ROZDZIAŁ 29

3 1 1
                                    

Osiemnastka – magiczna liczba, która od wieków symbolizuje przejście z beztroskiej młodości do odpowiedzialnego, dorosłego życia. To moment, który wielu z nas pamięta jako symboliczne otwarcie drzwi do nowego świata pełnego wyzwań, możliwości, ale także obowiązków. Dla jednych jest to czas pełen ekscytacji i niecierpliwego wyczekiwania na nowe doświadczenia, dla innych – źródło lęku i niepewności, wynikające z konfrontacji z nieznanym.

Przejście do dorosłości to nie tylko formalna zmiana wieku, lecz przede wszystkim transformacja mentalna i emocjonalna. To czas, kiedy zaczynamy podejmować pierwsze poważne decyzje, które mogą mieć wpływ na resztę naszego życia.

I właśnie taki dzień, dzisiaj obchodził Emilio.

Zrywałam się z łóżka, czując panikę rosnącą we mnie jak fala. Serce waliło mi jak oszalałe. Gdzie on jest? Obracałam się wokół własnej osi, rozglądając się po ciemnym pokoju. Moje myśli były chaotyczne i nieskładne. Każda sekunda, gdy go nie widziałam, wydawała się wiecznością.

Sypialnia tonęła w mroku, jedynie delikatne promienie słońca przeciskały się przez szczeliny zasłon, rzucając blade cienie na ściany. Czułam zimny pot na plecach, a każdy dźwięk wydawał się spotęgować moje przerażenie. Ciemność zdawała się mnie osaczać, a cisza była ogłuszająca. Próbowałam złapać oddech, ale powietrze wydawało się gęste, jakby przesiąknięte moim strachem.

Nagle drzwi łazienki otworzyły się z trzaskiem i do pokoju wszedł Winston, owinięty tylko w ręcznik. Krople wody spływały po jego muskularnym torsie, a jego mokre włosy przylegały do czoła.

Co za idiota.

- Wiesz co, jedyne co chciałabym zobaczyć z rana to ciebie nago. -powiedziałam, kiedy Winston ściągnął ręcznik. Tak. Stał w tym pokoju, całkiem nagi. Natychmiast odwróciłam głowę i zakryłam oczy dłońmi. -Mógłbyś mnie oszczędzić.

Wiedziałam, że teraz na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.

- Nie pochlebiaj sobie Elizabeth. -powiedział. -Tylko ty masz taki zaszczyt, a to co widzisz, a raczej czego teraz nie widzisz... -przerwał. -powinno ci się podobać.

Prychnęłam, czując, jak wzbiera we mnie gniew. To było typowe dla Winstona – zawsze musiał wszystko obracać w żart, zawsze musiał podkreślać, jak bardzo jest pewny siebie. A ja? Ja miałam dosyć. Dosyć jego arogancji i tej wiecznej pewności siebie, która mnie przytłaczała.

- Tak? A te blondynki z długimi do nieba nogami? -prychnęłam. -Myślisz, że jestem głupia i się z nimi nie przespałeś?

- Spójrz na mnie. -powiedział. -Elizabeth do cholery.

Podszedł do mnie i zmusił mnie do zdjęcia dłoni z oczu.

-Jesteś czasem bardziej dziecinna niż pięcioletnie dziecko.

-Zniżam się do twojego poziomu.

-Jesteś zazdrosna? -zapytał nagle, a jego kącik ust drgnął ku górze.

Czułam, jak moje policzki płoną, ale nie zamierzałam się poddać. Nie zamierzałam pozwolić mu, żeby wygrał.

-Ja? -zapytałam i prychnęłam śmiechem. -O ciebie? Nigdy. -Winston po tych słowach pochylił się w moją stronę, a nasze twarze znajdowały się kilka centymetrów od siebie.

Jego zapach wody kolońskiej, teraz żelu pod prysznic i nutki whisky dotarł do moich nozdrzy.

-Nie, ja. -powiedział z ironią. -Ja w przeciwieństwie do ciebie tego nie ukrywam. -powiedział i niespodziewanie złożył na moich ustach pocałunek. -A ty nie masz powodu, bo od kiedy weszłaś do mojego życia, stałaś się dla mnie pierdolonym światem. -wyznał.

AFFECTIONWhere stories live. Discover now