Rozdział 2. Maja.

14 4 0
                                    

Zatrzymałam się, kiedy usłyszałam, że mnie zawołał. Odwróciłam się i poczekałam aż Robert do mnie podejdzie. Czekałam co powie. Uroczo wyglądał taki zakłopotany, trochę niepewny. Jak mały chłopiec czekający na burę za zjedzenie ciastka przed obiadem. Nerwowo przeczesał szpakowate włosy. Ile on mógł mieć lat? Na pewno był starszy ode mnie. Ciekawe czy dużo.

- Maju, przepraszam – powiedział, kiedy stanął przede mną – zachowałem się jak gbur. Spędziliśmy razem noc, a ja tak po prostu odchodzę. Nawet śniadania nie zaproponowałem.

Słuchając go zdusiłam w sobie śmiech. Pozwoliłam aby mówił dalej.

- Tu, niedaleko, jest miła kawiarenka. Powinna być już otwarta. Mają niezłą kawę i pyszne rogaliki.

- Chodźmy więc.

Ruszyliśmy we wskazanym przez Roberta kierunku. Było jeszcze wcześnie, po ulicach przemykali pojedynczy, zaspani ludzie. Robert poprowadził do jednego z tych niewielkich, klimatycznych lokali. Położony w bocznej uliczce, która dotąd kojarzyła mi się raczej z dyskotekami. Hmm, ciekawe czy często tu bywał? Dobra, Majka, uspokój się. Nie myśl za dużo. To tylko poranna kawa z kolesiem przypadkowo poznanym w kinie. Był przystojny to fakt. Wyglądał niegroźnie to też fakt. Ale przecież, jak mówi moja przyjaciółka Lidka, dziewięćdziesiąt pięć procent ludzi mijanych na ulicy to psychole. Koleżanka usłyszała to stwierdzenie od kogoś lata temu i powtarzała je od czasu do czasu. O czym ja myślę? Nie jesteśmy na tej ulicy sami. W razie czego ucieknę, albo zacznę krzyczeć.

Zawieszony nad drzwiami dzwoneczek cichym dźwiękiem poinformował o naszym wejściu.

Ku mojemu zdziwieniu w lokalu było całkiem sporo osób. No tak, może studenci wstąpili przed zajęciami albo przed powrotem do domu po nocnej imprezie. Robert poprowadził mnie do ustawionego pod oknem stolika. Wziął ode mnie kurtkę i powiesił ją na wieszaku stojącym pod filarem. Swój płaszcz również odwiesił, a z baru przyniósł dwie karty. Poczułam już mocny głód. Przyjście tu to był dobry pomysł. W przeciwnym razie moje śniadanie składałoby się z kubka parzonej w domu kawy i drożdżówki z kruszonką kupionej w sklepiku pod blokiem, w którym wynajmowałam kawalerkę.

Robert usiadł naprzeciwko mnie i otworzył menu. Zerknęłam na niego znad swojej książeczki. W dziennym świetle prezentował się jeszcze lepiej niż w przygaszonym, kinowym, sztucznym oświetleniu. Szpakowate, choć gęste, włosy świadczyły o tym, że na pewno był starszy ode mnie. Głęboko osadzone, błyszczące, ciemne oczy. Oliwkowa, zadbana cera, lekko wystająca szczęka z modnie przystrzyżoną bródką. Tak, ten facet zdecydowanie mógł robić wrażenie. a jednak biła od niego jakaś niepewność i chłopięce zakłopotanie. Wybrałam to, na co miałam ochotę i odłożyłam kartę na brzeg stolika. Zerknęłam przez okno. Był wczesny, styczniowy, poranek i miasto też jeszcze się nie całkiem obudziło. Ukryłam dłonie w trochę przydługich rękawach zielonego swetra. Zerknęłam na swojego towarzysza i przyłapałam go na tym, że wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem. Odpowiedziałam tym samym. Na chwilę zapadła między nami cisza. Na szczęście podeszła kelnerka. Z bogatego menu wybrałam bajgla z sałatą, wiórkami buraka i kozim serem. Do tego oczywiście gorąca kawa z pianką. Mężczyzna wybrał panini z szynką i podwójną, czarną kawę.

- Powiesz mi czym się zajmujesz, Maju? – przerwał ciszę, która na chwilę zapadła

- Pracuję w szkole, kończyłam anglistykę. A ty?

- Wykładam na uniwersytecie i jestem tłumaczem.

Z mojej piersi wyrwał się cichy jęk podziwu. Również chciałam zająć się tłumaczeniami, ale z powodu dużej konkurencji na rynku i różnych zbiegów okoliczności poza wymarzoną anglistyką skończyłam pedagogikę i zaczęłam uczyć w szkole jako nauczyciel nauczania początkowego. Po lekcjach w szkole udzielałam korepetycji i to pozwalało mi na samodzielne życie w mieście.

Kelnerka przyniosła nasze napoje. W obie dłonie wzięłam swoją szklankę i podniosłam do ust. Upiłam niewielki łyk. Kawa była przepyszna, poczułam jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele. Odstawiłam szklankę, nie zauważyłam, że mleczna pianka zostawiła ślad nad moją górną wargą. Zanim się spostrzegłam Robert wyciągnął rękę i ku mojemu zaskoczeniu wytarł ją swoim kciukiem. Później wytarł dłoń w serwetkę i uśmiechnął się tym swoim młodzieńczym uśmiechem. Nie powiem, ładny miał ten uśmiech. Po krótkiej chwili stanął przede mną talerzyk z zamówionym pieczywem. Wgryzłam się w miękki wypiek. Muszę przyznać, że był wyborny.

- Często tu przychodzisz? – zapytałam

- Czasami wpadam między zajęciami. Ale śniadanie jem pierwszy raz – mrugnął okiem

No tak, skoro był tłumaczem i wykładał na uniwersytecie nie powinnam się dziwić. W najbliższej okolicy znajdowały się chyba wszystkie wydziały filologiczne o jakich słyszałam. Gryząc bajgla patrzyłam na siedzącego naprzeciwko mnie mężczyznę. Wiedziałam, że nie powinnam o to pytać. Nie znaliśmy się przecież, ale byłam bardzo ciekawa jak można wystawić takiego faceta i po prostu nie przyjść na spotkanie. Maja, opanuj się. On jest pewnie w wieku twojego ojca. A jeśli młodszy to niewiele. Brązowe, śmiejące się oczy mnie czarowały. Ciepły, głęboki glos przyjemnie wibrował. Gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach, może gdybym była starsza, albo on młodszy, może wtedy mogłabym spojrzeć na niego inaczej niż jak na poznanego w kinie faceta. Za chwilę każde z nas pójdzie w swoją stronę, pewnie już nigdy się nie spotkamy. Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyłam, że Robert uregulował rachunek i przyglądał mi się z ciepłym uśmiechem.

- Idziemy? – zapytał, a ja skinęłam głową.

Przyniósł z wieszaka nasze ubrania, a kiedy pomagał mi włożyć kurtkę jego palce przelotnie musnęły moją szyję. Poczułam przyjemny dreszcz. On chyba też, bo spojrzał zakłopotany. Nie zapinając płaszcza poprowadził mnie do drzwi. Stanęliśmy na skrzyżowaniu świadomi, że za chwilę każde pójdzie w swoją stronę. Ku mojemu zaskoczeniu Robert podszedł kilka kroków i stanął tak, że nasze twarze niemal się stykały. Chwycił mnie za dłonie, na które już zdążyłam założyć rękawiczki.

- Maju – zaczął cicho – po wspólnej nocy zjedliśmy razem śniadanie, ale przyznam, że nie mam jeszcze ochoty rozstawać się z tobą. Co powiesz na kolację? Dzisiaj wieczorem?

(nie)Tłumacz miłości - wersja alternatywna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz