Rozdział 28. Maja

7 1 0
                                    

Od wyjścia ze szpitala rodzice nawet na chwilę nie zostawiali mnie samej. Nie wiem czy bardziej bali się tego, że coś mi się stanie czy że będę próbowała skontaktować się z Robertem. Nie spuszczali mnie z oka jakbym na każdym kroku była narażona na kontakt z jeżynami, na które, jak się okazało mam silną alergię. Dochodziło do takiej paranoi, że kiedy wybierałam jakikolwiek numer telefonu któreś z nich od razu materializowało się gdzieś obok. Nawet z Lidką nie mogłam spokojnie porozmawiać i się pożalić. Dodatkowym problemem było to, że powinnam poszukać jakiegoś mieszkania. Rok szkolny miał zacząć się lada dzień, a mi nie uśmiechało się codziennie dojeżdżać do miasta. Zwłaszcza jesienią i zimą. Czekałam tylko aż rodzice wpadną na pomysł żebym wróciła w rodzinne strony i tutaj poszukała pracy. Etatów dla anglistów przecież nie brakuje. A najważniejszym argumentem byłoby to, że w domu nie czyhałoby na mnie niebezpieczeństwo w postaci doktora habilitowanego Roberta Ostrowskiego. Czułam się tym wszystkim przytłoczona i ciężko było mi zobaczyć jakieś wyjście z tej sytuacji. No, ale od czego ma się przyjaciół. Nieoceniona Lidka zadzwoniła któregoś dnia i zaproponowała żebym przyjechała do niej i wspólnie zastanowimy się co robić. Jedynym haczykiem było to, że do miasta miałam jechać z Liwiuszem. Nie za bardzo mi się to uśmiechało, ale nie miałam wyjścia. Rodzice samej by mnie nie puścili. Miałam dwadzieścia sześć lat, a oni w swojej nadopiekuńczości zdecydowanie przesadzali. Jeszcze gotowi by byli jechać razem ze mną. Jednak z bratem Lidki zgodzili się mnie puścić. Wydawało mi się, że mama wciąż miała nadzieję na to, że zmądrzeję i spojrzę na Liwiusza przychylniejszym okiem. Nic z tego. Świetny był z niego chłopak. Kiedy w końcu spotka odpowiednią dziewczynę, naprawdę będzie ona szczęściarą. U mnie brat przyjaciółki nie miał żadnych szans. Przyjaźń to było wszystko, co mogłam mu zaoferować. Bałam się tej wspólnej podróży bo od majowych wydarzeń nie wyjaśniliśmy sobie tego, co się stało. Prawdę mówiąc to ja unikałam przebywania z nim sam na sam. A i on nie szukał sposobu na wyjaśnienie swojego zachowania.

Brat Lidki podjechał po mnie w czwartkowe popołudnie. Na początku jechaliśmy w milczeniu. Liwiusz pierwszy przerwał ciszę.

- Maja, przepraszam za tamto na twoich urodzinach.

Był wyraźnie zakłopotany.

- Spoko – bąknęłam

Jednak on jeszcze nie skończył. Wpatrzony w drogę przed sobą mocno ściskał kierownicę.

- Wtedy wydawałaś się taka smutna, załamana. Nie mogłem na to patrzeć. Miałem ochotę iść i naprawdę mu wpierdolić.

- Liwiusz!

- W Karpaczu zobaczyłem, że ta wasza znajomość to naprawdę coś więcej. Jak na siebie patrzyliście to, kurwa, jakby niczego i nikogo dookoła nie było. I wtedy zrozumiałem, że ty go naprawdę musisz kochać. I, niestety dla mnie, on ciebie też.

Milczałam. Co miałam odpowiedzieć na to niespodziewane wyznanie?

- Niby byłaś dla mnie jak siostra, ale zawsze mi się podobałaś. Nie mów, że tego nie zauważyłaś.

Prawdę mówiąc nie. A może nie chciałam tego widzieć?

- Dziękuję. Potraktuję to jako komplement.

- Jak najbardziej tak masz to traktować. A gdyby – spojrzał na mnie poważnie – Robercik znowu wywinął jakiś numer tym razem nie odpuszczę. Skrzyknę chłopaków i przemówimy do jego rozumu.

Roześmiałam się.

- Oczywiście. Nawet pójdę z wami dla podbicia efektu.

- To, co? Między nami już w porządku? – upewnił się

- Jak najbardziej. Dziękuję.

Lidia już na nas czekała. Przygotowała domową pizzę, a w lodówce chłodziło się wino. Kiedy najedzeni usiedliśmy z kieliszkami w kuchni mieszkania, które wynajmowali przedstawiła swój plan.

- Majuś, najpierw musimy sprawdzić kiedy i gdzie Robercik ma wakacyjny dyżur. Bo jakiś musi mieć, prawda?

Przyjaciółka włączyła przygotowanego już wcześniej laptopa i weszła na stronę instytutu anglistyki. Patrzyłam jak sprawnie przeszukuje kolejne zakładki.

- O, popatrz! Znalazłam! – wykrzyknęła unosząc ręce w geście triumfu – wygląda na to, że masz szczęście siostro. Nie wiem jak ty do tej pory na to nie wpadłaś. Pojedziesz tam jutro i z nim pogadasz. My z Liwiuszem będziemy w razie czego kryć cię przed rodzicami, prawda brat?

Liwiusz przełknął łyk piwa i pokiwał głową.

- Gdyby, w co nie wierzę, ale gdyby zdarzyło się tak, że on ci każe spadać wrócisz tu i będziemy myśleć co dalej. Najwyżej zostaniesz u nas kilka dni. Sama mówiłaś, że twoi rodzice gdzieś wyjeżdżają.

Kiwnęłam głową. Plan wydawał się idealny w swojej prostocie. Czemu ja wcześniej na to nie wpadłam? Odpowiedź była jedna – rodzice.

Na resztę wieczoru przeniosłyśmy się do pokoju przyjaciółki gdzie pijąc wino z prosto z butelki wymyślałyśmy wszelkie możliwe scenariusze mojego spotkania z Robertem. Od alkoholu na pewno też, ale głównie od słodkich wyobrażeń jak spotkanie może się potoczyć czułam rozchodzące się po moim ciele ciepło. Pierwszy raz po tylu tygodniach, jeśli nie licząc przypadkowego spotkania w rynku i Karpaczu, mieliśmy stanąć twarzą w twarz. Od myślenia co powiem, co zrobię i jak od się zachowa poczułam ścisk w żołądku. Na ustach błąkał mi się pełen rozmarzenia uśmiech.

Następnego dnia, kiedy Lidia i Liwiusz poszli do pracy pojechałam do szkoły podpisać nową umowę. Byłam też umówiona na obejrzenie kilku kawalerek. Starałam się robić wszystko aby nie myśleć o tym, co miało, za kilka godzin, nastąpić. Z nerwów nie byłam w stanie ani jeść ani pić. Zmuszałam się do popijania niewielkich ilości wody bo mimo nadchodzącej jesieni upał dawał się we znaki. W końcu żegnana przez przyjaciółkę kopniakiem na szczęście wsiadłam w tramwaj u udałam się na spotkanie z przeznaczeniem. 

(nie)Tłumacz miłości - wersja alternatywna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz