-12- Alfa

72 3 0
                                    

Siedzę w klinice przy mojej Mate. Sytuacja znowu się powtarza, ale tym razem jest w lepszym stanie niż poprzednio.

Przymykam oczy, widzę wczorajsze wydarzenie. Po słowach przysięgi zapanowała cisza. Miałem dumie uniesioną głowę, gdy zobaczyłem jak wszystkim zgromadzonym wilkom zmieniły się oczy na złote. Tak oto cała moja wataha została światkiem  przysięgi, mojej  mrocznej obietnicy.
Co się stanie gdy nie dotrzymam słowa? To proste. Stracę więź Mate. Stracę watahę, przestanę być Alfą. Przypadnie mi najniższa ranga Omegi i po jakiś czasie umrę. 
Czy byłem świadom składanej  przysięgi? Cóż, to było spontaniczne ale wiedziałem jakie mogą być konsekwencję. Nie żałuję.
Alfy prawie nigdy nie składają przysiąg o swoję życie. Boją się, że nie dotrzymają słowa i stracą wszystko.

Mój Kwiatuszek dalej śpi. Dobrze, niech organizm się jej zregeneruje. Muszę wprowadzić jej odpowiednią dietę , żeby trochę przybrała. W tej chwili jest przeraźliwie chuda. Przez koszulkę widzę jej odstające żebra i kości biodrowe. Przyglądam się jej twarzy. Ma bardzo zapadnięte policzki , gęste brwi  i ciemne rzęsy. Jej nos jest już prosty, wysypany drobnymi piegami tak samo jak policzki. Ma duże pełne usta w lekko truskawkowym kolorze. Zgarniam z jej twarzy kosmyk  falowanych, ciemnych włosów.
Kieruję wzrok na jej szyję. Zadowolony stwierdzam, że niema żadnych śladów po siniakach. Patrzę też na jej ręce i nogi.. nie ma żadnego śladu po ranach, nie ma żadnej blizny.
Jestem jej coraz bardziej  ciekaw.

Ktoś stuka, po chwili drzwi  otwierają się a przez nie wchodzi lekarka.

- Witam Anno. - mój głos jest niski.

- Alfo.- pochyla głowę.
- przepraszam, że niepokoje. Przyszłam sprawdźcie jak pacjentka.

Odsuwam się na bok. Uważne przyglądam się pocznanią lekarki.
Pulchna kobieta dokładnie ogląda głowę,  ręce i nogi mojej przeznaczone.  Podciąga koszulkę w górę i bada jej brzuch.
Wierce się niespokojny, że ktoś dotyka mojej Mate. Więź działa coraz silniej.
Osłuchuje jej płuca i serce.
Gdy ma zamiar zsunąć jej spodnie, z mojego gardła wydobywa się ostrzegawcze warkiwanie. Czuję pod skórą niebezpieczne drgania. Wilk pragnie skoczyć jej do gardła, podsyła mi różne wizję.

Anna sztywnieje i powoli bez gwałtownych ruchów odsuwa się od dziewczyny.

- Myślę, że wystarczy. Możesz zabrać Lunę do domu. Niebawem powinna się obudzić. - stara się mówić pewnym głosem lecz szybko wychodzi z sali.

Nie czekając na nic podnoszenia kobietę w stylu panny młodej i wychodzimy.
Idąc drogą napotykam Matt'a. W jego oczach dostrzegam ulgę.

- Siema Oliver- wita się mój przyjaciel.
- cieszę się, że nie widzimy się w klinice. Jak jej zdrowie?

- Fizyczne dobrze. Szybko się uzdrowiła, nie ma ani jednej blizny. Jedynie jest za chuda.. waży 43 kilogramy. Bardzo martwię się o jej psychikę. - mówiąc kierujemy się w stronę domu głównego.

- To wspaniale, że się uzdrowiła. Blizny nie będą jej przypomnieć o tym co się stało a z resztą sobie poradzicie. Była jedna wilczyca, którą skrzywdziły wampiry.. pamiętasz?

- Ta.. we dwójkę w szale zabiliśmy gniazdo wampirów liczące sześćdziesiąt trzech osobników. - przypominam sobie

- Dokładne. Wilczyca  się nie pozbierała, blizna na twarzy namiętne jej o tym przypominała.

- Czy ktoś próbował jej pomóc? - zerkam na niego. Od tamtej sytuacji minął rok

- Tak , wychodziła już na prosto gdy mate ją odnalazł. Zrzekł się więzi ze względu na szramę na jej buzi. - zawiesza się.

- Co z Nią?- dopytuje

- Popełnia samobójstwo. Skoczyła z klifu roztrzaskując się na skałach. - mówi zdławionym głosem.

Zatrzymuję się i patrzę na Matt'a. Pytam poważne.
- Czy ten wilk jest z naszej watahy?

- Ta.. stara się zaliczać wszystkie wolne wilczyce.

- Przyprowadzić go jutro o wschodzie słońca na plac główny. - mój głos wydaje się mroczny.

Wchodzimy do mieszkania. Matt siada na kanapę w salonie. Idę dalej wzdłuż korytarza, kieruję się do sypialni i odkładam kwiatuszka do dużego łóżka. Nachylam się i całuje w głowę. Wychodząc zostawiam uchylone drzwi.

Zofia gdzieś się zgubiła. Nie słyszę jej w pokoju.

Wyciągam z lodówki dwa piwa. Siadam na fotelu na przeciwko Matt'a podając mu jedną butelkę.

- Jak się mają sprawy w stadzie?

- Jest problem z rodzicami młodej wilczycy. Znasz Adama Rei? Z mate Mileną mają córkę Eliz.

- Tak kojarzę.

- Syn dowódcy wpoił się w Eliz. Jej rodzice mają problem, ponieważ chłopak ma 20 lat a ona 17. Rozwiązałem ich problem. Zezwoliłem na zabrane dziewczyny i dałem mieszkanie w domu pobocznym.

- Bardzo dobrze zrobiłeś.. więc w czym problem?

- Adam siłą próbował porwać córę do domu.

- Jaka karę wymierzyłeś za pogwałcenie praw mate?- pytam ciekawy.

- Tydzeń w podziemiu, w całkowitej ciemności bez dostępu do księżyca.

Księżyc daje nam siłę. Bez dostępu do światła księżycowego nasze wilki szaleją. A nasz umysł wariuje, podsyła nam najgorsze obrazy.

- Dobrze... zobaczymy co z tego wyniknie. - zbieram myśli
- Mam problem z omegą. Dałem jej sypialne u mnie by pomagała mojej przeznaczonej.. Nie widziałem jej od załamania moje małej. Wyobrażasz sobie, że nawet nie przyszła do kliniki?

- Mówisz o ognistej omedze? - głupkowaty uśmiech błądzi po jego twarzy..  patrzę na niego z ukosa.

- Matt kurwa. - przecieram twarz dłonią.
- Tak o tej rudej.  Na nic się nie przydała. Odeślę ja z powrotem do siebie.

- Ustal jej grafik tak, żeby sprzątała moje piętro - lubieżne się uśmiecha.
- mam zamiar się koło niej zakręcić. Podoba mi się jej spłoszony wzrok gdy na mnie patrzy.

Uśmiecham się głupio.

- Daje ci dwa tygodnie Matt . - patrzę na niego wyzywająco.

- Olivier, starczy mi tydzeń . - śmiejemy się.


Skrzywdzona Luna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz