19

238 13 5
                                    

Luna

Cały dzień był fantastyczny nawet męczące zakupy nie zapadły mi nastroju. Rozmowa z Amergio poszła nieco dziwacznie, ale dobrze. Kiedy byliśmy jeszcze w centrum handlowym za każdym razem kiedy jakąś kobieta uśmiechała się do Amerigo lub specjalnie się ocierała czy robiła inne umizgi od razu tuliłam się do niego albo całowałam. Denerwowały mnie te jędze, ale Amerigo był bardzo zadowolony z mojej reakcji, bo robił dokładnie to samo kiedy jakiś mężczyzna szczeżył się do mie. Vitoro i Felicia pod śmiechiwali się z nas wspominając własne początki. Droga do domu minęła nam szybko i wesoło zgłasza kiedy Felicia zaczęła wspominać czas zanim urodzili się chłopcy.

Już po wyjściu z samochodu zauważaliśmy jakieś nieznane auto, a właściwie dwa. Jedno było puste przy drugim stało czterech ludzi to pewnie ochrona tych co są w domu. Na nasz widok przestali rozmawiać i palić, z szacunkiem skinęli głowami, a my weszliśmy do domu. Od razu można było wyczuć gęstą atmosferę nie podobało mi się to. Weszliśmy do salonu gdzie siedział mój brat i Gio oraz jakiś dwóch mężczyzn i kobieta tak dziwnie znajoma. Spojrzałam na Huntera był spięty, wyglądał nawet na złego i nie wiedziałam dlaczego. Dopóki kobieta nie wst
ała ze swojego miejsca i się nie odwróciła. Mama to była mama, ale co ona tu robi przecież odeszła, do dziś pamiętam jak na korytarzu przed drzwiami z walizkami. Pamiętam jej wyzwiska, które słyszałam od niej tak często.

Nie do końca pamiętam co było później ani o czym rozmawiali. Wychwyciłam tylko niektóre strzępki z opowieści De rosy. Twierdził, że jest naszym ojcem i matką nad ukryła przed nim zostawiając z Filipem, który najwidoczniej o wszystkim wiedział. Ciągle huczało mi to wszystko w głowie, nie potrafiłam tego posklejać. Aż nagle poczułam jak jestem popchnięta i się ocknęłam, stałam za plecami Huntera wszyscy stali z wyciągniętą bronią. Mierzyli do naszej matki, która celowała do mojego brata śmiejąc się przy tym. Trzymałam ręce na plecach Hunerta bałam się, nie wiedziałam co ona chce zrobić. Nas jest więcej, ale ona nadal mierzy do Huntera!

Nikt nic nie mówi tylko ona ciągle się śmieje niewiadomo z czego.

- moje dzieci - powiedziała nagle przestając się śmiać. - nigdy nie mieliście się urodzić! Rządne z was! - krzyknęła.

- nie możesz być taka głupia - odezw się Mateo - wiesz w jakiej rodzinie się urodziłaś i jakie są twoje obowiązki! I tak miałaś lepiej niż inne, dostałaś tyle swobody, że zabrałaś mi dwoje dzieci! - mówił zły celując w jej głowę. - mógłbym ci wybaczyć wiele, ale nie to i nie zdradę.

Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale tego nie zrobił. W tym czasie Hunter szybko zrobił krok do przodu chwytając jej pistolet chciał jej go wyrwać. Lufa była kierowana w dół do ziemi, nagle wystrzeliła dwa razy prosto pod nogi Huntera. Upadłam na kanapę zasłoniłam uszy rękoma przez huk i podkuliłam nagi. Widziałem jak mój rzekomy ojciec chwycił ją próbując wyrwać jej broń co w końcu się udało. Sebastian uderzył ją w głowę kolbą pistoletu co skutkowało tym, że upadła nieprzytomna na ziemię. Znów nastała cisza przerwana wtargnięciem dwóch ludzi do gabinetu. Kiedy zobaczyli, że wszystko jest pod kontrolą schowali broń.

- panowie zabierzcie ją do piwnicy i porządnie zwiazcie - powiedział Vitoro podchodząc bliżej nas.

Siedziałam na kanapie trzęsąc się od tego wszystkiego. Pierwszy pojawił się mój brat. Uklęknął przede mną jedną rękę położył na moim udzie lekko je ściskając drugą miał zamknięta w pięść. Chwyciłam go delikatnie za nią i  wyprostowałam pałce. Cała wewnątrzna strona była zaczerwieniona i poparzona. Nie słyszałam co do mnie mówili wstałam nadal trzymając Huntera za rękę i posadziłam go na kanapie. Nie wiem czy coś mówił i czy inni coś mieli, ja tego nie słyszałam najważniejsze było teraz opatrzyć rękę mojego brata.

Wyszłam z gabinetu i pokierowałam  do kuchni wiem , że tam w jednej z szafek jest jedną z większych apteczek. W domu było takich klika rozmieszczonych w różnych miejscach. Chwyciłam czerwoną torbę i wróciłam do gabinetu nadal nie zwracając uwagi na niego. Usiadłam obok brata i powoli odkaziłem ranę płynem później posmarowałam delikatnie maścią na oparzenia przyłożyłam gaze i zabandażowałam. Spojrzałam na Huntera, który lekko się uśmiechał i pocałował mnie w czoło. Zawsze tak robił zamiast mówić zwykle dziękuję. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu to był Sebastian mój brat,  tak przynajmniej twierdzi ze swoim ojcem.

- wszystko w porządku? - spotał patrząc na mnie. - powiedziałbym, że wyglądasz blado, ale trochę ciężko stwierdzić. - dodał przyglądając mi się, a na zaczęłam się śmiać. Na co on uśmiechał się szeroko.

- trochę za dużo jak na jeden dzień. - powiedziałam cicho na co pokiwał głową.
- chyba pójdę się położyć nie czuję się najlepiej. - wstałam i ruszyłam do drzwi.

zaczęło kręcić mi się w głowie i ciemnieć przed oczami. Ciężko mi się oddychało i nagle zrobiło się ciemno.

~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~§~


Czarny as, biała dama - gra o wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz