Rozdział 17

202 13 0
                                    

→„Nadszarpniętne Zaufanie"

Wilhelm

Alena stała przedemną z szeroko otwartymi oczami. Wpatrywała się naprzemiennie w Leona i we mnie.

Widziałem po jej minie, jak bardzo załamana była. Wiedziałem, że zjebałem.

Annie cały czas coś do mnie mówiła, ale nie słyszałem co. Przerażony, cały czas, patrzyłem na Alenę.

-Mogłabyś spojrzeć na chwilę na Leona? Zaraz wrócę - poprosiłem kobietę.

Ruszyłem w kierunku dziewczyny, na co ta, od razu zawróciła.

-Alena! Poczekaj! - Krzyczałem.

Odwróciła sie do mnie.

-Hm? - Była spokojna, ale znałem ją na tyle dobrze, że widziałem, że to tylko maska.

-Porozmawiajmy na spokojnie, dobrze? Chciałem ci powiedzieć, że mam dziecko, ale-

-Ale co? Wilhelm, to nie nasze pierwsze spotkanie. Znamy się cztery miesiące, od połowy stycznia jesteśmy razem, naprawdę chcesz mi wciskać kit, że nie wiedziałeś, kiedy masz mi powiedzieć, że masz DZIECKO?! Pamiętasz naszą pierwszą randkę? - Zapytała, więc odpowiedziałem cichym "tak". - Mówiłeś, że traktujesz nas poważnie. To ma być, twoje "poważnie"?! Jesteś odemnie starszy o 11 lat, a zachowujesz się jakbyś tyle miał. To o tej rodzinie mówiła, ta cała Maddy, tak? Ona jest jego matką? Kurwa, nie mogę w to uwierzyć, naprawdę - zaśmiała się, a jej oczy błyszczały od powstrzymywanych łez. - Ja mam 26 lat, Wilhelm, szukam stabilności, a nie wiecznych kłamstw. Nie ma żadnego remontu, prawda? - Zapytała, na co pokiwałem głową.

-Tyle mi w zupełności wystarczy. To koniec - powiedziała i odeszła.

-Proszę cię wysłuchaj mnie - mówiłem, prawie za nią bięgnąc - bałem się w chuj, tego, jak zareagujesz, że nie będziesz chciała już mnie znać. Kochanie, proszę nie zostawiaj mnie - błagałem.

-Dobrze, jak będziesz gotowy na szczerą rozmowę, to możesz się do mnie odezwać - odwróciła się do mnie. - Aha! I proszę sprawdź, w jakimś słowniku, co to znaczy "szczera rozmowa" - poleciła z uśmiechem. Nie dosięgał on jej oczu.

Alena odbiegła, a ja odprowadziłem ją wzrokiem. Przetarłem twarz dłońmi i wróciłem na plac.

-Czy coś się stało? - Zapytała Annie.

-Tak, przepraszam cię, ale musze wracać do domu. Leon, chodź! - Zawołałem.

-Dlaczego musimy już iść! Ja chcę jeszcze zostać! - Protestował.

-Leon, nie kłóć sie ze mną, tylko natychmiast tutaj przyjdź! - Ryknąłem. Widziałem po nim, że zdziwił go mój krzyk. Mnie trochę też, ale miałem po uszu pisków dzieci i pierdolenia Annie o jej nowych kozakach. Synek zwiesił głowę i do mnie podszedł.

W ciszy ruszyliśmy do samchodu. Dziękowałem sobie, że nie zdecydowałem się iść na pieszo. Chyba bym kogoś zajebał po drodze.

Leon, widząc moją minę, nie zadawał żadnych pytań, tylko w ciszy siedział w foteliku. Myślałem, o tej całej pojebanej sytuacji. Co, do jasnej kurwy, zrobić? Iść do niej? Napisać coś?

Kiedy byliśmy już w domu, synek ulotnił się do pokoju, a ja zadzwoniłem do Shane'a.

-Halo? - Usłyszałem jego głos w słuchawce.

-Masz czas, aby przyjechać? - Zapytałem.

-Tak, coś się stało?

-Opowiem ci wszystko na miejscu - odparłem.

Tranquility In ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz