty w Milwaukee były bardziej formalnością niż rzeczywistymi zawodami. Pływaliśmy po znanym sobie terenie z zaprzyjaźnionym klubem, więc wiedzieliśmy, czego się spodziewać po swoich rywalach i po wodzie. W istocie prawdziwą ekscytację niosła możliwość wybrania się do klubokawiarni na wieczorne potańcówki. Już pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe, wskoczyłyśmy z dziewczynami w nasze najlepsze kiecki i dumnym krokiem wkroczyłyśmy na parkiet.

Przed lokalem stało kilkanaście zaparkowanych samochodów różnych modeli, ale w głównej mierze były to Cadillac'i w wersji Cabrio, wszystkie błyszczące, jakby zostały nawoskowane zaledwie minutę temu. Na ich maskach opierali się ich właściciele – jedni w towarzystwie papierosów, drudzy w towarzystwie pięknych dziewczyn obejmujących ich w pasach, trzeci łączyli obie przyjemności. I każdy z nich miał na nosie ciemne okulary słoneczne, mimo że słońce kłoniło się już powoli ku zachodowi.

Gdy tylko weszłyśmy do środka, uderzył mnie głośny, ale lekko trzeszczący głos Małego Richarda drącego się do swojego szlagieru Tutti Frutti. Muzyka wydobywała się z lakierowanej, orzechowej grającej szafy w stylu art deco. Ale oprócz oryginalnego podkładu słyszałam też klarowne, skoczne dźwięki pianina. Były żywsze i jaskrawsze, więc sprawiały, że od razu miałam ochotę na pląsy, a moja stopa bezwiednie zaczęła tupać do rytmu.

W pomieszczeniu było mnóstwo ludzi, którzy kręcili się w zwariowanym tańcu przypominając trochę akrobatów, a trochę marionetki dyndające chaotycznie na sznurkach. Gdzie nie spojrzeć wirowały kolorowe spódniczki odsłaniające smukłe uda, a nierzadko i majtki. Piski rozemocjonowanych dziewcząt ostro przecinały powietrze i wbijały się w bębenki jak igły, gdy ich partnerzy podnosili je ponad swoje głowy, jak gdyby były jedynie piórkami.

– Eric! – równie piskliwie wrzasnęła Eve chcąc, by jej głos przedarł się przez głośną muzykę, po czym pobiegła i rzuciła się na szyję jakiemuś młodemu mężczyźnie.

Spojrzałyśmy z Peggy po sobie w zupełnym zdumieniu nie wiedząc, co się dzieje. Wyglądało to tak, jakby Evelyn była tu stałym bywalcem i czuła się jak ryba w wodzie. Peggy pokręciła przecząco głową dając mi do zrozumienia, że, podobnie jak ja, jest kompletnie zagubiona.

– Dziewczyny, co tak stoicie? – krzyknęła Eve kierując do nas promienny, beztroski uśmiech. – Poznajcie mojego kuzyna. Jest w marines. Eric, to moje dwie najlepsze przyjaciółki, Peggy i Anna.

Eric był obłędnie przystojny i już na sam jego widok zmiękły mi kolana. Był wysoki na blisko metr dziewięćdziesiąt, jego krótko przystrzyżone blond włosy lśniły jak opiłki złota, a granatowe spodnie w kant oraz marynarska koszula z pagonami tylko przydawały mu klasy i czaru. Poczułam wypieki na twarzy i jeszcze bardziej się stremowałam. A najgorsze było to, że dobrze wiedziałam, że ktoś taki jak on nigdy na mnie nie spojrzy.

Ma PetiteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz