Rozdział 12

243 11 0
                                    

→„Nieoczekiwane spotkanie i dziwne telefony"

Wilhelm

 -Maddy? Co ty tutaj, do cholery, robisz?

Wpatrywałem się w kobietę przedemną w totalnym szoku i przerażeniu. Zowu chciała pieniędzy? 

Maddy wyglądała okropnie. Była brudna, jej ubrania były zniszczone i w jakimś szarym nalocie. Miała na sobie krótkie, wyraźnie, męskie spodenki, bo były na nią przynajmniej o 3 rozmiary za duże. Jej cera była zaniedbana, a sama skóra blada i szara. Wyglądała na 15 lat starszą, niż w rzeczywistości była. Kobieta miała 30 lat, więc trochę mniej odemnie.

-Willie - zaczeła, ale ucięła, bo spojrzała się za mnie. Zaaferowany i zestresowany odwróciłem się. Leon wpatrywał się w Maddy wielkimi oczami. Trzymał w rączce misia, zdążył zejść z kanapy.

Od razu złapałem za drzwi i przymknąłem je lekko, aby na nią nie patrzył.

-Czego chcesz?

-Proszę cię, wpuść mnie, porozmawiajmy spokojnie. Chce go zobaczyć - powiedziała płaczliwie.

-Nie będziemy spokojnie rozmawiać. Wiesz dlaczego? - Zapytałem ją, na co odpowiedziała mi cichym "nie" nadal wpatrzona w drzwi. - Bo nie mamy o czym. Zostawiłaś mnie bez słowa, więc nie masz prawa wchodzić teraz w moje życie z butami - odpowiedziałem dosadnie.

Kobieta westchnęła i przeniosła wzrok na moją twarz. Wydawała się niezwykle zmęczona i smutna. Nie mogłem jej pomóc, nie ze względu na siebie i własne uczucia, ale na Leona. Widziałem, że coś złego dzieje się z Maddy, dlatego musiałem ukrócić ich kontakty do minimum, najlepiej do zera.

-Posłuchaj mnie. Potrzebuje kilkaset funtów, ze 100 będzie ideolo. Potem mnie tu nie ma, Wilhelm, wiem, że masz pracę i pieniądze, dlaczego się ze mną nie podzielisz? Jesteśmy rodziną... - mówiła.

-Jaką kurwa rodziną? - Huknąłem. Wyszedłem z mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi. Nie chciałem, aby Leon oglądał to przedstawienie. - To, że za ścianą znajduje się nasz syn, nie oznacza, że jesteśmy rodziną. Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Nie dostaniesz odemnie ani pensa, zapamiętaj to sobie i spierdalaj - odwróciłem się i zamkąłem za sobą drzwi.

Może byłem okrutny, ale ona też była okrutna. Zostawiła mnie, a teraz przychodziła, nie, aby naprawić szkody wyżądzone wiele lat temu, ale żeby żebrać o pieniądze. Nawet nie wiedziałem, na co one były. A jak na narkotyki? Bo założę się, że napewno nie na jedzenie.

-Tato, kto to był?

-Nikt ważny synku, nie przejmuj się. Oglądaj dalej - powiedziałem łagodnie. Widziałem, że był przestraszony.

Wróciłem do pracy, ale nie mogłem się, ani skupić, ani później zasnąć.

                            ***

-No i mówię ci, on do mnie, że "jak to, to będzie kosztować 1500 funtów". Ja mówię do niego "proszę pana, jest pan w gabinecie medycyny estetycznej. W pry-wa-tnym gabinecie" - słuchałem rozmowy dwóch kobiet siedzących stolik dalej. Czekałem na Shane'a i jego spóźnialski zad. Umówiliśmy się, bo cytuję "zaniedbuję naszą przyjaźń i musimy sie spotkać". Ja tak nie myślałem, bo małem po uszy obowiązków.

-Czy podać coś jeszcze dla pana? - Kelnerka podeszła do mnie już trzeci raz tego wieczoru.

-Nie, dziękuję. Jeśli będę czegoś chciał, to napewno podejdę do baru - odpowiedziałem.

Kobieta uśmiechneła się do mnie i odeszła. Dzięki Bogu.

-Wilhelm już jestem, sorry, ale są takie korki - powiedział zdyszany Shane, gdy dopadł do stolika, przy którym siedziałem.

Tranquility In ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz