-10- Alfa

67 4 0
                                    

Jest środek nocy a ja nie potrafię zasnąć. Obejmuję śpiąca kobietę. Czuje jak bije od niej przyjemnie ciepło. Zaciągam się jej zapachem aż zakręciło mi się w głowie od zniewalającego aromatu  konwalii pomieszanej z lasem, naturą ciężko określić. W miejscach gdzie styka się nasza skóra czuje przyjemne szczypanie iskierek. Przymykam oczy i cicho mruczę. Wilk podsyła mi obrazy nagiej kobiety.. czuję, że robię się twardy.
Jednak podniecenie szybo mija, gdy słyszę szybszy oddech kobiety i czuje jak zaczyna się trząść. Po chwili krzyczy i się szarpie.

- AA...zostaw.. nie.. zostaw mnie proszę.. niee..  AAA.. - jest przerażona.

Siadam i pociągam dziewczynę za sobą.

- Kwiatuszku obudź się. No dalej, otwórz oczy. Spokojnie to tylko ja.

Kobieta zaczyna się szarpać, drapać, chce uciec. W pewnym momencie  musiała poczuć, że jest bezpieczna gdy szeptem jej do ucha uspokajające słowa. Mocno wtula się we mnie zaciskając mocno oczy.

- Skarbie to tylko sen - mówię spokojnym głosem.
- Jesteś bezpieczna.

- Nie prawda.. - głos się jej łamie
- To nie był sen. To były wspomnienia. - cicho płacze w moich ramionach.

- Chcesz mi opowiedzieć?

- Ja niewiem, to tak boli.. - zamknęła oczy łkając mi w pierś a ja pocieszająco gładzę  jej plecy.

- W jednej chwili byłam szczęśliwa. Radośnie biegałam po lesie, czułam ciepłe promienie słońca na twarzy. - po policzku spłynęła jej łza.
- W momencie wszystko się skończyło. Była ciemność, nie mogłam się ruszyć słyszałam tylko krzyki  i prośby nie o pomoc a o śmierć.
Leżałam długo na mokrej podłodze, w powietrzu czuć było wilgoć i pleśń. Zapaliła się lampa, która dawała blade, ledwie świecąc światło. Okazało się, że byłam w niskiej, małej klatce w której ledo co mogłam usiąść. Przede mną pojawiła się wielka postać. W ręku trzymała pęk kluczy. Przybliżyła twarz do klatki..  był to mężczyzna. Zaśmiał się przerażająco otwierając drzwi.- mówiła coraz bardziej drżącym głosem. Po jej policzkach łzy płynęły strumieniami.
- Wyszarpał mnie z celi. Mocno ściskał moje ramię. Przyciągnął mnie bliżej, zaczął boleśnie ugniatać moje piersi.. - mówi coraz ciszej
- wsunął rękę pod sukienkę.. - przerwała.

W pokoju zapanowała cisza. Delikatnie pocierałem jej dłoń. Czułem, że moje oczy zmieniły się w krwistą czerwień, dlatego je zamknąłem. Nie chciałem przestraszyć mojego kwiatuszka. Ledwo co nad sobą i wilkiem panowałem..
Zaczęła histeryczne płakać. Po moich policzkach też zaczęły  płynąć łzy.

- pamiętam.. - powiedziała zanim straciła przytomność.

Niewiele myśląc podnoszę dziewczynę i zanoszę do kliniki

- Anno za minutę masz być w klinice.. - wysyłam telepatycznie wiadomość.

Skrzywdzona Luna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz