rozdział 54

61 3 27
                                    

*Następny dzień*

*Matteo*

6:30, wstałem i poszedłem do szafy się przebrać. Poszedłem do kuchni zrobić sobie szybkie śniadanie i zacząłem je jeść.

-Hej...- usłyszałem za sobą głos Gastona - kiedy jedziesz?

-Za pół godziny ale muszę jeszcze zadzwonić po taksówkę - mówię i patrzę na niego z uśmiechem

-Mogę cię zawieźć - powiedział, zabrał mi jedzenie i zaczął je jeść- dzięki pewnie będzie dobre

-Mam dla ciebie propozycję - powiedziałem szybko patrząc na niego z uśmiechem - chcesz przyjechać po zakończeniu do Cancun?

Chłopak popatrzył się na mnie z widocznymi iskierkami szczęścia w oczach

-Naprawdę?!- krzyknął na cały głos

-Naprawdę!- krzyknąłem ze śmiechem tak samo jak on

-No oczywiście, że tak!- krzyknął i przytulił mnie z całej siły - już tęsknię za moją Lunusią!

Odsunąłem się od niego i popatrzyłem się mu w oczy

-Twoją?

-No oczywiście, że tak!- uśmiechnął się i uciekł do pokoju z moją kanapką

Japierdziele jak z dzieckiem, jak z dzieckiem...

Wróciłem do pokoju i poprawiłem włosy, które nie wyglądały aż tak źle ale trzeba było coś z nimi zrobić

Zniosłem wszystkie walizki na dół i czekałem na Gastona

Minuta.
Nic.
Pięć minut.
Nic.
Dziesięć minut.
Nic .

-Gaston!

-Już idę!- krzyknął i po kilku minutach przyszedł z jakąś torbą w rękach, którą mi po chwili dał - daj ją Lunie od razu jak przyjedziesz

-Mogę zobaczyć?

-Nie, a teraz chodź bo przez ciebie się spóźnimy- powiedział i zabrał mi jedną walizkę

Przeze mnie?!

Szybko wziąłem drugą i poszedłem za nim do auta, włożyliśmy je do bagażnika a po chwili już jechaliśmy na lotnisko. Gastona znam od prawie zawsze, jest moim jedynym najlepszym przyjacielem za co mu dziękuję i jest też jedną z najbardziej szalonych osób jakie poznałem w moim życiu

Gdy już dojechaliśmy Gaston zaparkował na jakimś uboczu oczywiście żeby nie płacić za parking. Wyszliśmy z auta i szybko poszliśmy z walizkami do środka, stanąłem przed bramkami i się do niego uśmiechnąłem

-Będę za tobą tęsknił Mateusiu mój- powiedział z uśmiechem i się do mnie przytulił

-Ja za tobą też ale muszę już iść - powiedziałem i się od niego odsunąłem z lekkim smutkiem

-No to szykuj się na mój przyjazd, zrobimy wielką impre!- krzyknął jak już przechodziłem przez bramki

Uśmiechnąłem się a jakiś czas potem siedziałem już w samolocie obok jakiejś pary i czekałem aż będę na miejscu

Czas odzyskać Lunę

*Luna*

Matteo z jakąś dziewczyna na jego kolanach, siedzą w barze i się śmieją, przytulają i inne rzeczy tak jakby byli parą.

I ja, siedząca z boku. Na wszystko patrzę, widzą to ale nie reagują. Nagle dziewczyna się do niego przybliża i łączy ich usta w "szczerym" pocałunku

Kocham cię jak...    [Lutteo]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz