Rozdział 18. Maja

7 1 0
                                    

Czułam się jakbym dostała czymś ciężkim w głowę. Byłam otępiała, nie wiedziałam co się dzieje. Po wejściu do mieszkania nie zawracałam sobie głowy zdejmowaniem butów. Torebkę rzuciłam na stół i w ubraniu położyłam się na łóżku. Wydawało mi się, że poduszka jeszcze pachniała jego perfumami. Jego, od dzisiaj on nie miał imienia. Jak on mógł? Co ja zrobiłam, że tak mnie potraktował. „rzucasz mnie jak starą rzecz, gdy przestaje cieszyć cię...". Ja pieprzę. To się nie działo naprawdę. To jakiś żart. Sprawdziłam w kalendarzu. Nie, to nie był pierwszy kwietnia. Przytłoczona myślami zasnęłam i musiałam spać dość długo bo obudziło mnie walenie do drzwi. Nie zawracając sobie głowy żeby spojrzeć w lustro powlokłam się do przedpokoju. Za progiem stał Liwiusz.

- Kurwa, Majka! – krzyknął na mój widok – co się stało?

Wtedy zerknęłam w wiszące na ścianie lustro. Kurwa, wyglądałam jak zombie. Włosy niemyte i potargane, rozmazany makijaż i wymięte ciuchy.

- Się zesrało – bąknęłam i zawróciłam do pokoju.

Zrezygnowana opadłam na łóżko. Brat mojej przyjaciółki zamknął za sobą drzwi i poszedł za mną.

- Raczej szambo się wylało... Lidka prosiła żebym do ciebie zajrzał. Martwi się. Nie odbierasz jej telefonów, ani nie odpisujesz. Telefon ci padł?

Rozejrzałam się po pokoju. W końcu namierzyłam aparat na parapecie. Rzeczywiście rozładowany. Resztę baterii wykorzystałam aby powiadomić szkołę, że biorę zwolnienie. To nie leżało w mojej naturze. Nie brałam wolnego jeśli nie musiałam. W tamtej jednak chwili wiedziałam, że nie będę w stanie prowadzić zajęć z dzieciakami. Potrzebowałam kilku dni na dojście do siebie i zastanowienie się co dalej. Dyrektorka najwyraźniej wzięła mój zakatarzony i podchodzący łzami głos za przejaw przeziębienia bo życzyła zdrowia i kazała o nic się nie martwić. Poczciwa kobieta.

- To co? Mam wzywać chłopaków? – zapytał Liwiusz siadając obok mnie

- A po co?

- No, chyba wpierdol się należy Robercikowi, co? Nie uwierzę, że czemu innemu zawdzięczasz swój stan.

- Dziękuję. Dobry z ciebie przyjaciel, ale nie ma potrzeby. Dam radę. Kiedyś...

- No właśnie, kiedyś... Słuchaj, a może ja jakiegoś paragrafu na niego poszukam, co?

- Nie warto.

- Uuuu, aż tak? – aż gwizdnął

Poczułam jak wzbiera we mnie nowa fala łez.

- Słuchaj Maja. Nie jestem biegły w sprawach damsko-męskich – w jego głosie wyczułam zakłopotanie – ale gdybyś chciała się wypłakać to możesz skorzystać z mojego ramienia. Skorzystałam. Liwiusz przytulił mnie mocno i pozwolił żeby moje łzy moczyły mu bluzę. Płakałam i płakałam. Jakbym chciała wypłakać się za to co było i za to, co będzie. Liwiusz siedział spokojnie. W pocieszającym geście gładził po plecach. Kiedy poczułam, że jestem już pusta i nie wyleci ze mnie ani jednak kropla poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy. Do oczu wpuściłam kilka nawilżających kropel. Piekły potwornie, a białka miałam przekrwione jak u wampira. Nie wspomnę o sińcach pod powiekami. Najważniejsze, że poczułam się odrobinę lepiej.

- Dziękuję – zwróciłam się do przyjaciela – twoja dziewczyna będzie szczęściarą.

Uśmiechnął się speszony.

- Dałem znać Lidce. Jutro do ciebie wpadnie. Dzisiaj jest w delegacji.

Tak, Lidia wspominała, że ma jechać służbowo na kilka dni.

(nie)Tłumacz miłości - wersja alternatywna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz