14. Ukojenie

25 5 4
                                    

To był czas kary. Nie z powodu kłamstw, ale z powodu tabletek, które mama codziennie zażywa. Czysta ciekawość, a jednak ma spore konsewkencję.

Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku bo to by ją nakręciło. Łzy zbierały mi się do oczu w momencie kiedy ciągnęła mnie po podłodze do mojego pokoju. Targała moim ciałem jak workiem do ziemniaków, tak jakbym była jakąś rzeczą pozbawioną duszy. Mocniej mną szarpnęła „rzucając" mnie gdzieś w kąt pokoju.

Kobieta stała nade mną a jej blond włosy opadały na ramiona. Zdenerwowana przegryzała wargę. Tym razem nie karała mnie ciszą.

- Co ci strzeliło do głowy! - podeszła a na swoim policzku poczułam pieczący ból. Nie wytrzymałam. Jedna łza swobodnie spłyneła po mojej twarzy. - Ktoś ci kazał szperać w moich rzeczach? Chciałaś się naćpać?! Wiedziałaś, że biorę antydepresanty. Chciałaś się naćpać. - stwierdziła kobieta.

Odpowiedź brzmiała : nie. Nie chciałam się naćpać. Po drugie to co brała jeszcze, wcale nie było antydepresantami. Wiedziałam to. Gdyby było nie chowałaby tego w swojej szafeczce na klucz.

Kobieta nie dowiedziałaby się o tym, że próbowałam znaleźć jakąkolwiek odpowiedź, gdyby nie to, że postanowiła wrócić wcześniej do domu. Nie zdążyłam zanieść klucza tam gdzie go znalazłam.

- P-przepraszam mamo. - wydukałam. Zasłoniłam dłońmi swoją twarz w momencie kiedy ponownie uderzyła mnie w policzek. W ustach poczułam metaliczny posmak, co nie było przyjemne. Płakałam i tym płaczem błagałam o to, żeby przestała.

Podeszła do biurka i zaczęła czegoś szukać. Spanikowałam jeszcze bardziej, a serce podeszło do gardła. Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że jestem już obojętna na moją krzywdę to nie miałam racji. Blondynka wywalała wszystkie schowane zeszyty, przeszukując całą ich zawartość.

Wiedziałam, że szukała tego jednego zeszytu od zajęć dodatkowych. Miałam nadzieję, że w niego spojrzy. Na bieżąco przepisywałam równania z internetu i nie mogła przecież podejrzewać mnie o bycie gdzie indziej. Kartkowała strony i szybko czytała to co zapisywałam w zeszycie z różową okładką. Patrzyłam się na nią ze strachem, a łzy dalej leciały mi po policzkach. Gdybym zadzwoniła po pomoc, było by jeszcze gorzej.

- Jesteś jakaś dziwna. Nie potrzebna. - powiedziała kobieta rzucając zeszytem o ścianę. - Czemu się tak zachowujesz, ty nie posłuszna... ty nie posłuszna gówniaro! - z trudem mogła nabrać powietrze do płuc. Była rozwścieczona bardziej niż nie jeden nauczyciel matematyki.

- Przepraszam. - powiedziałam w miarę odważnie, ocierając łzy z twarzy.

- Teraz przepraszasz? Zasługujesz na karę. Nikt nie ma prawa ruszać moich rzeczy, zrozumiano? A zwłaszcza ty. - szarpnęła moją rękę tak, żebym się podniosła. Pociągnęła mnie do drzwi wyjściowych i zeszła po schodach. Szybko i zgrabnie.

- M-mamo, proszę. Nie. - błagałam o litość. Wiedziałam już co ta kobieta chce zrobić. Najgorsze było w tym wszystkim to, że wiedziała, że nie będę mieć odwagi szarpać się i pukać w drzwi, żeby ktoś mnie wypuścił. Próbowałam walczyć, ale dało to jeszcze gorsze skutki.

Nigdy wcześniej tego nie zrobiła. Nie zamknęła mnie w piwnicy, dając mi jedynie wodę do picia, zeszyt do matematyki i telefon, którego nie zdążyła zabrać. Tata dziś nie wracał więc nie było mowy o jakimkolwiek ratunku. Mogłam tu równie dobrze siedzieć przez cały weekend, jakby jutro mnie nie wypuściła.

- Ja jutro wychodzę. I biorę klucz ze sobą. Jutro cię wypuszczę, ale mam nadzieję, że przez noc nauczysz się posłuszeństwa. - powiedziała, ponownie rzucając mnie o brudną w pajęczynach ścianę.

GitarzystaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz