Rozdział 2 cz.2

354 8 4
                                    


***

Zebrane jagody wrzucam do kamiennego moździerza, aby nie była wyczuwalna gorycz owoców, dolewam miodu. Z całej siły ucieram masę tak, aby nie były wyczuwalne grudki. W momencie, gdy chciałam dodać resztę z kieszeni do spiżarni weszła Miranda. Przerażona rzucam garść owoców za szafkę stojącą obok niewielkiego stołu.

Szlak. Przyłapała mnie, ale jeszcze mogę z tego wyjść obroną ręką. Muszę coś wymyśleć co łatwo ukryje moje plany.

- Charlott widziałaś Sarę? - Dziewczyna widząc co robię zamknęła od razu drzwi dzielące kuchnie od spiżarni. - Co ty wyprawiasz chcesz, by nas wszystkich zamknęli? Zdajesz sobie sprawę, że jest to zdrada korony. - Staram się ignorować jej pytania.

- Niestety nie widziałam jej, ale...- Nie zdążyłam dokończyć, a usłyszałyśmy dzwonek, a zaraz za nim głośny krzyk.

- Ava. - Jego krzyk spowodował, że dziewczyna zaczęła stąpać z nogi na nogę, a jej oczy teraz okazują jedynie strach. Przytulam ją, by w ten sposób odwrócić jej uwagę od tego co dotychczas robiłam.

- Spokojnie Miranda nic się nie dzieje. On niczego się nie dowie. - Mocniej obejmuje jej ciało. Dziewczyna cała trzęsie za zdenerwowania. - Nic się nie stanie. Musisz powoli oddychać. Nie możesz teraz panikować.

- To twoja winna. - Wściekła mnie odpycha. Na jej twarzy nie ma już przerażenia, bo strach zastąpiła furia. Rozwścieczona zabiera naczynie z blatu, na którym wszystko szykowałam. W ostatniej chwili powstrzymuje ją przed wyrzuceniem zawartości przez okno. - On nas ukaże za twoja głupotę. Nie pozwolę ci tego zrobić. On nie tylko ukaże ciebie, ale i każdego kto mieszka w tym domu!

- Pomyśl racjonalnie. Skąd mógł się dowiedzieć? Nie widział, jak je zrywałam. - Wyszarpuje miskę z jej rąk. - To już nie jest ten sam człowiek. Nie widziałaś co zrobił. Do czego chciał mnie zmusić!

Na szczęście tym razem mi się upiekło.

- Charlott do mojego gabinetu. - Jego krzyk dotarł, aż do nas. Musi być blisko, skoro tak wyraźnie go słychać. - Natychmiast!

A było tak blisko. Powstały sok przelewam do karafki z trunkiem. Nie interesuje mnie teraz jej karcący wzrok.

- Co ty wyprawiasz Charlott z tego będą tyko kłopoty. - Ściszyła głos, by nikt nas nie usłyszał. - Zobaczysz, że to jeszcze skończy się tragedia, a to będzie twoja wina.

To będzie moja wina. Głupia szmata. Będziesz mi jeszcze dziękować za to co zrobiłam.

- Od tej ilości tylko się pochoruje. - Ta łapie mnie za rękę patrząc prosto moje oczy. - Spokojnie nic mu nie będzie oprócz biegunki i wymiotów. Zasłużył na odrobinę cierpienia. Tacy jak on nie są łatwi do zabicia. - Zapewniam ją, a tak na prawdę próbuje oszukać sama siebie.

- Tak pochoruje, że z tej choroby będzie trzeba wyciągnąć go za nogi. - Odzywa się w mojej głowie zaspany, chrapliwy głos.

- Mówiłaś coś?

- Nic nie mówiłam, a z tym. - Pokazuje palcem na dzbankiem z winem. - nie chce mieć nic wspólnego. - Cedzi przez zęby i wychodzi z pomieszczenia trzaskając drzwiami.

Ten głos, który słyszałam w mojej głowie to pewnie ze zmęczenia albo coś sobie po prostu zmyśliłam.

Jak najszybciej umyłam ręce w zimnej wodzie, a dłonie wytarłam o już brudny fartuch. Pędem biegnę przez korytarze i omal nie zahaczam kraniec ostatniego schodka, a to wszystko wina tego przeklętego dywanu.

InnocentiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz