Na początek małe ogłoszenie i pytanie: w zeszłym tygodniu wrzuciłam dwa rozdziały: 16 oraz Kroniki. Ale wydaje mi się, że Watt coś jak zwykle zepsuł i Kroniki się Wam nie wyświetlają. Dajcie proszę znać w komentarzu, czy są widoczne, czy nie.
Dzisiejszy rozdział jest z dedykacją dla alergików ;)
"Nie wiem, co czuję
Choć serce pali się i drga
Nie znam swych myśli
Choć nie śpię przez nie całą noc"
Sylwestrowe fajerwerki odbijały się w gładkiej tafli jeziora niczym w lustrze, tworząc spektakularny pokaz zaczarowanych świateł. Uwielbiałam oglądać je przy każdej możliwej okazji – święta niepodległości, dziękczynienia, różnych rocznic i oczywiście wigilii Nowego Roku. Wokół nas rozbrzmiewała muzyka zagłuszana jednak pełnymi zachwytu okrzykami i westchnieniami. A ja nie umiałam się tym do końca cieszyć, bo ciągle myślałam o biednej Peggy.
Spotkałam ją na łyżwach przed pokazem. To miała być taka grupowa niby randka – ona z Eric'iem, Eve z jakimś swoim kolejnym amantem oraz ja z Lyndonem. Jednak Peggy przyszła sama z nosem na kwintę.
– Co jest Peggy? Gdzie Eric? Nie mógł przyjechać? – zapytałam zdziwiona.
– Ty jej powiedz – zakwiliła zwracając się do Evelyn.
– Mężczyźni w mojej rodzinie to kretyni. Eric nie raczył uprzedzić Peggy, że ma już narzeczoną.
– Co? Jak to możliwe? Od kiedy? Jak mogłaś nie wiedzieć? – zapytałam ją cała wzburzona. Eric to jedno, ale że Eve jak dotąd milczała?
– Myślałam, że ze sobą zerwali już dawno temu. Ale pojawiła się na naszym obiedzie w Boże Narodzenie i nie zachowywała się jak była. Chwaliła się wszystkim tym brylantowym pierścionkiem. Od razu do niej zadzwoniłam, żeby powiedzieć jej prawdę – kiwnęła na Peggy.
Dziewczyna natychmiast wybuchła na te słowa płaczem jak dziecko.
– Nie musiałaś jej o tym teraz przypominać – syknęłam i przytuliłam załamaną Peggy. – A ty? Gdzie twój parter?
– Kazałam mu spadać na drzewo po tym, jak zaproponował, żebyśmy podzielili się rachunkiem. Zaprasza mnie na randkę – to chyba do czegoś zobowiązuje – dodała przewracając oczami. – Na głupią colę i frytki dziadował.
Peggy nie chciała nam psuć zabawy i wieczoru, więc mimo podłego nastroju nalegała, żebyśmy nie rezygnowały z łyżew ze względu na nią.
Lyndon natychmiast chwycił mnie za rękę i jeździliśmy w parze. Ustawił mnie przodem do siebie i kierował, żebym mogła pojeździć trochę tyłem, czego dopiero się uczyłam. Znałam teorię, wiedziałam, jak zataczać te łuki i machać biodrami, ale teoria a praktyka, to zupełnie co innego i ciągle miewałam momenty, gdy stopy oraz uda ustawiały się w przeciwnym kierunku niż nakazywały im to moje myśli. Wtedy zaciskałam dłonie na przedramionach Lyndona mocniej, żeby się nie przewrócić.
– Hej, całkiem uroczo wyglądacie. – Przyjechała do nas Evelyn uśmiechając się od ucha do ucha. – Widziałabym was normalnie na okładce jakiegoś pisemka. Też bym chciała się nauczyć tak jeździć. Lyndon, nie nauczyłbyś mnie też?
Lyndon nie wyglądał na zachwyconego. Wręcz przeciwnie – tego, jak bardzo patrzył na Eve z góry i z pogardą, nie dało się przeoczyć.
– Nie jestem wcale dobrym nauczycielem – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem, takim samym jakim przytakiwał swojej matce, gdy nie chciał jej urazić, ale w środku się nie zgadzał. Eve jednak tego nie kupiła i spojrzała się wymownie na mnie. – Annabelle już coś przynajmniej umie, a ty możesz pojeździć w parze ze swoją koleżanką – odpowiedział na jej niewysłowione pretensje.
CZYTASZ
Ma Petite
RomanceChicago, początek lat sześćdziesiątych. Anna Belle jest podejrzana o nieumyślne zabójstwo młodego mężczyzny. Zamknięta na komisariacie przywołuje wspomnienia z ostatnich lat, aby wreszcie zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość oraz jak dos...