ROZDZIAŁ 26

6 1 1
                                    

Pov: winston.

-Powiesz nam o co chodziło? -wtrącił się ponownie Angelo, żądał wyjaśnień tak samo, jak Thomas. Czasem ich nie cierpiałem. To nie ich życie.

-Nic. -odparłem.

-To nie wyglądało, jak "nic" -emocje we mnie buzowały. Wróciłem. Dawny Winston Michael Walker powrócił. Jednak sam nie wiedziałem, czy to dobrze czy źle.

-Przestańcie się wpierdalać w moje życie. -stwierdziłem i podszedłem do barku, wyciągnąłem szklankę i whisky. Spojrzałem w stronę braci, którzy cały czas nie spuszczali ze mnie wzroku. -Jezus, dajcie spokój. Jesteście tak samo wkurwiający, jak ona.-

-Jeśli zaczniesz robić tak, żebyśmy nie wpieprzali ci się w życie, wtedy przestaniemy. -odpowiedział Thomas. -I przestań udawać, że nic cię to nie obchodzi. -podszedł i zabrał mi z dłoni szklankę z whisky. -Wydoroślej.

-Słucham? -zaśmiałem się. -Jestem dorosły, odpowiadam za siebie i za wasze tyłki.

-To nie znaczy, że jesteś dorosły. -odpowiedział. -Dobrze wiesz, że Elizabeth znaczyła dla ciebie więcej, niż ci się wydaję. Nie udawaj, że to wszystko nie miało dla ciebie znaczenia.

-Znalazł się wielki dorosły! -odpowiedziałem i podszedłem kilka kroków w stronę Thomasa. -Po śmierci naszej siostry to ty wolałeś pracować, niż chociaż przyjść na jej pogrzeb i wrócić do domu!

-I to nazywasz dorosłością? -zapytał. -Jej śmierć cię nie usprawiedliwia. -To, że mnie nie było, nie znaczyło, że nie cierpiałem. Nie mogłem pozwolić sobie na chwilę słabości. -dodał. -Ogarnij się i zastanów nad tym co robisz. Takim zachowaniem tracisz najbliższych, a teraz masz tego przykład. Ona też ma uczucia.

-Powiedziałem ci. -westchnąłem. -Nie wpierdalaj się w moje życie i oddaj mi whisky.

Wsiadłem do samochodu, czując ciężar ostatnich wydarzeń przytłaczający mnie niczym olbrzymi głaz. Moje myśli były chaotyczne, a emocje kotłowały się wewnątrz, jakby próbowały znaleźć ujście. Zacisnąłem dłonie na kierownicy, próbując znaleźć jakąś stabilność, choć wiedziałem, że nic, co teraz zrobię, nie naprawi szkód, które wyrządziłem.

Otworzyłem butelkę alkoholu, którą miałem w schowku, i wziąłem głęboki łyk. Gorzkie ciepło rozlało się po moim gardle, a ja poczułem chwilową ulgę. Wiedziałem, że to tylko złudzenie, że alkohol nie był rozwiązaniem, ale w tej chwili to było jedyne, co mogło zagłuszyć ból. Byłem świadomy, że Elizabeth była dla mnie kimś więcej, niż chciałem przyznać. Byłem świadomy, że jej słowa, jej miłość, były jedynymi rzeczami, które mogły mnie uratować przed mną samym. A teraz to wszystko zniszczyłem.

Myśli o naszej zmarłej siostrze wracały do mnie jak koszmary, które nigdy nie chcą się skończyć. Jej śmierć była dla mnie ciosem, z którym nie potrafiłem się pogodzić. Czułem się, jakby cały świat zawalił się w tamtym momencie, a ja zostałem pogrążony w wiecznej ciemności. Ale to nie usprawiedliwiało mojego zachowania, nie dawało mi prawa, aby ranić innych, zwłaszcza Elizabeth.

Wcisnąłem pedał gazu, a samochód zaczął nabierać prędkości. Silnik ryczał, a krajobraz za oknami zamieniał się w rozmazane plamy. Każda sekunda przyspieszenia była dla mnie jak ucieczka przed samym sobą, przed bólem, który nieustannie mnie prześladował. Ale wiedziałem, że to nie była prawdziwa ucieczka. Wiedziałem, że nie mogłem uciec przed swoimi myślami, przed poczuciem winy, które mnie dręczyło.

Byłem zepsuty. Byłem wrakiem człowieka, jak to Elizabeth powiedziała. I miała rację. Próbowałem zatuszować swoje wady, swoje lęki i bóle, wciągając innych w swoje własne piekło. Ale to nie było rozwiązanie. To tylko pogłębiało mój upadek.

Kolejny łyk alkoholu sprawił, że moje zmysły zaczęły się zacierać. Droga przede mną była coraz mniej wyraźna, a ja czułem, jak tracę kontrolę nad sobą i nad samochodem. Ale nie zwalniałem. W mojej głowie panował chaos, a jedynym celem było zapomnienie, choćby na chwilę. Prędkość była jedynym sposobem, by przestać myśleć, by przestać czuć.

Wszystko, co Elizabeth znaczyła dla mnie, było teraz zniszczone. Zamiast być dla niej wsparciem, byłem jej największym wrogiem. Zamiast dawać jej miłość, którą zasługiwała, zatruwałem jej życie swoją toksycznością. Byłem potworem, dokładnie takim, jakim mnie nazwała.

Prędkość samochodu osiągnęła swoje maksimum, a ja czułem, że każda sekunda może być tą ostatnią. Moje myśli zaczęły się mieszać, a uczucie beznadziei pochłaniało mnie całkowicie. Wiedziałem, że muszę coś zmienić, ale w tej chwili byłem zbyt zagubiony, zbyt pogrążony w swoim własnym bólu, żeby zobaczyć wyjście.

Samochód mknął przez noc, a ja czułem, że każdy kolejny kilometr oddala mnie od rzeczywistości, której nie chciałem już dłużej znosić. Ale wiedziałem, że nie mogę uciec przed sobą, przed tym, co zrobiłem. Wiedziałem, że muszę się zatrzymać, że muszę stawić czoła swoim demonom.

Trzask. Straciłem kontrolę nad samochodem. Krew.


AFFECTIONWhere stories live. Discover now