" I let the darkness entangle my heart. And, oh! what a delight it was!"
"Pozwoliłam ciemności opleść me serce. I, och! Cóż to była za rozkosz!"
Otworzyłam szafę z takim rozmachem, że o mało co drzwi nie wyleciały z zawiasów. Przebrałam się w bardziej strojną niż kościołową sukienkę i usiadłam do toaletki, żeby zająć się makijażem. Koniec z nijaką Annabelle. Moim celem stało się, żeby Lyndon, z resztą nie tylko on, znów spojrzał na mnie tak, jak na tamtym znamiennym bankiecie. Gdy byłam już prawie gotowa i został ostatni szczegół, przeszłam do sypialni rodziców, żeby dopełnić wizerunku klasyczną czerwoną szminką mamy.
Mama zdębiała, gdy zobaczyła mnie na parterze.
– O jejku, jaka ślicznotka tu przyszła. A co to za okazja? – zapytała zaintrygowana.
– A to musi być okazja, żeby ładnie wyglądać? – odpowiedziałam pytaniem, nonszalancko odgarnąwszy pukiel włosów za ramię. – Ty i pani Winston zawsze jesteście wystrojone.
– No, no, no! – do komplementów dołączył się tata. – Jaką mam piękną księżniczkę pod swoim dachem – dodał i objął mnie serdecznie po czym wszyscy wsiedliśmy do samochodu.
Przed domem państwa Winston zdjęłam okulary i schowałam je do etui. Znałam ten dom na pamięć, więc nie potrzebowałam ich. Odnalazłabym się w nim nawet w środku ciemnej nocy. Jednak o jednej rzeczy zapomniałam – o przebrzydłym, paskudnym, wrednym kocie Lyndona, który na ironię dostał ode mnie urocze imię Pepuś.
Pepuś był przybłędą, który nie dawał spać całemu sąsiedztwu szperając w śmietnikach i robiąc raban na całe osiedle. O tym, że w jego żyłach krążyła krew rozbójnika, świadczyły liczne blizny i obgryzione uszy – rany odniesione w bitkach z innymi bezdomnymi kotami. I dalej by obrywał w kocim boksie, gdyby nie moja dziesięcioletnia, łaskawa i życzliwa dusza nie zlitowała się nad nim, gdy kulił się z zimna i głodu przy progu państwa Winston. Tak, to dzięki mnie i mojej histerii ten niewdzięcznik nadal żył.
Nie mogliśmy go zatrzymać, bo moi rodzice nie chcieli, żeby podrapał im nowiutkie meble. Zalałam się łzami uświadomiwszy sobie, że to biedne wychudzone stworzonko było skazane na rychłą śmierć.
– Hej, nie płacz Anabelle, ja się nim zajmę – powiedział Lyndon wycierając łzy z moich policzków, które zmoczyły jego grube, zamszowe rękawice wyściełane od wewnątrz barankiem. Jednak spojrzałam na niego nie jak na jakiegoś super-bohatera, a jak na największego kłamczucha. Nie mogłam uwierzyć, że gdy wszyscy ignorowali los tego zwierzęcia, traktując je jak po prostu kolejnego nic nieznaczącego sierściucha, to akurat Lyndonowi zebrało się na okazanie współczucia. Sądziłam, że po prostu próbuje mi sprzedać ładne kłamstewko, żeby mnie uspokoić. Szczególnie, że był wtedy głupim nastolatkiem i uwielbiał z pokerową twarzą wciskać mi największe bujdy świata.
Ale on dotrzymał słowa i z barbarzyńcy Pepuś stał się dostojnym kanapowiczem i ulubieńcem wszystkich domowników. Był przeuroczy – łasił się, trącał łapką i robił wielkie oczy domagając się pieszczot lub zabawy. I wszystko wyglądało jak na sielankowym obrazku, dopóki Lyndon nie wyjechał na studia. Kot odebrał to jako zdradę i zmienił się w nikczemną bestię, a jego ulubioną zabawą stało się podstawianie się ludziom pod nogi i drapanie ich za to do krwi.
I gdybym miała na swoim nosie te okulary, to pewnie zauważyłabym, że to spasione kocisko szybkim susem wpakowało mi się pod stopy.
Powietrze przeszyło głośne „Miał!", następnie mój pisk, gdy ostre pazury wbiły mi się w skórę. Wyciągnęłam ręce przed siebie szykując się na bliskie spotkanie z podłogą, ale ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, ktoś chwycił mnie w talii tak mocno, że aż zakręciło mi się w głowie z braku powietrza.
CZYTASZ
Ma Petite
RomanceChicago, początek lat sześćdziesiątych. Anna Belle jest podejrzana o nieumyślne zabójstwo młodego mężczyzny. Zamknięta na komisariacie przywołuje wspomnienia z ostatnich lat, aby wreszcie zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość oraz jak dos...