Było około szóstej trzydzieści. Carmen spała jak zabita. Natomiast ja nie mogłam spać... Sama nie wiem czemu. Wygramoliłam się z wygodnego łóżka i udałam się do szafy, a później do łazienki. Miałam na sobie krótkie, luźne spodenki i luźną bluzę. Wyszłam z pokoju i zaczęłam zmierzać na główny targ. Oczywiście wzięłam ze sobą telefon, bo jakby inaczej. Kiedy doszłam na targ, usłyszałam krzyk. Oczywiście udałam się za nim. Wtedy zobaczyłam jakąś kobietę.
- Potrzebuję pomocy! - krzyknęła.
- Co się stało? - spytałam, podchodząc do niej.
- On tu był! Kurodian tu był! - krzyknęła kobieta i zaczęła płakać.
- Kurodian?... - wyszeptałam.
- Tak! On ich porwał! - ponownie krzyknęła kobieta.
- Kogo? - spytałam zakłopotana.
- Moją rodzinę... - wyszeptała.W tym momencie podałam jej rękę, aby mogła wstać.
- Chodź, pójdziemy po resztę - powiedziałam spokojnym głosem.
- NIE! Musimy iść po moją rodzinę! - krzyknęła.
- Dobrze... - wyszeptałam.No głupia nie jestem i zaczęło mi coś śmierdzieć. Dlaczego ona nie chciała wsparcia? Szybciej byśmy znaleźli jej rodzinę. Szłyśmy w ciszy. Aż nagle zaczęła:
- Jestem Ash - powiedziała.
- Em, miło mi Ash, jestem Maja - uśmiechnęłam się.Szłyśmy tak z 30 minut. Co chwilę spoglądałam na telefon i sprawdzałam godzinę. Była 7:20. Zaczęłam się stresować, bo byłyśmy coraz dalej od Glorrirhii. W najmniej spodziewanym momencie wyskoczyli jacyś strażnicy. To nie byli strażnicy Glorrirhii. Wyglądali jak... Strażnicy Ciemności. Wszędzie bym ich rozpoznała.
- Ash - wysyczałam.
- No co, naprawdę uwierzyłaś, że porwali mi rodzinę? - spytała, uśmiechając się sztucznie.
- Och, oczywiście, że zaczęłam coś podejrzewać, ale ci zaufałam - powiedziałam sarkastycznie, uśmiechając się.Oczywiście po chwili byłam skuta i musiałam iść z tymi debilami do ich zajebistej bazy (ironia).
Po kilku godzinach chodzenia z tymi "strażnikami" doszliśmy do bunkru. Co jakiś czas Ash mówiła mi, jaką idiotką jestem, że jej zaufałam i w ogóle.
[…] Szczerze mówiąc, nie wiem, ile czasu minęło. Byłam w wielkim białym pomieszczeniu. Nie było w nim niczego, no chyba że lampa. Było w nim bardzo zimno. A ja miałam przecież idealny strój! (Ironia). W tym momencie przypomniałam sobie, że mam telefon. Kiedy go wyjęłam, zobaczyłam kilkanaście powiadomień albo kilkaset, nie wiem. Były to nieodebrane połączenia od reszty. Szybko napisałam do Lloyda SMS-a o treści:
- Lloyd Kurodian baza Ash zła - szybko wysłałam. Wiem, że nic nie dało się zrozumieć, ale taki miałam kod z Lloydem. Schowałam telefon i czekałam na rozwój wydarzeń. Siedziałam zamknięta i patrzyłam się w ścianę. Nawet przez myśl przeszło mi, aby skończyć to coś. Aby skończyć z moim życiem. Bo po co mam żyć, skoro moje życie nie ma sensu, co? Nasza drużyna się rozpada, Lloyd w końcu znalazł miłość swojego życia. Czyli moje zadanie zostało skończone. Mogłam ze sobą skończyć. Wyjęłam mój telefon i rozbiłam go tak, aby szybka w telefonie pękła. Oczywiście po chwili zjawili się strażnicy. Szybko podniosłam szkło i przyłożyłam sobie do żyły. Ci zrobili krok w tył. Bali się, że popełnię samobójstwo. Jeden szepnął coś do drugiego. W tym czasie ja zdjęłam swój bandarz i przygotowałam się do cięcia. To miał być szybki ruch i bez bolesny.
W tym momencie w drzwiach zobaczyłam Kurodiana. Tak tego skurwysyna co zbił mi matkę.
- To ty... - Wyszeptałam i przyłożyłam sobie szkło do żyły
- Nie rób tego! - Krzyknął
- Och bo jestem tobie do czegoś potrzebna?! - Krzyknęłam
- A Lloyd? - Spytał
- YGH ODPIERDOL SIĘ OD NAS OKEJ? - Krzyknęłam z łzami w oczach
Milczał. Na całe szczęście nie zrobił żadnego kroku.
- To że mnie porwaliście to jest jeszcze lepsze bo mogę to zrobić bez żadnego ratowania - Powiedziałam uśmiechając się - czekałam na ten moment całe swoje życie!
- A co z twoimi przyjaciółmi? - Spytał zakłopotany
- Nasza drużyna się rozpada więc kolejny plus nie będę tego przeżywać - Uśmiechnęłam się sarkastycznie
Nie wiem co się stało ale nagle wszyscy strażnicy zaczęli się cofać. Coś musiało ich przestraszyć potem popatrzyłam się na bok i ujrzałam tego wilka co wcześniej we mnie wbiegł... Warczał na nich. Po chwili spojrzałam na Kurodiana
- Jeśli się boisz to zamknij oczy - Uśmiechnęłam się sarkastycznie i przejechałam szkłem po żyłce.
Po chwili upadłam. Kiedy myślałam że to koniec obudziłam się w jakimś pomieszczeniu. Nie był już to bunkier Kurodiana. Był to pałac Teo...
Szybko wstałam i rozejrzałam się dookoła.
- DLACZEGO JA NIE MOGĘ UMRZEĆ - Wydarłam się i zaczęłam płakać
Do pomieszczenia weszła reszta. Wydawało mi się że byli wkurzeni. Nie dziwię im się.
- Próbowałaś popełnić samobójstwo?! - Krzyknął Kai
- Majka co ci odpierdoliło?! - Krzyknął Cole z Jay'em
Kiedy podniosłam głowę ujrzałam tam jeszcze wujka,ojca i Teo.
- Ja po prostu chcę umrzeć...- Wyszeptałam - nasza drużyna się rozpada a ja dokonałam swojego obowiązku... Obroniłam Ninjago i byłam przy każdej złej chwlili każdego z was.
Każdy milczał.
- To po to były ci leki? - Spytał Teo
- Barwo! Domyśliłeś się! Chciałam przedawkować leki ale kiedy się niechcący się pociełam myślałam że będzie to mniej bolesne. Tylko spieprzyłam to bo się wydarłam - Uśmiechnęłam się sarkastycznie
- Zawsze wiedziałem że posiadanie dzieci to zły pomysł - Powiedział Garmadon
- Spierdalaj - Krzyknęłam z Lloydem w tej samej chwili
A ten wyszedł. Nawet lepiej bo nie chcę patrzeć na niego mordę. Nienawidzę go. Skurwiel jeden.
- Musimy zapisać ciebie do jakiegoś psychologa czy coś - Powiedział Wu
- Okej - Popatrzyłam się w stronę kroplówki i lekko ją pociągnęłam
Dosłownie wszyscy zeszli na zawał.
- CO TY ODPIERDALASZ? - Krzyknął Kai z Lloydem jednocześnieNie mogłam się doczekać więc rozdział macie teraz ;) w nocy po północy też się pojawi (to się rymuje? W nocy po północy? Nwm XDDD)
CZYTASZ
|| Tajemnice Ciemności || Maja Montgomery Garmadon || Tom 1 ||
Teen FictionNinjago zostaje zaatakowane przez "Ciemność". Czy ninja dadzą radę i uratują miasto?