Wybieraj Lloydzie

175 6 7
                                    

Perspektywa Lloyda 

Moja ręka dalej krwawi. Kilkanaście godzin temu przyszli do mnie jacyś ludzie w długich kapturach. Dawali mi kawałek suchego chleba, a chwilę temu dali mi kromkę chleba i jakąś papkę. Nie wiem, ile tu jestem… Nagle usłyszałem, że drzwi się otwierają. Do mojej celi wszedł jakiś typek, a za nim kolejny. Byli ubrani na czarno i mieli długie kaptury. Podeszli do mnie i zakuli kajdankami ze zemstonu. Kiedy chciałem się wyrwać, dostałem w twarz. Świetnie.

Szliśmy przez długi korytarz. Co jakiś czas były cele. Kiedy doszliśmy na koniec korytarza, weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Rzucili mnie o ziemię. Wolno wstałem. Dalej wszystko mnie bolało. Po chwili do pomieszczenia wszedł jakiś typek. Był ubrany na czarno i miał czerwoną maskę. Ta maska wyglądała jak “Maska zemsty”. Gościu kręcił kółka wokół mnie, a potem stanął naprzeciwko mnie. Pomieszczenie było takie samo jak moja cela. Było duże i białe. Na jednej ze ścian była półka, ale nie zdążyłem zobaczyć, co tam jest, bo on zaczął coś mówić.

- Witaj, Lloydzie - powiedział niskim tonem głosu.
Milczałem.

- A więc tak? - powiedział i uderzył mnie w twarz.
Syknąłem.

- Czego ode mnie chcesz? - spytałem i walczyłem ze sobą, aby nie przewrócić oczami.
- Chcę zadać ci kilka pytań. Ostrzegam cię, jeśli będziesz milczał lub mnie okłamiesz, będziesz tego żałował - powiedział niewzruszony typ.
Skinąłem głową i czekałem na pierwsze pytanie.

- A zatem powiedz mi, gdzie jest twój ojciec Garmadon? - spytał.
- Nie wiem - odpowiedziałem.
- Zła odpowiedź - gościu wyjął bat z tej półki i uderzył mnie nim.
- ZA CO?! - krzyknąłem i szybko wstałem. Ci ludzie, co mnie przyprowadzili, rzucili mnie ponownie na ziemię i przez chwilę trzymali, a kiedy się podniosłem, ponownie mnie trzymali.
- Ponieważ nie znasz odpowiedzi na moje pytanie - powiedział niewzruszony.

- I za to od razu mnie lejesz?! - krzyknąłem.
- Gdzie jest twój ojciec? - spytał ponownie.
Aha. Super, a skąd ja mam to wiedzieć? Po tym, kiedy pomógł nam odbudować klasztor, rozpłynął się w powietrzu. Nie pomógł mi ani Mai. Zazdroszczę tym, którzy mają kochających rodziców (kocham was, mamo i tato). Ja i Maja tego nie mieliśmy… Ninja nas wychowali. Znamy się już tyle lat.

- Skąd ja mam to wiedzieć? - spytałem cicho.
- Bo jesteś jego synem? - odpowiedział niewzruszony. I zaczął mnie bić. Raz batem, raz kopał. No i chyba dwa razy rzucił mnie o ścianę, ale to tylko dodatek. Co ja gadam?! Super dodatek! Zacząłem pluć krwią, ale nikt sobie nic z tego nie zrobił. Carmen miała rację, nie mają uczuć. Prawdopodobnie po chwili straciłem przytomność. Pamiętam, że rzucił mną o podłogę tak mocno, że straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, stał przy mnie. Nagle złapał mnie za podbródek i powiedział:
Jeśli nie zaczniesz współpracować, obiecuję ci, że stracisz kogoś ważnego w swoim życiu. Albo, jeśli będziesz chciał, przyprowadzę tutaj twoją siostrzyczkę i na twoich oczach ją zabiję. Albo nie, lepiej będzie cierpieć za twoje błędy, bo ty nie chcesz współpracować. No to była pierwsza opcja, a druga to zaczniesz współpracować, a twojej siostrze nic się nie stanie. Więc wybieraj, Lloydzie - było widać, że jest wkurzony. Lecz po chwili puścił mój podbródek i wyszedł.
Jak ten idiota sprowadzi tu Maję lub kogoś innego, to ja go zabiję. Nie chcę, aby ktoś cierpiał za moje błędy… Chociaż ninja już wiele razy cierpieli za moje błędy. Maja i Kai jako jedyni wiedzieli, że po tym, jak Harumi zginęła, stałem się odizolowany. Reszta myślała, że dojrzewam. Och, ile złych decyzji podjąłem. Kiedy pokonaliśmy Kryształowego Króla, moja matka i Wu stwierdzili, że wyślą mnie i Maję do liceum. Na całe szczęście wysłali mnie do tej samej klasy co moją siostrę. Tam poznaliśmy Maksa. Był on jedynym, który nas akceptował. Po roku znajomości wyznał mi, że podoba mu się Maja. Oczywiście cieszyłem się, ale miałem też z tyłu głowy: a co, jeśli będzie jak z Rumi? Nagle zniknie i zostawi ją załamaną? Nie, Maks taki nie był.

- Maksiu, ty chyba nie wiesz, w co się pakujesz - powiedziałem, chichocząc.
- No weź! Ona jest ideałem! Nikogo nie zostawi w potrzebie i w ogóle - krzyknął Maks.
- No dobra, coś wyczarujemy - powiedziałem spokojnie.
Jedynie tyle pamiętam z naszej rozmowy. Potem Maja zgodziła się i była jego dziewczyną. Kiedy miałem gorszy okres w życiu, co zdarza się często, Maja zignorowała Maksa i została ze mną. Och, jak gościu się wkurzył. Grubo się pokłócili, a ten debil mnie zwyzywał, a Maja go. Następnego dnia poszła do jego domu. Wezwała nas pod dom Maksa. Cały budynek stał w ogniu. Maja dusiła się łzami. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. NIKT nie widział jej w takim stanie. Cierpiała głośno. Nikt nie był w stanie jej uspokoić. Aż nagle zaczęła się trząść. Dostała ataku paniki. Oczywiście staraliśmy się szybko zareagować.

- Maja, wszystko będzie dobrze! - mówiła Nya.
- Wdech i wydech! - krzyczał Zane.
- Ja wiem, że to trudne, ale weź wdech i wydech - powiedział Cole.
Ja, Kai i Jay staliśmy jak wryci. Maja to twarda dziewczyna, ale aby coś takiego ją rozwaliło? Widzieliśmy w życiu dużo. Widzieliśmy dużo trupów. Zawsze nas obwiniali za śmierć bliskich i za spowodowane szkody. Zazwyczaj była niewzruszona, a tym razem było inaczej. Po chwili Maja zasnęła z bezsilności lub ze zmęczenia? Sam nie wiem… Traktowaliśmy siebie jak rodzinę. Czułem się winny, ponieważ to Maja przez mnie zignorowała Maksa i z nim nie poszła. Wiedziałem, że będzie obwiniać mnie do końca mojego życia. Mogła pożegnać się z nim normalnie, a nie kłócąc się. Co mnie zdziwiło, następnego dnia odzywała się normalnie. No ale czemu miało być tak idealnie? Pokłóciła się z matką. Potem ona zaczęła się izolować od nas. Od śmierci Maksa minęło może z 3-4 miesiące? Zachowywała się normalnie, ale każdy wiedział, że cierpi. Nawet że minęło tak dużo czasu.

[…] Nagle usłyszałem pisk. To był pisk Harumi. Cholera, nienawidzę być bezradny! Ona tu jest i potrzebuje mojej pomocy!

|| Tajemnice Ciemności || Maja Montgomery Garmadon || Tom 1 ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz