Rozdział 22 cz. 2

145 10 18
                                    


Leżałam na łóżku, a obok mnie usadowił się od dłuższego czasu Ares. Słyszałam, jak co chwile parska pod nosem, by zaraz zwieńczyć to skomleniem. Szturchał pyskiem moją nieruchomą dłoń, próbując zwrócić na siebie uwagę, albo doprowadzić do ożywienia mojego otępiałego ciała. Trwałam w bezruchu od kilku godzin, nie potrafiąc zebrać w sobie sił, nawet na pójście do toalety.

Nic dzisiaj nie jadłam. Obiad, który przyniosłam z góry, cały czas leżał na mojej szafce nocnej, choć już pewnie dawno owiał go chłód i cierpkość, tak samo jak mój organizm.

Miałam wyłączony telefon. Potrzebowałam wyciszenia.

Ostatnio cały czas balansuje na falach chaosu. To było naprawdę wycieńczające. Musiałam tak często regenerować swoją energię, by za każdym razem móc stawiać czoła przeciwnościom.

Lecz w tamtym momencie się poddałam.

Trwałam w rezygnacji dłuższy czas, a moje myśli miały już tylko negatywne zabarwienie. W końcu uchyliłam powieki i wręcz miałam ochotę wywrócić oczami na odklejającą się warstwę farby z sufitu, ale tego nie zrobiłam.

Nie chciało mi się.

Czy ja naprawdę musiałam poczuć empatię do tego człowieka?

Zrozumienie?

Przez chwilę nawet zaczęłam analizować różne alternatywy jego przeszłości, by móc zrozumieć jego aktualną osobę.

Ale to był mój błąd.

Nie powinnam była współczuć diabłu.

Poczułam narastającą we mnie złość. Faktycznie uwierzyłam w to, że on jednak może być dobry, ale kilka dni temu przed klubem, pokazał mi, że nie powinnam być taka naiwna.

Kazał dokonać mi wyboru.

– Pff... – Niekontrolowane prychnięcie goryczy samo wydobyło się z moich ust. To był pierwszy dźwięk, jaki z siebie wydałam przez cały dzień.

Igiełki irytacji rozkładały się nicią po moich nerwach. Oplatały je, by móc po chwili zakleszczyć i zablokować drogę, przed popadnięciem w kolejne etapy totalnej apatii.

Czułam, jak myśli o nim doprowadzają do tego, że w klatce piersiowej znowu czułam ogień.

Byłam zła.

Nie, ja byłam wściekła.

Na niego. Na siebie. Na cały ten pieprzony świat.

To wszystko było jakieś chore, spaczone i niesprawiedliwe.

Z jednej strony go żałowałam, zachowywał się, jak stracony już człowiek, bez nadziei na szczęście.

A może był szczęśliwy?

W takim świecie, jakim żył. Może dla niego to właśnie było szczęście?

Może zawsze chciał być kimś, kto wyłania się z ciemności nocy, aby napadały cię po nim koszmary i żebyś nie mógł wyrwać obrazu jego twarzy i jego cholernych oczu z głowy?

Nękał mnie nawet nie będąc obok.

Nie musiał nachodzić mnie już fizycznie skoro robił to w mojej psychice.

A może taki miał zamiar od początku?

Był jakiś pomylony i chciał doprowadzić do tego, abym zobaczyła w nim po prostu człowieka, tylko po to, by potem obedrzeć mnie ze wszystkich złudnych nadziei i przekonań i żebym gniła sama ze sobą w swojej świadomości.

( Ride / Racing ) Immerse Into DangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz