Rozdział 35. Robert

10 2 0
                                    

Grudzień tego roku przypominał raczej wiosnę niż zimę. Nie pomagało nawet zaklinanie, że za kilka dni Boże Narodzenie. Zaparkowałem samochód w bocznej uliczce, zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę jednej z głównych, miejskich, arterii.

Stanąłem pod przeszkloną ścianą multipleksu. Odetchnąłem głęboko i pchnąłem ciężkie drzwi. W środku było trochę ludzi. Głównie stali w grupach, niektórzy kupowali bilety stłoczeni przy stanowiskach kasjerów. Rozpiąłem płaszcz i od razu podszedłem bo baru. Kupiłem dwie kawy. Dopiero kiedy z dwoma kubkami w ręce odszedłem od kontuaru rozejrzałem się po kinowym hallu. Na podłodze, w przypadkowym nieładzie, stały kolorowe pufy. Większość z nich była zajęta. Potoczyłem wzrokiem po amatorach filmowych produkcji i wtedy ją zobaczyłem. Siedziała na dwuosobowym szezlongu i pochylała się nad książką. Światło ulicznych latani i nowoczesnych kinowych lamp tworzyły nad jej ciemnozłotymi włosami świetlną poświatę. Dziewczyna wydawała się całkowicie nieobecna myślami. Podszedłem bliżej. Wydawało się, że mnie nie zauważyła.

- Przepraszam – odezwałem się – czy ty masz może na imię Maja?

Dziewczyna spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i zamknęła książkę. Znowu podniosła na mnie wzrok.

- Tak, to ja. To mnie szukasz.

Jej usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Wstając z miejsca zamknęła książkę. Poezje Edgara Allana Poe.

- Doskonały wybór – wskazałem na okładkę niewielkiego tomu

- Mam nadzieję, że mi je poczytasz przed snem – dziewczyna z wdzięcznością wzięła ode mnie jeden z kubków – dziękuję kochanie. Jak ci minął dzień?

Moje libido wystrzeliło w kosmos. Najchętniej wziąłbym Maję za rękę, zaciągnął do samochodu i łamiąc przepisy zabrał do domu. A potem nie wypuszczał z łóżka aż do rana. No, ale miałem plan. I bardzo chciałem doprowadzić go do końca. Maja w jednej ręce trzymała kubek z kawą, drugą objęła mnie za szyję i pocałowała. Stanowczo, mocno, ale jednocześnie tak czule jak to tylko ona potrafiła. Mijał niemal rok odkąd przypadkiem spotkaliśmy się w tym miejscu. Tym razem też kupiłem bilety na maraton filmowy. Zbliżały się święta, na ulicach błyszczały świąteczne iluminacje, jarmark w rynku działał pełną parą, a my mieliśmy obejrzeć kilka świątecznych produkcji. I tym razem ta randka nie była w ciemno. Dziewczyna, z którą się spotkałem, potrafiła rozjaśnić najbardziej ponury dzień. Nie byłem nawet w stanie powiedzieć jak bardzo ją kocham. Objąłem ją i ponownie złączyłem nasze usta w pocałunku.

- Pięknie wyglądasz. Ten Koralik rzeczywiście zna się na swojej robocie – wyszeptałem z ustami przy jej czole.

Widziałem jak Maja, o ile to możliwe, rozpromienia się jeszcze bardziej. Kiedy któregoś dnia wpadł do nas Mateusz i zaczęli z Mają rozmawiać o znajomym fryzjerze poczułem ukłucie zazdrości. Nie znałem mężczyzny, do którego moja dziewczyna udawała się regularnie co dwa miesiące na odświeżenie koloru. Dopiero kiedy usłyszałem, że Igor Koralik Koralewski odpowiedzialny jest za metamorfozę Mai i to dzięki niemu odzyskała dawny, na jakiś czas przytłumiony, blask odetchnąłem z ulgą. Teraz też Maja dopiero co wyszła z salonu znajomego stylisty.

- Możemy wrócić do domu – wymruczała Maja oddechem łaskocząc mój policzek

- Nie, kochanie, zostaniemy.

- Tym razem też wykupiłeś cały ostatni rząd? – mrugnęła do mnie patrząc wzrokiem, który mówił mi wiele o tym co chodzi jej po głowie.

- Oczywiście.

Maja wzięła z pufy swój płaszcz i torebkę. Objąłem ją i poszliśmy do kinowej sali.

- Ciekawe czy tym razem operator też zaśnie

(nie)Tłumacz miłości - wersja alternatywna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz