Po powrocie do domu zastanawiałam się czy powinnam iść na tę kolację. Kiedy szłam do kina nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Nie mogłam wiedzieć, że na nocnym maratonie poznam faceta, potem zjem z nim śniadanie i będziemy się całować na środku skrzyżowania. O rany, jak on całował! Niemal rozpływałam się od miękkości jego warg. Jakieś ciepło, którego dawno nie czułam skumulowało się w moim podbrzuszu. Cholera! Maja, opanuj się. Nie myśl za dużo. Kiedy wykąpana i zawinięta w gruby szlafrok siedziałam z kubkiem herbaty zadzwoniłam do Lidki. Wiedziałam, że tylko ona jest w stanie podać logiczne argumenty za albo przeciw. Przyjaciółka odebrała telefon lekko zaspanym głosem opieprzyła mnie za wyciąganie jej z łóżka o tak nieludzkiej porze. Hm, była prawie jedenasta. Kiedy na kamerce zobaczyłam, że siedzi już z kubkiem parującej kawy zaczęłam opowiadać. Lidia słuchała w skupieniu, nie przerywała. Widziałam jak na jej twarzy maluje się przebiegły uśmieszek. Znałam ten wyraz twarzy. Wiedziałam, że za chwilę z wyższością zacznie swój wywód. Kiedy skończyłam głęboko wciągnęła powietrze i powiedziała jedno zdanie.
- Powinnaś się z nim spotkać.
Zamurowało mnie. Sądziłam, że będzie mnie odwodzić od tego pomysłu. Zamilkłam w niedowierzaniu.
- Nie patrz tak na mnie Maja. Mówię serio. Idź.
- A jak to jakiś psychol?
- To pewnie już byś leżała martwa w jakiejś bramie - na ustach Lidki wciąż czaił się ten lisi uśmiech - idź babo, może w końcu się zakochasz.
Złożone dłonie podłożyła pod brodę i zamrugała powiekami jak księżniczka z bajki Disneya.
Nie miałam pewności czy chcę się od razu zakochiwać, ale samo spotkanie z kimś nie było niczym złym.
- No dobra, ale muszę mieć jakieś koło ratunkowe - zaczęłam
- Spoko, też o tym pomyślałam. Jakby co zadzwoń albo napisz. Wezmę Liwiusza i przybędziemy z odsieczą.
Liwiusz był młodszym o dwa lata bratem Lidki. Posturą budził respekt. Nieustannie pracując nad formą wystartował nawet w którejś edycji Ninja Warrior, odpadł jednak w półfinale. Uspokojona i zaopatrzona w plan awaryjny stanęłam przed szafą. Wybrałam czarne jeansy i zieloną bluzkę. Do tego jakieś kolczyki i wisiorek. Położyłam się na sofie i nie zdążyłam włączyć telewizora bo zasnęłam.
Obudziłam się z głośno bijącym sercem. Moment wyjścia z domu zbliżał się nieubłaganie. Przebrałam się, umalowałam i krytycznie spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie było źle. Więcej, było całkiem dobrze. Założyłam buty, płaszcz i wybiegłam z bloku. Miałam szczęście. Tramwaj jadący do centrum akurat podjechał. Wsiadłam i zajęłam miejsce przy oknie. Próbowałam nie zwracać uwagi na to, że żołądek zaciska mi się z nerwów. Przez myśl przebiegł mi nawet pomysł żeby zawrócić do domu. Z drugiej strony pomyślałam o Robercie. Zostałby wystawiony drugi raz w ciągu jednego weekendu. Chyba na to nie zasługiwał. Wydawał się całkiem sympatyczny. A ja już dawno skończyłam osiemnaście lat. Wysiadając na przystanku wysłałam Lidce SMS-a, że idę na spotkanie z przeznaczeniem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak prorocze to były słowa. Przed wejściem do lokalu miałam wysłać jej jeszcze pinezkę z lokalizacją. Idąc ulicą, w śnieżnej zawierusze, starałam się dostrzec Roberta. Stał pod restauracją i rozglądał się nerwowo. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyglądał niegroźnie. No dobra, raz się żyje. Kto nie ryzykuje, ten nie pije i tak dalej. Szybciej ruszyłam w kierunku mężczyzny. Kiedy mnie dostrzegł wyraźnie się rozluźnił. Podeszłam bliżej, a on po prostu przytulił mnie na powitanie. Owionął ciepłym zapachem swoich perfum. Miał mnie. Ale wtedy nie mogłam dać mu tego po sobie poznać. Kiedy siedzieliśmy i czekaliśmy na zamówienie nie mogłam się powstrzymać i po prostu musiałam zadać mu pytanie.
CZYTASZ
(nie)Tłumacz miłości - wersja alternatywna [ZAKOŃCZONA]
RomancePrzedstawiam Wam pierwotną wersję powieści. Jak już kiedyś wspomniałam, mam do niej ciężki do wyjaśnienia sentyment i ciężko mi się z bohaterami rozstać. Ciekawa jestem, która wersja bardziej przypadnie Wam do gustu...