Rozdział 13

227 11 2
                                    

→„Spełnione marzenie"

Alena

 -Cześć córcia, jak tam u ciebie? - Usłyszałam pogodny głos mojej mamy.

-Cześć, już jest lepiej, szyja w ogóle nie boli, no i tak tragicznie nie wygląda - powiedziałam i usiadłam na kanapie, podkurczyłam nogi.

-Cieszę się bardzo, musisz nas odwiedzić i doprowadzić do porządku swojego brata, ja już nie daję rady - powiedziała wyraźnie rozbawiona.

-Chciałabym mamo, uwierz, bardzo, ale niestety w tym tygodniu mam mnóstwo pracy, bo w większości dyżury nocne, więc chodzę na pół żywa - zaśmiałam się.

-To bardzo nie dobrze, wiesz, że organizm potrzbuje dużo snu - powiedziała poważnie. Moja mama była biolożką i to po niej miałam spore zamiłowanie do tego przedmiotu, chociaż to z chemią zazwyczaj prościej mi szło.

-Wiem, wiem, ale nie zmienię sobie sama grafiku. W ogóle to ostatnio Thomas zwolnił jedną z moich podopiecznych, więc mam teraz jeszcze więcej rzeczy do zrobienia - wytłumaczyłam.

Z mamą pogadałam 15 minut, bo musiała dokończyć jakieś ciasto. Tamtego dnia do pracy też miałam na wieczór, była środa, a ja miałam wrażenie, jakby była co najwyżej sobota, byłam wykończona. 

Czas mijał, zrobił sie już środek grudnia. Pogoda pozostawiała wiele do życzenia, ale ja wolałam -15 stopni, niż 35, to był fakt. Wilhelma nie widziałam więcej niż go widziałam. Byliśmy raz w kinie, na jakimś dennym filmie, ale przynajmniej towarzystwo było fajne. Oczywiście, musiało się coś stać. Była to rocznica śmierci jego taty. Wtedy dowiedziałam się o nim czegoś więcej. Miał młodszą o 5 lat siostrę, która miała męża i dziecko. Wilhelm mówił, że powinniśmy się polubić. Jego mama mieszka pod Londynem i bardzo chciała mnie poznać (cieszyłam się jak głupia, bo powiedział o mnie swojej mamie).

Wymienialiśmy się codziennie jakimiś zwykłymi wiadomościami, ale nie było to nic spektakularnego, więc w pewnym momencie pomyślałam, że po prostu stracił mną zainteresowanie. Ale się pomyliłam (na szczęście).

Tego dnia, w końcu miałam dzienny dyżur. Akurat wychodziłam z zabiegówki, kiedy na kogoś wpadłam.

-Oh, przepraszam bardzo - kucnęłam, aby pozbierac papiery, które wypadły mężczyźnie z dłoni.

-Alena? - Podniosłam głowę.

-Wilhelm, dawno cię nie widziałam - co ja, do chuja, pierdoliłam?

-Ja ciebie też, ale właśnię cię szukałem.

-Tak? Dlaczego? - Zapytałam, podnosząc się. Podałam mężczyźnie kartki, a on krótko podziękował.

Wilhelm, jak zwykle, prezentował się idealnie. Miał na sobie, oczywiście, kitel i koszulę w ciemnym, zielonym kolorze do tego, klasycznie, czarne spodnie. Uwielbiałam go całego.

-Idziemy na randkę - powiedział.

-Znowu zakładasz, że nikogo nie mam - pokręciłam głową w rozbawieniu.

-Myślę, że gdybyś kogoś miała, to dawno bym już o tym wiedział, Aleno - odparł.

-Mhmmm.

-Bądź gotowa w sobotę, ubierz coś wygodnego - mrugnął do mnie. MRUGNĄŁ DO MNIE, i odszedł.

Stałam tam, jak idiotka, z szerokim uśmiechem na twarzy i odprowadzałam go wzrokiem. Cieszyłam się jak nastolatka w liceum, bo mój crush zaprosił mnie na randkę.

                                                                             ****

Zdecydowałam się ubrać jasne jeansy z niskim stanem i do tego czarny bawełniany sweterek. Wybrałam jeszcze puchową kurtkę i byłam gotowa. Wilhelm napisał, że przyjedzie po mnie o 17, więc od 20 minut siedziałam przed drzwiami i czekałam na niego. Byłam bardzo ciekawa, co tym razem wymyślił.

Równo z 17 zadzwonił dzwonek do drzwi. Poczekałam 30 sekund (żeby nie było, że czaiłam sie przy nich jak pojebana ).

-Wilhelm, cześć, wejdź - Otworzyłam drzwi. - Wezmę kurtkę i idziemy.

-Witaj, Aleno - schylił się, aby pocałować mnie w policzek. Uśmiechnęłam się szeroko.

Pobiegłam do salonu, bo tam zostawiłam kurtkę i na szybko zerknęłam w lustro, aby upewnić się, że wszystko do siebie pasuje. Było ok. Tak jak kazał, wygodnie.

-Okej, już jestem, możemy iść - powiedziałam. Złapałam za torebkę i otworzyłam drzwi. Wilhelm wyszedł z mieszkania i stanął obok mnie. Zamknęłam je i ruszyliśmy do windy.

Przed autem Wilhelm, oczywiście, otworzył mi drzwi (uważałam to za mega słodkie i w ogóle robiło mi się mega miło). Rzuciłam ciche "dziękuję" i wsiadłam do auta. Było kurewsko zimno, potarłąm o siebie suche dłonie.

Mężczyzna usiadł na siedzeniu kierwocy i odpalił silnik.

-Jak się dziś czujesz, Aleno? Jak twoja szyja? - Zapytał, kiedy zawracał.

-Dziękuję, już lepiej. Siniaki zeszły, po zadrapaniach nie ma śladów - odpowiedziałam. Czułam się troche nieswojo, nie wiedziałam do końca, dlaczego. Może to przez WIlhelma? Wydawał się bardzo zmęczony. - A ty, jak się masz?

-Jestem przemęczony, ale twoje towarzystwo poprawia mi humor - powiedział i położył dłoń na moim udzie. Przykryłam jego rękę, swoją, o wiele mniejszą i uśmiechnęłam się na ten gest. Cieszyłam się, że nie bał się mnie dotknąć.

-Bradzo mnie to cieszy. Gdzie jedziemy? - Zapytałam, chcąc podtrzymać rozmowę.

-Zaraz się dowiesz.

Na miejscu byliśmy chwilę później. Wilhelm zaparkował przy rzece i już wiedziałam co się święciło. Rejs Tamizą, no nieźle.

-Jezu, skąd wiedziałeś! To było moje marzenie! - Powiedziałam niezwykle szczęśliwa. Wilhelm tylko wzruszył ramionami i poprowadził mnie w stronę łódki. Wsiedliśmy na, powinnam raczej powiedzieć, jebany mini-jacht i od razu powędrowaliśmy w stronę dzioba. Było cudownie, ktoś grał na skrzypcach, delikatne ciepłe światełka tworzyły idealną i romantyczną atmosferę.

Wilhelm stanął za mną i obiął mnie w pasie. Oparł podbródek na mojej głowie, więc ja, oparłam się o niego i przymknęłam oczy, wzdychając. Było mi tak dobrze, nie mogłam wyobrazić sobie czegoś lepszego.

Przekręciłąm lekko głowę w bok, zaciągając się zapachem mężczyzny. Ułożyłam głowę na zgięciu jego szyji. Wilhelm odchylił się trochę, przez co złapaliśmy kontakt wzrokowy. Na milisekundę spuściłam wzrok na jego usta. 

Mężczyna uniósł kącik ust i pochylił się, łącząc nasze usta w pocałunku. Całkowicie się do niego odwróciłam i ułożyłam ręce na jego policzkach. Uśmiechnęłam się tuż przy jego ustach, co wyłapał, bo też się zaśmiał. Zaczął poruszać ustami, pocałunek szybko z namietnego, przerodził się w dominujący i zapalczywy. Podgryzał moje usta, wdzierając się do środka językiem. Nie byłam mu dłużna, bo jednak trochę doświadczenia w tym miałam.

-Uwielbiam cię - powiedział w przerwie.

Jeszcze bardziej sie uśmiechnęłam, chociaż nie do końca wiedziałam czy szerzej się da. I tym razem, to ja go pocałowałam, mocno.

Wilhelm wiedział, jak doprowadzić mnie do szaleństwa, wiedział, gdzie ma położyć rękę, jak jej używać, co zrobić z drugą. Dosłownie trzymał mnie w ramionach, bo nie dałam rady stać.

Nadal cmokał mnie w usta, jeździł rękami po mojej tali, lekko zahaczał o pośladki.

-Doprowadzasz mnie do szaleństwa, cały czas o tobie myślę - mówił - nie mogę przestać.

Czułam się idealnie tamtego wieczoru, przypominał mi nasze pierwsze spotkanie na gali, kiedy żadne z nas nie wiedziało, że kilka miesięcy później będziemy w takiej samej sytuacji, pod osłoną nocy, ale tak od siebie różnej.

________________

Słodziaki

A.

Tranquility In ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz