1.

75 5 0
                                    

Obudziłam się z nieziemskim kacem. Głowa chciała wybuchnąć, a każda próba podniesienia się z łóżka kończyła wirującym pokojem. W dodatku światło wdzierające się do pokoju nie pomagało mi, a jeszcze bardziej drażniło mój ból głowy. Czułam jakbym zaraz miała wyzionąć ducha, jednak zamiast tego musiałam biec do toalety. Tam opuściły mnie resztki alkoholu. Leżąc na zimnych kafelkach postanowiłam, że ostatni tydzień wakacji będzie detoksem od alkoholu.

Ostatecznie, po kilkunastu minutach walki z samą sobą, wstałam aby zrobić coś pożytecznego i umyć zęby. W trakcie odświeżania mojego oddechu usłyszałam dzwonek do drzwi. Zignorowałam go, przynajmniej tak chciałam. Jednak po czwartym musiałam się poddać. Nie przerywając czynności przekonana, że to moja rodzicielka, bez zastanowienia otworzyłam drzwi. Gdy ujrzałam za nimi nieznajomego mężczyznę, trzymającego sałatkę w dłoniach, omal nie wypadłam mi z ust szczoteczka do zębów. Z prędkością światła zamknęłam przed nim drzwi, aby za dziesięć sekund otworzyć je ponownie, tym razem bez piany w ustach.

- Przepraszam, myślałam, że to mama. - Zlustrowała mężczyznę od dołu do góry. Jego czarne włosy były nienagannie ułożone, a zielone oczy świdrowały mnie oceniająco. Na oko był po trzydziestce.

- A ja chciałem przywitać się z nowymi sąsiadami, a zastaję wiewiórkę z wścieklizną. - Powiedział z wyraźnym zdegustowaniem - James Williams, wprowadziłem się do domu naprzeciwko.

- Daisy Brown. Mojej mamy nie ma, więc nie wiem czy podzielę się z nią sałatką. - Wyrwałam mu naczynie z rąk. Jedzenie wyglądało pysznie, chociaż to była najzwyklejsza sałatka cezar.

- Miska do zwrotu.

Zasalutowałam mu i zamknęłam drzwi. Tylko jak odłożyłam sałatkę na blat, w poszukiwaniu czystego widelca, wskoczył ciekawski, śnieżnobiały kot i chciał się poczęstować prezentem od nowego sąsiada.

- Bałwanku, to nie dla ciebie. - Usadowiłam kota na kolanach i zajęłam się jedzeniem.

*****

- Ile razy mam powtarzać, że w tym domu panuje zasada, kto ugotował ten zmywa? - Drzwi od mojego pokoju otworzyły się z hukiem, po czym mama wycelowała i rzuciła we torebką. Dostałam prosto w brzuch.

- Dlaczego nie ustalimy zasady zero agresji? - Zrzuciłam z siebie przedmiot, którym zostałam zaatakowana.

- Nie wytrzymałabym wtedy z Tobą. Pozmywaj.

- Awykonalne.

- Niby z jakiego powodu? - Mama oparła się o futrynę, mrużąc przy tym oczy.

- Bo to miska nowego sąsiada, a co za tym idzie to on gotował.

- Oh! - Usiadła na łóżku.- Przystojny? Stary? Ma żonę?

- Mamo. - Złapałam ją za dłonie. - Teraz masz idealną okazję aby poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania. Wystarczy, że odniesiesz mu miskę.

- No chyba żartujesz. - Wyrwała dłonie z mojego uścisku - To ty zjadłaś całą zawartość, więc ty idziesz. Już! - Wychodząc z pokoju zabrała torebkę.

Pocałowałam kota leżącego obok mnie, a konkretnie rzecz ujmując jego dupkę, którą był obrócony w moim kierunku. Odłożyłam szkicownik wraz z ołówkiem, który był transparentnie przymocowany do niego, za sprawą sznurka.

Na zegarku było już grubo po dwudziestej, a ja po przeczesaniu rudych włosów palcami i nałożeniu pierwszych lepszych dżinsów, stałam pod drzwiami sąsiada. Zadzwoniłam kilka razy z rzędu, nie byłam cierpliwą osobą. Mężczyzna otwierając drzwi zauważył, że miska nie jest umyta. Jego mina nie wyrażała zadowolenia.

- Hej James! Sałatka była pyszna, serio. - Wcisnęłam mu przedmiot do rąk.- Jest nadal brudna, bo wychowałam się w domu gdzie zmywa ten kto robił jedzenie, także ten.... - Zaczęłam powoli wycofywać się do tyłu. - Ale spokojnie nie zarazisz się wścieklizną.

- A brakiem wychowania i szacunku? - Podniósł do góry jedną powiekę z grymasem wymalowanym na twarzy.

Wzruszyłam ramionami.

*****

W nocy na grupie napisałam swoim znajomym, że w najbliższych dniach robię detoks od telefonu, więc będę nieuchwytna. Często znikałam, nie odpisywałam. Dopiero niedawno, po wielu kłótniach z nimi zrozumiałam, że jestem okrutna robiąc tak bez uprzedzenia. Przecież inni martwią się o mnie, gdy ja w najlepsze bawię się na łonie natury szkicując krajobraz. Piłam kawę na kuchennym blacie, gdy nagle kot zaczął się do mnie łasić. Podrapałam go pod pyszczkiem w jego ulubionym miejscu.

- Co tam bałwanku? Jak myślisz, co najlepiej zrobić w taką pogodę?

- Wiesz, że kot Ci nie odpowie? - Mama wychyliła głowę znad książki.

- Ale zawsze może pokazać. Nie jedziesz dziś do księgarni?

- Nie. W końcu po coś komuś płacę.

Była właścicielką dobrze prosperującej księgarni w centrum miasta. Książki to jej pasja, przez co od dzieciństwa wpajała mi, że można odnieść sukces w branży, którą się lubi. Motywowała mnie do rozwijania swoich zainteresowań i pogłębianiu ich. To ona kupiła mi moje pierwsze kredki, a na dziecięce bazgroły mówiła - dzieła sztuki. Rozwieszała je na lodówce i chwaliła się nimi innym przy każdej możliwej okazji.

- W sumie racja. - Odłożyłam kubek do zlewu, podeszłam do niej i pocałowałam w głowę. - Idę na rolki.

Po okrążeniu całego osiedla zaczęłam odczuwać lekkie zmęczenie. Pot zbierał mi się na czubku czoła i w okolicach nosa. Podniosłam do góry ręce, zamykając przy tym oczy. Poczułam się wolna, delektowałam świeżym powietrzem i chłodnym wietrzykiem odbijał się o moje ciało. Gdy otworzyłam oczy, dostrzegłam nowego sąsiada na podjeździe. Próbował zamknąć bagażnik, z marnym skutkiem przez zakupy trzymane w rękach. Przyspieszyłam i nim się spostrzegł pomogłam mu z problemem - zamykając bagażnik.

- James, następnym razem wystarczy mnie zawołać, a zawsze pomogę. - Uśmiechnęłam się, zakładając za siebie ręce i przekrzywiając na prawą stronę głowę. - A co tam dobrego dla mnie masz?

- Nic, ale następnym razem kupię dla ciebie jakiś podręcznik dobrego wychowania.

- Ale przecież pomogłam Ci w potrzebie! - Obruszyłam się, takim pomysłem z jego strony. Nie jest to prezent na który liczyłam, a tym bardziej na brak docenienia mojego dobrego gestu.

- Bez szacunku do starszych. Dlaczego tak ciężko, jest mówić do mnie per Pan ?

- Nie wnikam co ciebie kręci James.

Mężczyzna poddał się i po głębokim westchnięciu zaczął zbliżać się do drzwi. Rozczarowana przez brak jakiejkolwiek nagrody odwróciłam się, ale nim zdążyłam odepnąć się na rolkach usłyszałam - Łap. Moje próby złapania niezidentyfikowanego przedmiotu skończyły się na ziemi. Jednak wywrotka nie była taka bolesna, miewałam gorsze. Otrzepałam tyłek i w geście zwycięstwa podniosłam podarowanego mi lizaka do góry.

Po powrocie do domu odłożyłam słodycz na biurko. Nigdy nie byłam fanką lizaków. Wolałam dostać od niego wystającą z reklamówki czekoladę bąbelkową.

Kawa & FajkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz