Festiwal Glorrirhii

171 1 15
                                    

Perspektywa Lloyda

Dostałem pokój z Harumi. Jezu, kogo to obchodzi? Nikogo! Ogarnij się, Lloyd! Może pomysł z tabletkami? Znów to zrobiłem... Ale tym razem, aby ulżyć sobie po śmierci matki. Jakoś muszę opanować emocje. A zamiast ich pokazywać, będę je chować. Jak jakiś idiota... Dlaczego ja nie umiem tworzyć poprawnych zdań? JEZU, KOGO TO OBCHODZI? KOGO OBCHODZI MOJE ŻYCIE?!

W tych moich pięknych rozmyślaniach przerwała mi Rumi. Weszła do pokoju. Była ubrana inaczej. Nie miała na sobie stroju ninja, tylko średniej długości czarną sukienkę. Miała też srebrny pasek i duże, ciężkie buty.

- Nie dręcz się i zakładaj koszulę - powiedziała Harumi.
- A co się dzieje? - szepnąłem.
- Naprawdę przesiedziałeś te 4 godziny sam w pokoju, NIC nie robiąc? - spytała zaskoczona.
- Em, 4? Wydawało mi się, że pół godziny - powiedziałem, zakrywając twarz rękoma.
- Wstawaj, dziś jest roczny festiwal Glorrirhii! - powiedziała podekscytowana, podając mi koszulę i spodnie.
- Nie chce mi się iść - powiedziałem obojętnie.
- Nie wkurzaj mnie - wysyczała.

Przewróciłem oczami i wstałem z wygodnego łóżka. Ubrałem ubrania, które dała mi Harumi. Po kilku minutach wyszliśmy na wielki hol wejściowy. Tam była reszta. Co było okropnym cudem, Nya miała na sobie sukienkę, a Maja ubrała się bardzo dziewczęco. Znaczy, wiecie, one są chłopczycami. Tak my je wychowaliśmy. Nie, to źle zabrzmiało. One wychowały się z piątką debili. No ale tak. Maja miała na sobie białą bluzę i krótkie spodenki. Nya natomiast miała długą czarną sukienkę. Carmen też miała sukienkę, tylko że czerwoną. Pewnie była pożyczona od Sky. No właśnie, Skylor miała średniej długości kieckę, pomarańczowo-czerwoną.

- Lloyd, mogę wejść do waszego pokoju? - spytała nagle Maja.
- Ym, a po co? - spytałem zdezorientowany.
- Po leki na atak paniki i na serce - powiedziała spokojnie Maja.
- Po co ci leki na atak paniki i na serce? Nic się nie stanie - powiedział Cole.
- Zamknij się, nie wiesz, co może się stać - syknęła Maja.
- Jasne, weź je - powiedziałem, machając ręką.
- A to ja wezmę przy okazji pomadkę - powiedziała Rumi, uśmiechając się.

Perspektywa Mai

Kiedy weszłam do pokoju Lloyda i Harumi, skierowałam się w stronę jego walizki. Tam zazwyczaj trzymał moje leki. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego ja ich nie trzymam, to macie odpowiedź: Lloyd i reszta boją się, że je przedawkuję. Przeglądając jego walizkę, zauważyłam zakrwawioną żyletkę... Krew prawdopodobnie była świeża. Zignorowałam ten fakt, bo wiem, że Lloyd musi czasem odpocząć, a to mu pomaga. Kiedy w końcu znalazłam leki, zrobiłam gwałtowny ruch. Moja ręka zaczęła krwawić, a ja krzyknęłam.

- JEZU! - krzyknęłam.
- Co się dzieje?! - spytała Rumi.

Wtedy spojrzałam na moją prawą dłoń. Krwawiła, a obok zobaczyłam żyletkę. Czy ja jestem aż taką idiotką, że przez przypadek się okaleczyłam? Chyba tak.

- Co się dzieje? - spytał nagle Jay.

Harumi odsunęła się i wskazała na moją rękę. Oczywiście uciskałam ranę, aby za dużo krwi mi nie wypłynęło. Lloyd wszedł z resztą do pokoju i reagowali szybko. Mój braciszek wziął mnie pod swoje ramię. Nawet nie wiem po co. No i gdzieś mnie prowadził. Reszta szła za nami. Nagle zauważyliśmy Teo.

- Co się stało?! - krzyknął smok.
- Ta lebiega się samookaleczyła, szukając leków na atak paniki i serce - powiedział Garmadon, przewracając oczami.

Och, mój tatuś nie musi mi uświadamiać, jaką idiotką jestem, i tak o tym wiem.

- Po pierwsze, nie mów na nią lebiega, a po drugie, idźcie się bawić, ja się zajmę Mają - powiedział spokojnie Teo.

|| Tajemnice Ciemności || Maja Montgomery Garmadon || Tom 1 ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz