5. Nóż

37 4 12
                                    

Gra nie wychodziła mi dzisiaj z łatwością. Moje myśli ciągle zajmował brunet o idealnej sylwetce i przepięknym uśmiechu. Nie zwracałam nawet uwagi na to, że Gavin mamrotał coś pod nosem.

Wiedziałam jedno. Nie lubiłam Gavina Wrighta. Był dupkiem jakich mało, był wredny, sarkastyczny i nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Nie dostrzegałam w nim, żadnej iskierki dobra. To był chodzący diabeł. Jeśli ktoś kiedykolwiek powiedział „tam gdzie diabeł nie może to kobiete pośle." To się grubo mylił.

Dziś ze studia musiałam wyjść wcześniej, ponieważ chciałam kupić sukienkę na imprezę Daniela. To już jutro, a ja nie wymyśliłam jeszcze żadnej wymówki. Mogłabym powiedzieć, że idę na noc do koleżanki, ale to by nie wypaliło dlatego, że nie mam żadnych koleżanek. Skąd jednak mama miałaby to wiedzieć?

Mogła dowiedzieć się wszystkiego co chciała, ale z kółkiem matematycznym dalej tego nie zrobiła. Dla pewności jakby chciała sprawdzić mój zeszyt od matematyki, dzień przed pójściem do studia wypisywałam różne równania które znajdywałam w internecie. Uznałam, że to będzie dobry pomysł, żeby się zabezpieczyć.

- Zawieziesz mnie zaraz do najbliższego sklepu z sukienkami? - zapytałam patrząc na Henrego.

- Czyli nic dziś nie wymyślimy prawda? - zaśmiał się. - Jesteś zupełnie taka sama jak moja dziewczyna. Dogadałybyście się. - powiedział z uśmiechem zabierając kluczki do samochodu ze stolika. Pożegnałam się szybko z resztą chłopaków, którzy próbowali coś skąponować. Znaczy się.. jeden próbował wymyślić tekst piosenki.

Gavin był chodzącą czerwoną flagą i nie potrafił się za nic zabrać. Denerwowało mnie to, że był taki leniwy. Naprawdę ktoś musiał go mocno zranić.

Z Henrym skierowaliśmy się w stronę samochodu. Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pasy. Mężczyzna włączył radio i przekręcił kluczyk w stacyjce, żeby samochód do którego wsiedliśmy odpalił.

- Widzę, że nie lubisz Gavina. - oznajmił. Nie jakoś groźnie. Nie powiedział tego tak, jakby mu to przeszkadzało co wychodziło mocno na plus bo w końcu był jego bratem.

- Aż tak to widać? - spytałam z uśmiechem na twarzy. Brodaty nawet na mnie nie spojrzał, co było zrozumiałe, ponieważ był skupiony na jeździe. Henry Wright nie był typem pokroju Daniela Roya ani Gavina. On był czymś pomiędzy tą dwójką. Dwa charaktery które zupełnie się sobie sprzeciwiały. Henry miał w sobie klasę i trochę pazura, szanował kobiety i nie był do nikogo wrogo nastawiony, ale kiedy było trzeba mógłby kogoś bez problemu zabić. Przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie.

- Po ostatnim spotkaniu ciągle na ciebie narzekał, ty dziś dawałaś mu cięte riposty. Rozumiem cię, nie wiem jak można go lubić.

- Wiesz.. ostatnio też oboje za dobrze się nie zachowywaliśmy, chciałam go dziś przeprosić, ale zrezygnowałam po tym jak powiedział : „Haha! Patrzcie! Henry znowu przyprowadził dziwki!" - zaakcentowałam wyraźnie ton jego głosu i skrzyżowałam ramiona na piersi.

- Hej, ale ty przecież powiedziałaś mu, że nie musiał zamawiać bo jedna jest już w pomieszczeniu od dawna. - kątem oka spojrzał się na mnie, ale natychmiast odwrócił wzrok i skupił się na drodze.

Zaśmiałam się na jego słowa. Faktycznie sam fakt, że powiedziałam coś takiego musiało wywołać zaskoczenie.

- Tak poza tym potrzebujesz sukienki na jakąś okazję, czy tak po prostu? Pytam z ciekawości. - zaciekawiony jechał dalej przed siebie.

- Najlepiej jakaś tania sukienka imprezowa. Zamierzam się jutro bawić i Daniela Roya. - imię i nazwisko powiedziałam podekscytowanym głosem. Henry zdziwił się na moje słowa. Zmarszczył czoło a jego szczęka zacisnęła się.

GitarzystaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz