Rozdział 2

144 10 0
                                    

→„Myśl"

Wilhelm

Wchodząc do budynku, wyrzuciłem wypalonego papierosa do popielniczki w koszu. Strzepnęłem niewidzialny kurz z mojej marynarki i wcisnąłem przycisk przywołujący windę. Będąc już na najwyższym piętrze, do mieszkania numer 12, wszedłem jak do siebie.

-Witam pana chirurga! - Przywitał mnie głos wydobywający się z głębi mieszkania. - Już myślałem, że zapomniałeś o swoim najlepszym przyjacielu.

Mój najlepszy przyjaciel Shane, wytarł ręce w spodnie garniturowe i odrazu zamknął mnie w braterskim uścisku. Jak ja tego nienawidziłem. Momentalnie sie od niego odsunąłem, posyłając mu spojrzenie pełne nienawiści. Pomimo to, byłem lekko rozbawiony jego powitaniem, nie widzieliśmy się 2 dni.

-Tak tak, pomińmy czułości. Jestem tu bo dzwoniłeś. O co chodzi? - Zapytałem szczerze zainteresowany. Shane, pomimo, że był bardzo dobrym lekarzem, miał też narzeczoną, Olivię, która była fajna, ale jak na moje gusta, za głośna. Właśnie wchodziła do mieszkania, więc przywitałem ją krótkim ,,cześć".

-Najsłodszy mój, czyżbyś zapomniał o gali lekarskiej za dwa tygodnie? - Zapytał, marszcząc brwi.

Kurwa.

Rzeczywiście wyleciało mi to z głowy. Byłem zapracowany, praca chirurga, mimo, że dobrze płatna, nie jest spacerem w parku. Dlatego postanowiłem udawać.

-Oczywiście, że nie zapomniałem - powiedziałem, siląc się na pewny głos.

-Mhm, mhm, już ci wierzę. Jaki jest najważniejszy element gali?

Kurwa.

-Gdybyś przypomniał byłoby miło.

-Debilu ty. Zmieniasz szpital, bedziesz ordynatorem w Szpitalu Rezydenckim - odparł rozbawiony.

Aha. Dlaczego zapomniałem o zmianie pracy?

-Faktycznie coś teraz pamiętam, o której jest?

-O 21 zaczyna się oficjalnie, ale bądź nie później niż o 20.45 - odpowiedział, nalewając nam obu whisky.

-Dobrze, będę. - powiedziałem biorąc łyk palącego napoju. Jakaś siła nie pozwalała mi zapomnieć o gali przez najbliższe dwa tygodnie.

Alena

Weszłam do szpitala w wyjątkowo dobrym nastroju, który oczywiście już na starcie został spierdolony.

Okazało się, że moim pierwszym pacjentem jest ta sama baba, którą zajmowałam się dwa dni wcześniej. Widząc mnie, myślałam, że sie popłacze, co tylko mnie zirytowało. Co ja jej, do cholery jasnej, zrobiłam? Potem przywieźli na SOR,  dzieci po bójce, które wyjątkowo głośno się kłóciły. Na sam koniec dnia, musiałam uzupełniać jakąś papierologie, kiedy dowiedziałam się o gali lekarskiej, na której koniecznie musiałam być.

Kilka dni później

Wyrzuciłam jednorazowe rękawiczki do kosza i poszłam do pokoju socjalnego po moje rzeczy. Wychodząc, natknęłam się na Dorothy, która wkurwiała mnie jak nikt inny w tym szpitalu. Była na 1 roku rezydentury, a uważała się za niewiadomo kogo. Byłam wysoko postawiona, bo byłam główną pielęgniarką, a ona studiowała akurat ten kierunek. Była nieodpowiedzialna, arogancka i nie kryła się z nienawiścią do mnie, chociaż byłam jej szefową.

-Dorothy, wypełniłaś brakujące leki? - Powierzyłam jej bardzo proste zadanie, którego wiedziałam, że nie powinna spierdolić.

-Amm, a miałam?

O tym właśnie, kurwa, mówię. Jest godzina 17.15, ja jestem na nogach od 5 rano. Jeśli nie żartuje, to będę musiała sama to zrobić.

-Tak, powtarzałam ci to już dzisiaj przynajmniej trzy razy, Dorothy, dlaczego nie wypełniesz swoich obowiązków? Mówiłam ci, że kiedy skończysz masz się do mnie stawić, przydzielę ci kolejne zadanie, tak jak każdemu rezydentowi pielęgniarstwa w tym szpitalu!  - podniosłam głos.

-O jezu, nie wiedziałam, dlaczego na mnie krzyczysz!

-Po piersze to nie wydzieraj się na mnie, bo jesteśmy w szpitalu. Po drugie, co ty robisz od 5 godzin, jeżeli nie wypełniłaś tych leków?

-No pomagałam, Anie, ona miałą lepsze zadanie!

No błagam, czy ja byłam w podstawówce? Z Dorothy, uporałam się szybko, ale niestety szybko nie dotarłam do domu. Musiałam jeszcze uzupełnić leki za Dorothy, a to zajęło mi 45 minut.

W domu, wzięłam szybki prysznic, spakowałam jeansy, koszulkę na długi rękaw i bieliznę do torby. Zapakowałam się do auta i wyruszyłam w stronę domu rodzinnego.

Jako dziecko mieszkałam półtorej godziny od Londynu w dużym wiejskim domu, gdzie nadal mieszkają moi rodzice. Dotarłam tam dwie godziny później, naprawdę zmęczona, bo była już 20.

Przeszłam przez próg, odrazu czując zapach obiadu i palonego drewna - zapach domu.

-Moje dziecko! Córciu, co tak późno? Myślałam, że uda ci sie wcześniej - zaczęła mama przyciągając mnie do siebie.

-Miałam problemy z rezydentką - wyszeptałam jej we włosy.

-Dobrze, najważniejsze, że jesteś. Pewnie umierasz z głodu, siadaj, podam ci kolacje.

Chwilę później dosiadł sie tata, którego też wyściskałam. Zjadłam kolacje w miłej, rodzinnej atmosferze. Potem, zasiedliśmy w sporym salonie, wszyscy z lampką wina w dłoni. Wtedy pyszedł mój brat.

-Steskniłem się za tobą, starsza siostrzyczko - wyszeptał, obejmując mnie w tali. Wiedziałam, że ciężko mu to przeszło przez gardło, więc podwójnie się wzruszyłam.

-Oh, Amin, ja też tęskniłam.

Odsuneliśmy się od siebie, a on odrazu usiadł obok przyciągając mnie, żebym oparła się o niego, co z wielką chęcią zrobiłam. Miałam bardzo dobrą relację z braćmi a szczególnie z Aminem, przez niewielką różnicę wieku, jako dzieci, byliśmy nierozłączni. Z Troy'em - moim starszym bratem - też miałam dobrą relację, ale przez jego wyprowadzkę w moje 15 urodziny, oddaliliśmy sie od siebie. To był czas dojrzewania, od wtedy sporo sie we mnie zmieniło czego nie widział, więc może to było tego powodem?

Siedzieliśmy sobie w czwórkę, rozmawiając na najróżniejsze tematy; zaczęliśmy od mojej pracy a skończyliśmy na nowym ogródku warzywnym mojej mamy.

Spać położyłam się około 1 w nocy z uśmiechem na ustach. To był naprawdę dobry dzień. Chwilkę przed snem przeszła mnie myśl o gali. Że muszę zrobić wszystko, żeby na niej być.


Tranquility In ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz