Charlotte
Opadanie na dno. To proces, który miażdży i ściska płuca. To właśnie ono nie pozwala na wzięcie kolejnego oddechu. Im bliżej jesteśmy dna. Tym blask księżyca, który daje nadzieje, zanika z każdymi minutami. Niczym jak nadzieja, którą każdy trzyma w sobie do ostatnich sekund swojego marnego życia.
Nagła ciemność i mrok, które mnie otacza. Pochłania mnie całą. Chwyta i oplata wszystkie kończyny ściągając na samo dno. Ta otaczająca cisza i spokój zabierają całkowite poczucie czasu. Sekundy stają się minutami, a minuty przechodzą w godziny. Godziny przeplatają się z dniami, tygodniami, aż w końcu stają się latami.
To wszystko i tak nie ma znaczenia, jeśli życie daje nam do zaoferowania jedynie oddech. Oddech, ten jeden łapczywy wdech, który pozwala wrócić naszej świadomości, a zaraz po wynurzeniu rzeczywistości uderza ze zdwojoną siłą.
Tyle, że ta rzeczywistość nie jest taka za jaką ją wszyscy uważamy. Atakuje, gdy najmniej się tego spodziewamy.
Jestem na środku jeziora. Spanikowana próbuje się utrzymać na powierzchni. Wszystko jest w porządku. Nie panikuj! Powtarzam to w myślach.
Dłońmi przecieram twarz z resztek kropli wody. Z ledwością otwieram oczy. Patrzę na dłoń, która jest pokryta w lepkiej, ciemno czerwonej cieczy. To już nie jest woda. Przybliżam dłoń do nosa. Czuje metaliczny zapach. Z czubka palca zlizuje odrobinę. To nie jest zwykła woda. To krew.
Na powierzchni widnieje odbicie łuny księżyca. Rozświetla ona wszystko co znajduję się w zasięgu wzroku. Niebo, woda, rośliny dosłownie wszystko jest skąpane w blasku krwawego księżyca.
Co się dzieje? Gdzie ja jestem?
Próbuję wyjść, ale coś trzyma mnie z całych sił. Za wszelką cenę nie pozwala się uwolnić. Nie nie widzę. Wokół mnie nie ma nic takiego co mogło, by mnie trzymać.
Rozglądam się dookoła. Musi tu coś być co mogło, by mi pomóc się wydostać. Na samym brzegu rosną dość bujne krzewy. One są jedyną możliwością, abym mogła wydostać się z wody. Chwytam się jednej z nich. Jednak okazuje się, że ta roślina nie jest przyjazna i została obdarowana w rzędy ostrych kolcy. Kolce przebijają warstwę skóry.
Ból jest niewyobrażalny. Mimo paraliżującego bólu nie poddaje się i mocno chwytam za gałąź. Ta boleśnie rani moje przedramiona. Mój przeraźliwy krzyk roznosi się po okolicy. Ze wszystkich sił jakie jeszcze posiadam ciągnę gałąź i wydostaje się na brzeg jeziora. Ostatkami sił upadam na piaszczysty brzeg.
- Gdzie ja jestem? – Mocno krwawiące dłonie wycieram o materiał białej halki, która przylega i opina moje ciało niczym druga skóra. Krew z raz ani na chwile nie przestaje lecieć. Rannymi dłońmi urywam skrawek materiału.
– O kurwa jak to boli! – Krzyczę z bólu, gdy bandażuje dłonie kawałkami mokrego materiału. Rozglądam się dookoła, a to co widzę jest przerażające. Wszystko to co znajduje się w zasięgu moich oczu wydaję się być całkowicie odarte z chęci do życia. Każda roślin jest martwa. Nie widać żadnych zwierząt.
Jak to jest możliwe? Co tu musiało się stać?
Nie ma tu nic co tętniło, by życiem. Dookoła nic nie ma. Oprócz ogromnego jeziora i lasu pełnego obumarłych drzew. Ten las musi gdzieś prowadzić. Ktoś musi tutaj być. Nie możliwe, by to miejsce było całkowicie opustoszałe. Moja ciekawość przezwycięża strach. Stawiam pierwsze kroki w stronę lasu.
Wyziębiona idę dalej. Idąc dłuższy czas między drzewami nie napotykam ani jednego żywego stworzenia. Jest co raz zimniej. Na skórze pojawia się gęsia skórka, a przez ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Cała zaczynam się trząść.
CZYTASZ
Innocentia
FantasyOPIS On stworzony przez Boga. Anioł. Ma za zadanie zwabić, uwieść i z niszczyć owoc grzechu. Ona pół anioł. Pół upadła. Chodź uznawana za uosobienie dobra. Skrywa głęboko w środku w sobie ciemność. Zrodzona z najgorszego grzechu. Ta dójka została...