Mikołaj
Jestem więcej niż pewny, że dzisiaj nie czekają na mnie piękne sny z nią w roli głównej. Kiedy zamykam oczy pod powiekami mam tylko nieprzeniknioną czerń. Pragnę zanurzyć się w tej ciemności, dać się pochłonąć i zapomnieć o świecie, który czeka na zewnątrz...
Po prostu zniknąć.
Z tą myślą zaciskam palce na butelce. W wyobraźni już czuję gorzki, piekący smak, który spływa w dół przełyku i zostawia po sobie ślad w postaci niewidzialnego ognia. Znowu będę pił z nadzieją, że utopię myśli i emocje. Niestety alkohol tylko napędza wyrzuty sumienia, które nieustannie szepcze mi do ucha:
– To wszystko twoj wina!
Nie mogę zaprzeczyć... Mimowolnie krzywię się pod nosem, po omacku odstawiając butelkę na kuchenny blat. Szkło brzęczy donośnie, aż mnie kłuje w uszach. Zdaję sobie sprawę, że powinienem przenieść się do salonu, na fotel albo lepiej na kanapę, bo siedzenie na kuchennym taborecie w tym stanie niesie wysokie ryzyko bliskiego spotkania z podłogą. Jednak nie potrafię zebrać w sobie dość siły, żeby ruszyć się z miejsca.
– No nie! Znowu pijesz?! – pełne pretensji pytanie przerywa ciszę zakłócaną dotąd tylko moim urywanym oddechem.
Całą swoja siłę woli wkładam w to, żeby otworzyć wilgotne powieki.
– Wiki? – Znowu tu jest? Przecież to niemożliwe...
Wodzę półprzytomnym wzrokiem po pogrążonej w ciemności kuchni. Nawet nie zauważyłem, kiedy za oknem zapadł zmierzch. Minął już czas długich letnich wieczorów i jesienne noce nadchodzą coraz szybciej. Sztuczny blask ulicznych latarni sączy się do środka przez koronkowe firanki, częściowo rozpraszając mrok gnieżdżący się w ciasnych kątach mieszkania. Mój wzrok potrzebuje chwili, żeby przywyknąć do ciemności, a wtedy dostrzegam jej drobną sylwetkę w progu między kuchnią a przedpokojem. Stoi oparta o futrynę, krzyżując ręce na piersi.
– I po co to wszystko? – Kręci głową z dezaprobatą. – Już tak długo byłeś trzeźwy... – wzdycha, a mnie momentalnie dopadają wyrzuty sumienia. Są jak małe potworki, które podgryzają w kostki, nie pozwalając się ignorować. Nie mam dobrej odpowiedzi, więc tylko zaciskam zęby i milczę. W ciemności nie widzę dobrze twarzy Wiktorii, ale i bez tego czuję na sobie jej przenikliwe niebieskie spojrzenie.
– Dosyć tego. Musisz wziąć się w garść, rozumiesz? – kiedy ponownie się odzywa, jej głos jest chłodny i zdecydowany.
– Po co? – Wzruszam ramionami. – Bez ciebie to nie ma sensu.
Wiki prycha pod nosem.
– Pierdolisz głupoty, Jakubowski – stwierdza stanowczo. – Życie ma taki sens, jaki sami mu nadajemy.
– W takim razie, powiedz mi: dlaczego?
– Co dlaczego? – Nie potrzebuję światła, żeby widzieć jak marszczy brwi.
– Dlaczego to zrobiłaś, Wiki? Dlaczego się zabiłaś? – W końcu odważam się wypowiedzieć na głos pytanie, które nie pozwala mi spokojnie spać.
– To nie tak! Ja tego nie... – Wiktoria zaczyna, ale nie kończy. Przerywa jej sztuczna biel, która zalewa wnętrze kuchni.
– Kuba?
Oślepiony, odruchowo zaciskam powieki i zasłaniam oczy dłonią. Przekleństwa same pchają mi się na usta, ale zaciskam wargi i czekam jeszcze chwilę, aż wzrok przyzwyczai się do jasności. W tym czasie ktoś, pewnie ta sama osoba, która zapaliła światło, podchodzi bliżej, a po kilku krokach słyszę szuranie odsuwanego krzesła.
CZYTASZ
pod powiekami
Mystery / ThrillerKiedy wzorowa przewodnicząca szkoły niespodziewanie popełnia samobójstwo, lokalna społeczność na moment wstrzymuje oddech. Dlaczego to zrobiła? Kto jak kto, ale ona? Nikt by się tego nie spodziewał, a już na pewno nie Weronika. Dziewczyna nie potraf...