Rozdział 5 cz. 2

258 12 7
                                    


– Dobra, on tu jest. Co dalej? – Spojrzałam na nich wyczekująco, by podsunęli jakiekolwiek pomysły. Każdy zmarszczył brwi i zaczął się głęboko zastanawiać.

– Jestem obsrana, jak sto pięćdziesiąt, ale chyba po prostu pójdę z nim pogadać. Przecież nic mi nie zrobi wśród ludzi, co nie? – Każdy posłał jej krzywy uśmiech i minimalnie przytaknął ruchem głowy. Delikatnie potarłam jej ramię i ustąpiłam miejsca, aby mogła pójść w kierunku domu Cordena.

– Jak coś, to wyślij sms o treści pomoc! – Elak krzyknął na odchodne, na co dziewczyna wystawiła mu środkowy palec, nawet nie odwracając się w naszym kierunku. Posłałam mu piorunujące spojrzenie, a on pokiwał chaotycznie głową, nie wiedząc o co mi chodzi.

– No co? – Rozłożył ręce, a jego wysoki ton przypominał pisk zarzynanej świni.

– Gówno. 

 Krótko to ucięłam, zakładając ręce na siebie. Nerwowo obserwowałam, jak moja przyjaciółka zbliża się coraz bardziej do wysokiego, czarnowłosego chłopaka. Stres zaczął zżerać moje wnętrzności. Oddaliliśmy się o parę kroków i oparliśmy się o jakiegoś suva, aby wyglądać choć trochę naturalniej.

Po paru minutach zobaczyłam, jak Aurelii zaczynają puszczać nerwy, bo jej ręce zaczęły chaotycznie gestykulować w powietrzu. Widać było z daleka, że chłopak mało co się odzywał i patrzył na nią z góry. 

Dosłownie i w przenośni.

– Nic z tego nie będzie – powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że rozmowa z tym palantem od początku nie mogła nam pomóc.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i nerwowo zaczęłam wystukiwać opuszkami palców wiadomość. W mojej głowie zrodził się okropny pomysł, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Nie mogło dojść do wyścigu, ale jak już miał się on odbyć, to Aaron nie mógł przegrać. Bardzo chciałam w tamtym momencie wierzyć w dobre intencje brata mojej przyjaciółki i trzymać się wersji, że nie miał on innego wyjścia, bo to co miałam zamiar zrobić, mogło przysporzyć mi wiele kłopotów.

Gdy wysłałam wiadomość Aurelii o tym, aby zajęła go do czasu, kiedy dam jej znać, że może odejść, sama szybko ruszyłam przed siebie. Z daleka dostrzegłam samochód Caydena i wiedziałam, że to na pewno nim miałby się ścigać.

Plotki w szkole, jak i poza nią, dostarczyły mi również informację, że samochody dopuszczane do nowych wyścigów, nie mogą być zakupione w salonach. Kierowca musi sam stworzyć samochód albo przerobić jakąś starszą wersję dostatecznie. Auta nie mogły być zarejestrowane i prawdopodobnie dopuszczali tylko te wyprodukowane do konkretnego rocznika po dwutysięcznym.

Dlatego wiedziałam, że Aaron nie będzie miał możliwości skorzystania z M4, które miałoby ogromne szanse na wygraną. Z resztą jego znaczne nadgodziny w warsztacie jeszcze bardziej utwierdzały mnie w przekonaniu, że pracował nad swoim autem wyścigowym.

Kiedyś dostrzegłam w jego rękach plik dokumentów wykazujących zamówione części do samochodu. Nie był to zestaw, który umieszczało się w zwykłym codziennym aucie. Nie mogłam polegać na wierze w jego zdolności, bo informację o Weaverze i jego doświadczeniu znacznie mnie przerosły. Nie pozwalały mi na podjęcie ryzyka i pozwolenie, aby Aaron od tak z nim startował.

Dlatego właśnie stałam przed maską szarego Skyline'a. Szybko rozejrzałam się dookoła i upewniając się, że nikt mnie nie widzi, oprócz dwójki moich przyjaciół, wyjęłam scyzoryk z kieszeni kurtki.

 Stary, niezawodny scyzoryk dziadka Andrew, który nie był minimalnych rozmiarów. Delikatnie podwadziłam maskę uważając, aby nie porysować lakieru. Zaczęłam szperać pod spodem licząc na to, że blokada odpuści. Kiedy się to udało, podniosłam klapę i włożyłam scyzoryk między zęby. Jedną dłonią trzymałam maskę, a drugą sięgnęłam po swój telefon. Nie uruchomiłam latarki, ale pomogłam sobie światłem ekranu.

( Ride / Racing ) Immerse Into DangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz